Sprzączka została rozpięta. Spodnie również. Droga
była wolna.
Czy może się odważyć?
Palce dziewczyny powoli zsuwały się w dół. Ledwie, dotykały jego skóry, muskały tylko leciutko. Podniecenie
stało się tak wielkie, że skuliła się, zacisnęła uda, przywarła do Vetlego całym ciałem i jęczała zdławionym głosem.
Hanna już od jakiegoś czasu była dojrzałą kobietą.
Brakowało jej tylko okazji do ćwiczenia swoich uwodzicielskich zdolności. Cyganie zachowywali pod tym względem wielką surowóść. Dziewczyna powinna zostać nietknięta do dnia ślubu. Kiedyś próbowała uwieść pewnego młodego Hiszpana z sąsiedniej wsi, ale jeden z Cyganów przyłapał ich, zanim doszło do czegokolwiek, i potem Hannie nie wolno było długo opuszczać obozu.
Teraz jednak jest mężatką. Nie popełnia żadnego
przestępstwa. Wręcz przeciwnie, to Vetle ją obraża, odmawiając tego, co przynależy do małżeństwa.
O, Boże! Nie wytrzymam! Tak blisko, tak strasznie
blisko!
Vetle miał sen. Wróciła tamta okropna wizja z pająka
mi, pełzającymi po jego ciele. Ale teraz kierowały się gdzie indziej, wślizgiwały mu się pod ubranie, szukały czegoś innego niż przedtem.
Całe ciało zlane potem. Vetle oddychał ciężko, prze-
straszony, krzyknął i... obudził się.
Pająki wciąż po nim łaziły, chciał je strząsnąć i szybko
cofnął rękę, ale nie na tyle szybko, by nie poczuć cudzej dłoni.
Zerwał się z wściekłością.
- Hanna!
Przerażona odskoczyła jak mogła najdalej.
- Co ty, do diabła, robisz? - syknął i zaczął gwałtownie
podciągać spodnie. - O co ci chodzi? Czy nie masz dobrze
w głowie?
- To moje prawo - wyjąkała zawstydzona. - Zanie-
dbujesz mnie.
- Nigdy się o ciebie nie starałem i nie przyjmuję do wiadomości tego idintycznego małżeństwa, jestem chłopcem, nie mężczyzną, i nie umiem obchodzić się z dziewczynami, zrozumiałaś?
- Ale mógłbyś mi jakoś pomóc! Potrzebuję tego.
- W czym mam ci pomóc? - warknął. - Trzymaj się
ode mnie z daleka, bo jak nie, to natychmiast sobie pójdę i tyle będziesz mnie widziała. Zresztą radzisz sobie sama
znakomicie, a poza tym jutro będziesz w domu. Wobec
tego naprawdę mogę sobie pójść. Żegnaj!
Wstał, ale Hanna uczepiła się jego ramienia.
- Bądź taki dobry, proszę cię, bądź dobry, nie zo-
stawiaj mnie! - prosiła. - Nigdy więcej już czegoś takiego nie zrobię, ale nie odchodź ode mnie.
Vetle zdenerwowany usiadł na posłaniu.
- To się już nigdy więcej nie może powtórzyć, zapamiętaj sobie. Ja od tego dostaję mdłości, nie cierpię tego. Obiecujesz, że zostawisz mnie w spokoju?
Hanna wykonywała mnóstwo tajemniczych gestów
i wykrzykiwała:
- Słowo honoru, niech trupem padnę, jeśli jeszcze
kiedyś mi się to przytrafi, przysięgam, że nie!
Vetle kiwał głową.
- No, to znakomicie! Ale, teraz myślę, że mimo wszystko pójdę spać do kościoła po drugiej stronie ulicy. Ty zostaniesz tutaj. Zobaczymy się wcześnie rano.
Skoczyła za nim.
- Nie! Ja nie mogę zostać sama. Pójdę z tobą, ale każde
będzie spać w innej części kościoła.
- Jak chcesz.
Przecięli ulicę, a potem każde znalazło sobie jakieś miejsce w dużym, pustym kościele. Marmurowa podłoga
była zimna, ale Vetle przyjmował ten chłód z wdzięcznością.
Ku jego wielkiemu, potwornemu zażenowaniu przy-
goda z Hanną skończyła się dla niego okropną erekcją. To właśnie to go obudziło i to dlatego taki był wściekły na dziewczynę.
Następnego dnia zbliżali się do rodzinnego miasteczka
Hanny.
Zewsząd wykrzywiało się do nich okrutne oblicze
wojny. Te tereny Niemcy zdobywali i ponownie tracili, dopóki sytuacja nie rozstrzygnęła się na froncie zachodnim, niedaleko stąd.
Zburzone wsie i miasteczka, głodujący ludzie, bezdomni, pozbawieni jakiejkolwiek pomocy. Zryte pociskami pola, zanieczyszczone rzeki i jeziora.
Vetle nie był w stanie pojąć, dlaczego te wszystkie bezsensowne rzeczy musiały się wydarzyć, i ten brak zrozumienia podzielało dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludności świata. Jeden procent, który był innego zdania,
to ludzie posiadający władzę, zakochani w walce, podziwiający heroizm.
Hanna i on wicle tego dnia nie rozmawiali. Nastrój panował między nimi nieszczególny, Hanna z przerażeniem oglądała wojenne zniszczenia.