Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Pod pachą trzymał laptop.
- Ściągnąłem dzisiejsze zdjęcia z aparatu, chcecie obejrzeć?
- Jasne, pokaż i wrzuć mi potem na pendrive’a - rzuci! Ludwik, sadowiąc się przy
stoliku.
Frank zerkną! na Ingę, opatulającą się szczelnie w szlafrok.
- Zobacz, to zdjęcia z plaży i naszego spaceru po mieście.
Inga patrzyła bez większego zainteresowania, jakby dając koledze do zrozumienia, że
jest zmęczona. Tak bardzo chciała zamknąć oczy i zostać ze swoimi myślami. Przeanalizować
to wszystko, co się dziś stało, doszukać się jakiegoś głębszego sensu, wyłuskać z tego tę
najważniejszą pesteczkę, istotę wszystkich zdarzeń. Może dzięki temu dowie się, czemu
właściwie miało to wszystko służyć?
Ludwik i Frank zaśmiewali się ze zdjęć, komentowali głośno to, jak na nich wyszli,
czy właściwie prezentowali się w niebieskiej wodzie i na złotym piasku. Ludwik ładnie
wychodził na zdjęciach, był bardzo fotogeniczny. Na wszystkich błyskał garniturem zębów,
wyglądał jak amerykański gwiazdor.
- O patrz, tutaj, jak dziewczyny się do niego garną! - zaśmiał się Frank.
Inga mimochodem spojrzała. Widok, który ujrzała, zmroził ją. To był
Frank na tle tamtego domu. Okno Michała. Jej zacieniona postać w oknie, raczej obrys
postaci, ale wiedziała przecież, że to ona. Za jej plecami postać nieco wyższa. To Michael.
Oboje niewyraźni, jak zjawy, nierozpoznawalni. Na kolejnym zdjęciu - znów ona, tym razem
Michael stoi bliżej. I kolejne.
‘~Bretońskie miasteczka tętnią życiem nawet o zmierzchu. To nocne targowisko
sztuki, muzyki, rękodzieła.
^Andrzej Skrodzki
Wszystkie postacie zbliżone. Ludwik, Frank i koleżanki, uśmiechnięci, w objęciach,
na tle tamtego okna z dzikim winem. A w nim ona, z głową przechyloną na bok, poddająca
się pocałunkom w szyję. Ich rysy były już wyraźniejsze, zazłocił się lekko wyszywany kwiat
na tunice; Inga widziała na tym zdjęciu tylko siebie i Michała, miała nieznośne wrażenie, że
jej spojrzenie obrysowało jak gruby marker ciemną pętlą ich sylwetki ukryte za szybą i że
Ludwik i Frank patrzą teraz tylko na nich.
- Patrz!wykrzyknął Ludwik do Franka i serce w niej zamarło. Patrzyła w kierunku
wskazanym przez narzeczonego. Zaschło jej w gardle, zapewne pobladła, bo Frank z
niepokojem spojrzał na nią.
- Źle się czujesz? - zapytał nawet z troską w głosie.
- Nie - rzuciła cicho, patrząc na Ludwika, który mierzył palcem w szybę ekranu.
- Patrz! - powtórzył tamten. Frank spojrzał. Inga zadrżała.
- Wyszedłem jak ten aktor, Jude Law!
Odetchnęła z ulgą. Próżność jej narzeczonego okazała się zbawienną. Nie patrzył na
nic więcej, tylko na siebie. Serce łomotało wciąż jak oszalałe, nie wiedziała, jak je uspokoić.
Usłyszała jeszcze głos Franka:
- No, rzeczywiście, jesteś nawet trochę do niego podobny. Tylko nieco starszy!
- Och, ty! - szturchnął go Ludwik i obaj zaśmiali się głośno.
Inga odwróciła się do nich tyłem i weszła do łóżka, dając tym samym Frankowi do
zrozumienia, że jego wizyta jest już skończona.
Nie mogła spać, mimo że Ludwik posapywał już miarowo. Przed jej oczami wciąż
przesuwały się obrazy: spotkanie z Michaelem, jego dotyk, pocałunek, a potem tamta złość i
gniew na niego.
„Może po prostu nie kocham Ludwika, skoro poszłam do domu obcego mężczyzny i
byłam prawie gotowa na to, by być z nim?” - pytała samą siebie. Miała w sobie teraz dziwną
pewność, że jeśli się kogoś kocha, nie myśli się o innym mężczyźnie. „Czy zatem on mnie
również nie kocha, skoro mnie zdradził?” - logika tych myśli zaskoczyła ją nagle.
Powróciła potem do niej, już na ulicy Griinbergu, gdy wracała od matki. Nie zwracała
uwagi na deszcz, bo dzięki wspomnieniom zapomniała, że jest w swoim ciele. Była teraz

Podstrony