Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

— PrzeczyÅ›ciÅ‚em cala
 
wyciorem.
 
— No, to tymczasem — powtórzyÅ‚ Robert Jordan, a stary
odszedł cicho na swoich sznurkowych podeszwach, stawiając
wielkie kroki między drzewami.
 
Robert Jordan położył się na leśnym igliwiu i słuchał, jak
gałęziami sosen porusza lekko pierwszy powiew wiatru, który
miał zerwać się o świcie. Wyjął magazynek z pistoletu maszyno-
wego i odciągnął, a potem spuścił zamek. Następnie odwrócił
broń z otwartym zamkiem, po ciemku przyłożył do ust wylot lufy i
przedmuchał ją czując tłusty, oleisty smak metalu, gdy dotknął
językiem otworu. Położył pistolet na przedramieniu, zamkiem do
góry, tak aby igliwie lub pył nie dostały się do środka, po czym
dużym palcem powypychał z magazynka wszystkie naboje na
rozłożoną chustkę. Następnie obmacując każdy z osobna i obraca-
jÄ…c go w palcach wcisnÄ…Å‚ je po kolei z powrotem do magazynka.
Teraz magazynek znowu zaciążył mu w ręce; założył go na broń i
wyczuł jak zaskoczył. Ułożył się na brzuchu za pniem sosny
trzymając pistolet maszynowy na lewym przedramieniu i patrzał
w punkcik światła na dole. Chwilami go nie widział i wtedy
domyślał się, że wartownik musiał przechodząc zasłaniać żarzące
się węgielki. Leżał tak i oczekiwał świtu.
 
XLII
 
Przez ten czas, kiedy Pablo powrócił z gór do jaskini, a potem
wszyscy zeszli do miejsca, gdzie zostawili konie, Andres zbliżał się
szybko do kwatery Golza. Tam, gdzie wjechali na główną szosę do
Navacerrady, którą wracały z gór ciężarówki, był punkt kontrol-
ny. Jednakże kiedy Gomez dał żołnierzowi na punkcie przepustkę
wystawioną przez podpułkownika Mirandę, ten skierował na nią
światło latarki elektrycznej, pokazał koledze, a potem zwrócił i
zasalutował.
 
— Siga — powiedziaÅ‚. — Jedźcie dalej. Ale bez Å›wiatÅ‚a.
 
Motocykl zawarczał znowu, Andres uchwycił się przedniego
siodełka i ruszyli drogą. Gomez ostrożnie wymijał samochody.
Żadna z ciężarówek posuwających się w długiej kolumnie nie
miała zapalonych reflektorów. Załadowane wozy jechały w drugą
stronę, pod górę, a wszystkie wzbijały kurz, którego Andres nie
widział w ciemnościach, tylko czul jako tuman nawiewany w
twarz i zgrzytający między zębami.
 
Jechali teraz tuż za tylną klapą jakiejś ciężarówki, motocykl
terkotał, wreszcie Gomez dodał gazu, wyminął tę, potem następ-
ną, jeszcze jedną i jeszcze jedną, podczas gdy z lewej przetaczały
siÄ™ z Å‚oskotem jadÄ…ce w przeciwnÄ… stronÄ™ samochody. Za motocy-
klem zjawiło się jakieś auto i w warkot ciężarówek i kurz wdzierał
się wciąż ryk jego klaksonu; potem błysnęło reflektorami, w
których pył ukazał się jako gęsta, żółtawa chmura, i minęło ich
wśród zgrzytu włączanych biegów i natrętnego, groźnego wrzasku
klaksonu.
 
Potem natrafili na zator; wszystkie pojazdy były zatrzymane.
Mijając sanitarki, wozy sztabowe, jeden samochód pancerny, po
 
r
 
KOMU BIJE DZWON
 
505
 
nim drugi i trzeci, stojące niby potężne, stalowe, najeżone lufami
żółwie wśród pyłu, który jeszcze nie opadł, dojechali do drugiego
punktu kontrolnego, gdzie przed chwilą nastąpiła kraksa. Któraś z
ciężarówek zahamowała, a następna, nie zauważywszy tego,
wjechała na nią i zdruzgotała jej cały tył wyrzucając na szosę
skrzynki z amunicją do broni ręcznej. Jedna ze skrzynek roztrza-
skała się przy upadku i kiedy Gomez z Andresem przystanęli i
zsiadłszy z motocykla prowadzili go naprzód między zatrzymany-
mi pojazdami, aby pokazać przepustkę na punkcie kontrolnym,
Andres stąpał po mosiężnych łuskach setek nabojów rozsypanych
w pyle drogi. Druga ciężarówka miała wgniecioną chłodnicę.
Stojąca za nią dotykała jej tylnej klapy. Ze sto następnych
przystawało już za nimi i jakiś oficer w grubych butach biegł do
tyłu po drodze krzycząc do kierowców, żeby się cofnęli, aby
można było ściągnąć z szosy rozbity wóz.
 
Jednakże samochodów nadjechało zbyt wiele, by mogły się
cofnąć, chyba żeby oficer zdołał dotrzeć do końca ciągle rosnącej
kolumny i nie dopuścić do jej dalszego powiększania. Andres

Podstrony