Otrzymała w tym czasie dwa listy od Hermy. Przyjaciółka prosiła ją o powrót i zamieszkanie w domu wujostwa, gdzie podobno zapanowały teraz inne stosunki dzięki energicznemu przeciwstawianiu się pani Klary wszechwładnemu dotąd małżonkowi. Waleria mogłaby zatem przyjechać nie narażając się na żadne przykrości, ale wysłała odpowiedź odmowną, dziękując jednocześnie Hermie za zaproszenie.
Zagroda wyglądała obecnie całkowicie inaczej. Dach pokryty świeżą papą, ściany wymalowane, zabudowania gospodarskie odnowione, ogródek uprawiony. W samym domu także było czysto i schludnie. Hanka i Karol widząc, iż siostra nie wzdraga się przed żadną pracą, chętnie pomagali jej we wszystkim. Jedynie ojciec nigdy nie kiwnął nawet palcem.
- Czy nie cieszy cię to wcale, że u nas jest teraz tak ładnie? - zagadnęła go kiedyś Waleria.
- Myślałby kto, że to twoja zasługa! Obeszłoby się i bez ciebie - mruknął niechętnie stary i prędko wyszedł.
- Nic sobie nie rób z tego, Walu - starała się pocieszyć siostrę Hanka.
- Może i ojciec się kiedy odmieni - dodał Karol, poklepując przyjaźnie Walerię po ramieniu.
Waleria siadła pod oknem z zamiarem łatania uszkodzonych sztuk bielizny. Zanim jednak zabrała się do szycia, wyjrzała na zewnątrz. Jej wzrok powędrował w stronę imponującej budowli na wzgórzu.
- Do kogo należy ten zamek, mamo?
Hartmannowa, wyglądająca znacznie młodziej i zdrowiej niż przedtem, ponieważ córka namówiła ją do większej dbałości o siebie, niespokojnie drgnęła, usłyszawszy to pytanie.
- A cóż on może nas obchodzić? - odparła na pozór obojętnie.
- Prezentuje się tak pięknie na tle zieleni. Patrzę nań z wielką przyjemnmścią. Wyobraź sobie, mamo, śniło mi się niedawno, że wspinam się pod górę, do tego zamku. Jak się nazywa właściciel?
- Nie zawracaj sobie głowy głupstwami, Walu. Co ci z tego przyjdzie?
- Sama nie wiem, po prostu jestem ciekawa. Jak się więc nazywa?
- To pan von Waldheim.
- A w jakim może być wieku?
- Cóż, właściciel jest stary, ma chyba z siedemdziesiąt lat, ale majątkiem zarządza wnuk, którego ojciec już nie żyje. Ten był najdumniejszy i najgorszy ze wszystkich. Twoja matka mogłaby powiedzieć na ten temat niejedno!
- Ty, mamo? Czy wyrządził ci jakąś krzywdę?
Pani Hartmann nagle zaczerwieniła się, potem równie rapotownie zbladła i trwożnie rozejrzała się wokół.
- Mnie? Co znowu! Czasem człowiek palnie jakieś głupstwo. Zresztą, dość tej gadaniny! Daj mi spokój!
Waleria zdziwiła się dostrzegłszy, jak matka mieni się na twarzy. Chętnie dowiedziałaby się czegoś więcej, ale widząc, że Hartmannowa jest zniecierpliwiona, a jej czoło przecina gniewna zmarszczka - zaniechała dalszych pytań. Po dłuższej chwili dopiero zagadnęła nieśmiało:
- A którędy biegnie droga do zamku? Czy można wejść na wzgórze?
- Nie, nie próbuj nawet. Zamek jest strzeżony... Parku pilnują złe psy...
- Ale przecież obok parku można chyba spacerować? Zdaje mi się, że droga pod górę przebiega koło kościoła.
- Tak, ale radzę ci dobrze, nie chodź tam.
Walerię ogarniała jednak coraz większa chęć wybrania się na przechadzkę w okolice zamku. Skończywszy naprawianie bielizny, rzekła:
- Wpadnę teraz do nauczyciela. Obiecałam jego żonie, że ich odwiedzę.
Młoda małżonka nauczyciela była przez czas jakiś guwernantką w Anglii i tak samo jak Walerii sprawiało jej przyjemność konwersowanie po angielsku oraz po francusku. Hartmannowa na wiadomość o tym, że Wala zna inne języki poza ojczystym, nie posiadała się ze zdumienia, tak wielkie uczyniło to na niej wrażenie. Rodzeństwo natomiast podziwiało Walerię i było dumne ze swej mądrej, eleganckiej siostry.
Pani Hartmann nie cieszyły co prawda częste wizyty Walerii w domu nauczyciela, ale świadoma tego, że córka potrafi być niekiedy nadzwyczaj uparta i stanowcza - nie wyrażała sprzeciwu.
Wala poszła zatem do domu, w którym jak zwykle przyjęto ją z radością. Gospodarze lubili z nią gawędzić i prosili zawsze, aby im opowiadała o swoich podróżach. Rozmawiali także o jej kłopotach rodzinnych. Waleria była ciekawa, czy ojca można byłoby w jakiś sposób odzwyczaić od picia.
Nauczyciel twierdził, że nieraz już próbował wpłynąć na Hartmanna, ale spotykał się z jego zaciętym uporem, a nawet wyzwiskami.