– A ja myślałam,że trzymasz moją stronę – wes-
tchnęła,napełniając kubek.
– Nie pomyliłaś się. Problem w tym,że trzymam
też stronę Bryce’a. – Steph się rozpromieniła. – Jak widzisz,dbam o równe szanse dla wszystkich.
– Bryce wciąż nie rozumie,czemu podjęłam taką
decyzję. Jest święcie przekonany,że krzywdzę go bez powodu.
– Mężczyźni bywają wybiórczo ślepi. W ten spo-
sób mogą się wszystkiego wypierać,gdy dochodzi do
ostatecznej konfrontacji.
– Podejrzewam,że ten opór wynika z jego charak-
teru. Bryce nienawidzi przegrywać. Przez dwa lata
desperacko rehabilitował kolano,zanim ostatecznie
pogodził się z myślą o zakończeniu kariery. Potem
zamknął się w sobie i przestał rozmawiać o swojej
pasji. – Tia zaśmiała się z goryczą. – Zawsze niechętnie okazywał uczucia,ale po rozstaniu z futbolem stał się milczący i zimny jak głaz.
Steph z powagą patrzyła na szefową.
– Zdajesz sobie sprawę,że już zawsze tak będzie?
Kiedy podpiszecie papiery,zniknie wszystko,co was
łączyło.
Po plecach Tii przebiegł dreszcz. Dotąd nie
14
Paula Detmer Riggs
wybiegała myślami tak daleko,lecz dotarło do niej,że Steph trafiła w samo sedno.
– Wszystko się skończyło w chwili,gdy otoczył się
murem i stracił ze mną kontakt.
– Może nie chciał,żebyś widziała,jak bardzo cierpi.
Faceci bywają strasznie nieprzyjemni,gdy coś im się nie udaje i muszą zmienić wyobrażenie o sobie.
– Wierz mi,przy czterech braciach wielokrotnie
miałam okazję przekonać się o tym. Ale właśnie po to wygłasza się tradycyjną formułkę: ,,Na dobre i na złe’’.
Poszłabym do piekła,żeby mu pomóc pokonać roz-
czarowanie i ból,ale Bryce nie dał mi szansy. Po prostu nie ufa mi na tyle,by podzielić się ze mną tym,co
najtrudniejsze i sprawia największe cierpienie,a to boli najbardziej.
W oczach Steph pojawiło się współczucie i zro-
zumienie.
– Przykro mi,Tia. Naprawdę.
– Wiem. Mnie też.
Tia wypiła trochę kawy i poczuła,że nieprzyjemny
chłód znika. Chciała zapomnieć o sprawach,nad
którymi nie miała kontroli,i zająć się tym,nad czym potrafiła zapanować.
– Zanieś do sali konferencyjnej materiały do pre-
zentacji. Muszę jeszcze raz je przejrzeć przed przybyciem klientów – oznajmiła i ponownie nalała sobie
kawy.
Steph zrozumiała aluzję.
– Za chwilę,tylko załatwię pocztę.
Tia zarzuciła torebkę na ramię,wzięła aktówkę,
weszła do swojego gabinetu... i stanęła jak wryta.
Zdradź swoje imię
15
– O cholera – mruknęła. Na środku biurka stał
wazon ze szkła ołowiowego,wypełniony wysokimi,
świeżymi różami. Było ich kilkadziesiąt. Aksamitne płatki miały intensywnie czerwoną,niemal czarną
barwę,a na ciemnozielonych liściach połyskiwały
kropelki rosy. Cały pokój był wypełniony rozkosznie upojną wonią.
– Zdrajczyni! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– wykrzyknęła Tia,gdy do gabinetu weszła Steph.
– O rety! Nic nie wiedziałam. Gdy przyszłam
do pracy,drzwi były zamknięte. Tylko czło-
wiek-pająk mógł się tu dostać. – Steph dotknęła
palcem kropli rosy. – Nie stoją tu dłużej niż dwie godziny.
Tia pokiwała głową.
– Dostawca musiał porozumieć się z Marilyn,choć
nic mi o tym nie wspomniała. – Zerknęła na asystent-kę. – A może to prezent dla ciebie?
– W twoim gabinecie? Zobacz,jest bilecik. Cieka-
we,od kogo.
– Nie popędzaj mnie. Rozkoszuję się chwilą.
– Będziesz się rozkoszowała później,szkoda czasu.
Tia odetchnęła głęboko i sięgnęła po kopertę z papieru welinowego,tkwiącą między błyszczącymi liśćmi.
Na przesyłce widniał napis: ,,Dla Tii’’. Koperta była zaklejona.
Serce Tii gwałtownie przyspieszyło. Czyżby myliła
się co do Bryce’a? Może jednak postanowił o nią
walczyć? Poczuła ucisk w gardle.
– Tia,rozedrzyj tę cholerną kopertę – jęknęła
błagalnie Steph.
16
Paula Detmer Riggs
– Szczerze mówiąc,trochę się boję. A jeśli kwiaty
przysłał ktoś,kogo nie lubię?
– Wówczas uprzejmie mu podziękujesz i nie bę-
dziesz odbierać jego telefonów.
– Nie,to ty nie będziesz ich odbierać – poprawiła ją Tia i rozdarła kopertę. Był w niej miniaturowy kartonik,bez żadnych charakterystycznych znaków,dzięki
którym można by zidentyfikować kwiaciarnię lub
sposób dostawy.
– Na litość boską,Tia,co tam jest? – niecierpliwiła się Steph.
Tia odetchnęła cudownym zapachem kwiatów i od-
chrząknęła.
– To będzie nasz rok – odczytała na głos. – Twój cichy wielbiciel.
Sobotni mecz z Packersami okazał się wyjątkowo
emocjonujący. Prowadzenie zmieniało się z kwarty na kwartę,a na piętnaście sekund przed zakończeniem