No ale on zawsze wolał robić w samochodach niż w ziemi...
A teraz, jak jest tam, to nawet nie ma komu tych kół zrobić w moim szerszeniu... Czy to nie
śmieszne?
Mój syn u Niemców, a Niemcy przysyłają mi swojego chłopaka, żeby choć dobrego, ale szrot mi
przysłali, lenia śmierdzącego. Płaciliby o połowę mniej, nie wziąłbym!... A właśnie, kiedy mam ci go
dać do roboty przy domu?
— Ale nie trzeba.
— Co nie trzeba?! Jak powiedziaÅ‚em, że ci go pożyczÄ™, to pożyczÄ™. U nas jak chÅ‚op powie, to Å›wiÄ™te.
Zresztą ten gnojek przeskrobał coś w życiu, a mi płacą duże pieniądze, żeby go nie musieli mieć u
siebie.
No to jak taki z niego bandzior, niech trochÄ™ porobi, pozna, co to praca. CiÄ…gle lata gdzieÅ› po okolicy.
Dzisiaj miaÅ‚ być na Å›winiobiciu i co? Gówno! Nie ma Helmuta... Ale jak przyjdzie, to... — Lebioda
zaciÄ…Å‚ siÄ™. — Wiesz, mógÅ‚bym mu wpierdolić, ale nie zrobiÄ™ tego. Gnojek ma w oczach jakÄ…Å› chorobÄ™.
Lepiej nie ryzykować, żeby rozlała się na świat. Jakoś go przetrzymam. Za te dwa tysiące euro
miesięcznie warto, no nie? Wiele nie je, to nawet jeśli nic nie robi na gospodarstwie, opłaca się, no
nie?
Pod bramę wjazdową podjechał biały ford escort.
— O, przyjechaÅ‚ Misztal — mruknÄ…Å‚ Lebioda i wstaÅ‚, by przywitać siÄ™ z rzeźnikiem.
Był to wielki chłop z łagodną twarzą dziecka.
Wszyscy mieszkańcy okolicznych wiosek mówili o nim „pan Misztal", bo wzbudzał szacunek nie
tylko z racji swojego zawodu, w którym nie miał sobie równych, ale i z racji legendarnej siły. Tylko
Lebioda z przyjaźni mówił na niego „Misztal". U Lebiody bił zwierzęta za pół ceny. Ich przyjaźń
obfitowała w opowieści, którymi można by zapisać grube księgi albo posłużyć się do nakręcenia
kilku dobrych filmów pełnych komediowych gagów. Przede wszystkim pan Misztal i Lebioda
uwielbiali się zakładać.
Nie były to jednak zakłady, w których zwycięstwo zależałoby od kogoś innego. Zwycięstwo musiało
zależeć od któregoś z nich. Dlatego prowokowali sytuacje życiowe, gdzie jeden musiał udowodnić
drugiemu swoją rację. Już pierwsze spotkanie Tomasza z panem Misztalem zakończyło się zakła194
dem. Chcieli sprawdzić, który z nich jest silniejszy na rękę. Założyli się oczywiście o flaszkę.
Wiadomo, stawia ten, kto przegra. Pan Misztal był pewny swego, bo łapę miał jak niedźwiedź, ale
nie docenił krótkiego przedramienia swojego przeciwnika, który w dodatku miał gruby nadgarstek i
twardy jak skała biceps. Siłowali się wpierw na prawą. To zaproponował Lebioda, bo prawą miał
słabszą. Brał pod uwagę przegraną, ale wiedział, że może liczyć na swoją lewą, a zawsze lepszy efekt
pozostawia wygrana na drugą rękę, nawet jeśli przegrało się na pierwszą, niż wygrana na pierwszą,
gdy zaraz potem przegrało się na drugą. Psychologia! Tomasz Lebioda uwielbiał to słowo, choć nie
wiedział, skąd je zna. Nie przegrał z Misztalem na prawą, ale też nie wygrał. Po dwudziestu
minutach strzelania mięśni ogłosili remis i pan Misztal był głęboko poruszony oporem swojego
przyszłego przyjaciela. Świat mu się jednak dopiero zawalił, gdy Lebioda już po kilku sekundach
położył go na lewą. Odtąd pan Misztal szukał rewanżu. Pewnie mu się udało nieraz, ale Tomasz o
tym nie opowiadał. Mówił za to o swoim drugim zwycięstwie nad przyjacielem.
Dzień był upalny jak dzisiaj, a im strzeliło do głów, że będą się ścigać do Bolkowa i z powrotem.
W sumie ładnych parę kilometrów. Byli wtedy młodzi i w głowach im się gotowało. Założyli się
oczywiście o flaszkę. Pan Misztal był pewny wygranej.
Sprawny i wyćwiczony, nie obrósł jeszcze tłuszczem, który już od wielu lat utrudniał mu
oddycha195 nie. Wtedy był jeszcze szczupły. Poza tym miał silnie umięśnione nogi, szczególnie
łydki. I te łydki, gdy już biegli, trochę niepokoiły Lebiodę. Z takimi łydkami nie miał szans. Czuł, że
równe tempo biegu będzie dla niego zabójcze, dlatego zastosował taktykę. Gdy już biegli z
powrotem i do mety, którą była tablica z nazwą wioski, brakowało kilometra, Lebioda zaczął
przyspieszać. Wyprzedzał pana Misztala o dwadzieścia metrów, ten go doganiał, przeganiał i znowu