Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Ale skąd o tym wiesz?
- Na tym polega moja praca.
- Przyjaciel czy wróg? - spytał.
- Przyjaciel.
Odwrócił głowę i spojrzał na nią. Skuliła się w fotelu i znowu była małą dziewczynką... choć nie miała na sobie fartuszka w kratkę i nie była zdenerwowana.
- Sądzę - odezwał się - że zadawanie ci pytań nie ma sensu?
Pokręciła głową.
- Gdybym zaczął je zadawać, pewnie byś skłamała.
- Jeślibym zechciała - odrzekła.
- Mógłbym wydobyć z ciebie odpowiedzi.
- Mógłbyś, ale nie chcesz. Wiesz, Ash, znam cię dość dobrze.
- Spotkałaś mnie dopiero wczoraj.
- Tak - odparła - ale badałam cię przez dwadzieścia lat.
Roześmiał się.
- Nawet o mnie nie myślałaś. Tylko...
- I wiesz co, Ash?
- Słucham?
- Uważam, że jesteś cudowny.
Zerknął na nią. Siedziała nieruchomo w kąciku fotela, wiatr przylepił do jej twarzy kosmyk miedzianych włosów... Jej ciało było miękkie, twarz lśniła lekko. A mimo to, pomyślał. Mimo to...
- Miło z twojej strony - odpowiedział. - Mógłbym cię za to pocałować.
- Możesz mnie pocałować, Ash - rzekła - kiedy tylko zechcesz.
Po chwili zaskoczenia zatrzymał samochód i zrobił to.
12.
 
Kufer dostarczono rankiem, kiedy Sutton kończył śniadanie.
Był stary i zniszczony, wiekowe skórzane pokrycie wisiało w strzępach, odsłaniając zmatowiały stalowy szkielet, upstrzony tu i ówdzie plamami rdzy. Klucz znajdował się w zamku, a klamry pasów były połamane. Na jednym rogu skórę całkowicie obgryzły myszy.
Sutton pamiętał go... Kiedy był jeszcze chłopcem i chodził na strych, aby się tam bawić w deszczowe popołudnia, kufer stał zawsze w odległym kącie.
Rozłożył zgrabnie zwinięty w rulon egzemplarz porannego wydania “Gazety Galaktycznej", przyniesiony mu razem ze śniadaniem. Informacja, której szukał, znajdowała się na pierwszej stronie, jako trzecia na kolumnie wiadomości z Ziemi:
Pan Geoffrey Benton został zabity ubiegłej nocy podczas nieoficjalnego spotkania w jednym z centrów rozrywkowych dzielnicy uniwersyteckiej. Zwycięzcą był pan Asher Sutton, który dopiero wczoraj powrócił z misji do 61 Łabędzia.
I jeszcze ostatnie zdanie, zawierające największe potępienie, jakie można napisać o pojedynkowiczu:
Pan Benton strzelił pierwszy i chybił.
Sutton znowu złożył gazetę i starannie umieścił ją na stoliku. Zapalił papierosa.
Myślałem, że to będę ja, powiedział do siebie. Nigdy dotąd nie strzelałem z takiego pistoletu... Nie wyobrażałem sobie, jak to wygląda. Chociaż oczywiście czytałem i słyszałem o takiej broni. Pojedynki mnie nie interesowały, a na starej broni znali się tylko pojedynkowicze, zbieracze i antykwariusze.
Prawdę mówiąc, to nie ja go zabiłem, to on zabił samego siebie. Gdyby nie chybił, a spudłowanie w tych okolicznościach jest niewybaczalne, notatka brzmiałaby na odwrót:
Pan Asher Sutton został zabity ubiegłej nocy w spotkaniu...
Dziewczyna powiedziała, że urządzimy sobie wspaniały wieczór. Może wiedziała. Zjemy obiad i urządzimy sobie wspaniały wieczór. Urządzimy sobie wspaniały wieczór i Geoffrey Benton zabije cię w Zag House.
Tak, kontynuował rozmyślania Sutton, mogła o tym wiedzieć. Jak i o innych sprawach. Na przykład o znajdujących się w moim pokoju pułapkach na szpiegów. I o kimś, kto przygotował Bentona do rzucenia wyzwania i zabicia mnie.
Kiedy zapytałem: “wróg czy przyjaciel", odpowiedziała “przyjaciel", ale słowa wypowiada się łatwo. I trudno się doprawdy zorientować, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Wspomniała, że byłem obiektem jej dwudziestoletnich badań, i to jest oczywiście kłamstwem. Dwadzieścia lat temu właśnie wyruszałem do Łabędzia i byłem kimś nieważnym. Po prostu śrubką w wielkiej maszynie. W dalszym ciągu nie jestem ważny. Mam znaczenie tylko dla siebie samego, ale liczy się jedynie ta wielka idea, o której nikt oprócz mnie nie może wiedzieć. Jeżeli nawet rękopis skopiowano, nikt nie zdoła go odczytać.
Zapewniła, że jest moim przyjacielem. Jednocześnie jednak doskonale wiedziała, że Bentona przygotowano, aby rzucił mi wyzwanie i mnie zabił. Mimo to zadzwoniła i umówiła się ze mną.
Powiedzieć można, co się chce. Słowa bywają fałszywe, ale przecież nie wszystko kłamie... Sposób, w jaki jej wargi dotykały moich ust, czułe dotknięcie palców przesuwających się po moim policzku...
Zgasił papierosa, wstał i podszedł do kufra. Zamek był zardzewiały, klucz obracał się z trudem, w końcu jednak udało mu się go otworzyć. Podniósł wieko.
Kufer był pełen starannie ułożonych papierów. Sutton spojrzał na nie i roześmiał się cicho. Buster zawsze był bardzo metodyczny. Zresztą, wszystkie roboty są metodyczne. Taka jest ich natura. Metodyczne i - jak to określił Herkimer? - uparte. Metodyczne i uparte.
Kucnął na podłodze obok kufra i zaczął szperać w jego wnętrzu. Stare listy starannie związane w paczki. Notes jeszcze z okresu studiów. Plik spiętych razem dokumentów, które z całą pewnością były już nieaktualne. Brulion pełen nie przyklejonych wycinków. I album wypełniony mało wartościowym zbiorem znaczków.
Przysiadł na piętach, ze wzruszeniem przewracając kartki albumu, i poczuł, jak znowu powraca czas dzieciństwa. Tanie znaczki, bo nie miał pieniędzy, żeby kupić bardziej wartościowe. Kolorowe, bo takie mu się wtedy podobały. Większość z nich jest w kiepskim stanie, ale przecież kiedyś wydawały mu się cudowne.