Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Co się stało?
Ponieważ naprawdę lubiła Freddiego i szczerze mu ufała, powiedziała mu wszystko, co wiedziała. Freddie słuchał z powagą i skupieniem. Nie zajęło jej to wiele czasu. Kiedy skończyła, wciąż jeszcze słychać było trzask drzwi i warkot samochodów odjeżdżających z parkingu.
Freddie milczał przez jakiś czas, wyglądając przez okno. Potem odwrócił się w jej stronę. - On musiał przeżyć jakieś załamanie nerwowe.
Audra pokręciła głową. - Nie. To nie było to. Niemożliwe. - Przełknęła ślinę i dodała: - Może powinieneś tam być?
Freddie uśmiechnął się ironicznie.
- Musisz zrozumieć, że dorosły facet raczej rzadko dotrzymuje obietnic składanych w dzieciństwie. Czytałaś książki Billa. Wiesz, jak dużo jest w nich o dzieciństwie, i to naprawdę świetne książki. Ostre. Bardzo wnikliwe obserwacje. Stwierdzenie, że mógł zapomnieć wszystko z tamtego okresu, moim zdaniem graniczy z absurdem.
- Blizny na jego dłoniach - powiedziała Audra. - Nigdy ich tam nie było. Aż do tego ranka.
- Bzdury! Po prostu aż do tego dnia ich nie zauważyłaś.
Wzruszyła bezradnie ramionami. - Zauważyłabym.
Zrozumiała, że on również jej nie wierzył.
- No i co mamy robić? - zapytał Freddie, a ona jedynie pokręciła głową. Freddie odpalił od niedopałka kolejnego papierosa. - Załatwię jakoś tę sprawę z szefem związku zawodowego - stwierdził. - Nie osobiście - ten typ obecnie prędzej skoczyłby w ogień, niż przydzieliłby mi kolejnego kaskadera ze swojej grupy. Poślę do jego biura Teddy’ego Rowlanda. To bufon, ale jak chce, to potrafi sprawić, że ptaki z pobliskich drzew zlecą się, żeby usiąść mu na ramionach. Ale co potem? Zostały jeszcze cztery tygodnie zdjęciowe, a twój mąż jest gdzieś w Massachusetts...
- Maine...
Pomachał ręką. - Nieważne. A jak dobra będziesz bez niego?
- Ja...
Pochylił się do przodu. - Lubię cię, Audra. Naprawdę. I lubię Billa, pomimo biedy, jakiej mi napytał. Jeżeli scenariusz wymaga przeróbki, zajmę się tym. Zrobię, co do mnie należy - zajmowałem się tym kiedyś... A jeżeli nie spodoba mu się to, co wypichcę, to trudno - sam będzie sobie winien. Mogę to zrobić bez Billa, ale bez ciebie sobie nie poradzę. Nie mogę ci pozwolić na powrót do Stanów. Jesteś mi potrzebna tutaj. Czeka nas huk roboty. Poradzisz sobie?
- Nie wiem.
- Ja też nie. Ale chciałbym, żebyś coś sobie przemyślała. Możemy zatuszować tę aferę przez jakiś czas, kto wie, może nawet do końca zdjęć, jeżeli zrobisz to, co do ciebie należy. Ale jak stąd wyjedziesz, nie będę mógł cię kryć. Potrafię się nieźle wkurzyć, ale nie jestem mściwy z natury i nie powiem ci, że jeżeli wyjedziesz, dopilnuję, żebyś już nigdy nie mogła wrócić do biznesu. Powinnaś jednak wiedzieć, że jeżeli przylgnie do ciebie etykietka kobiety trudnej i impulsywnej, to może się tak skończyć. Mówię to jako twój dobry przyjaciel. Zdajesz sobie z tego sprawę. Obraziłaś się?
- Nie - odparła szeptem. W sumie wcale jej to teraz nie obchodziło. Mogła myśleć tylko o Billu. Freddie był miłym facetem, ale nie potrafił jej zrozumieć. Jedyne, co go obchodziło, to film. Nie widział tego spojrzenia w oczach Billa... ani nie słyszał, jak się zacinał.
- Świetnie - dodał. - Może wybierzesz się ze mną do „Zająca i Ogara”. Wypijemy sobie po jednym.
Pokręciła głową.
- To ostatnia rzecz, jaka teraz by mi się przydała. Pojadę do domu i przemyślę to wszystko.
- Zadzwonię po samochód - powiedział.
- Nie. Pojadę pociągiem.
Przyjrzał się jej z uwagą - jedna jego dłoń spoczywała na telefonie.
- Sądzę, że zdecydowałaś się pojechać za nim - stwierdził Freddie. - A ja twierdzę, że popełniasz poważny błąd, moja droga. Billowi coś odwaliło, ale to facet o solidnych fundamentach. Jak mu przejdzie, to wróci. Gdyby chciał, żebyś z nim pojechała, toby ci powiedział.
- Nic nie zdecydowałam - powiedziała, choć w głębi serca czuła, że podjęła już decyzję, zanim jeszcze tego ranka przyjechał po nią samochód.
- Uważaj, kochanie! - rzekł Freddie. - Nie zrób czegoś, czego potem mogłabyś żałować.
Uświadomiła sobie, że próbował na nią wywrzeć nacisk - żądał, aby się poddała, złożyła obietnicę, robiła, co do niej należało, i czekała cierpliwie, aż Bill wróci... albo ponownie zniknie w mrocznej aurze przeszłości, z której się wyłoniła.
Podeszła do niego i pocałowała go lekko w policzek.
- Na razie, Freddie.
Dobiła do domu i zadzwoniła na lotnisko. Skontaktowała się z British Airways. Powiedziała urzędniczce, że chciałaby wiedzieć, jak najszybciej mogłaby dostać się do małego miasteczka Derry, w stanie Maine. Przez chwilę panowała cisza, podczas gdy urzędniczka sprawdzała dane na komputerze... i nagle, niby znak z niebios, okazało się, że B A 23 ma postój w Bangor, o niecałe 50 mil od miasta, które miało być jej punktem docelowym.
- Czy mam rezerwować dla pani miejsce?
Audra zamknęła oczy i zobaczyła niedostępne, w sumie dość przystojne, przepełnione powagą oblicze Freddiego, a potem usłyszała jego głos: „Uważaj, kochanie. Nie zrób czegoś, czego potem mogłabyś żałować”.
Freddie nie chciał, aby wyjeżdżała. Bill również. Czemu więc jej serce tak gorąco namawiało ją do wyjazdu? Zamknęła oczy. Jezu. Czuję się po prostu okropnie...
- Proszę pani? Jest tam pani jeszcze?
- Proszę zarezerwować dla mnie miejsce - powiedziała Audra, a potem zawahała się. „Uważaj, kochanie...” Może powinna przespać się z tym problemem. Osiągnąć pewien dystans pomiędzy nią a całym tym szaleństwem. Zaczęła gmerać w torebce w poszukiwaniu karty American Express. - Na jutro. Może być pierwsza klasa, ale wezmę cokolwiek.
A jeżeli zmienię zdanie, zawsze mogę zrezygnować. Pewno tak zrobię. Rano się obudzę i wszystko będzie dla mnie jasne i normalne.