Nie mogłam nie być obecna, gdyby na przykład przyszło im do głowy upiec Franka na wolnym ogniu. Ogarnął mnie pusty śmiech, mimo że nie widziałam w tym żadnego powodu do uciechy. Winę za to mogę z pewnością zrzucić na gorączkę i stan otępienia, w jakim się znajdowałam. Dołożyłam jeszcze większych, jeszcze bardziej obsesyjnych niż rano starań podczas toalety, długo czesząc włosy za pomocą prymitywnych miejscowych narzędzi i poprawiając twarz przed tykwą z wodą, która służyła mi za lustro.
Tak, to ja, to ja we własnej osobie - mówiłam do siebie, nie mogąc jakoś w to uwierzyć.
Kiedy szłam przez pah, słońce chyliło się już za wysokimi, błękitnymi górami ku zachodowi, wyjaskrawiając przez chwilę, zanim całkiem zapadło w noc, wzgórza chylące się pod ciężarem drzew. Drobne, codzienne sprawy, zwykłe życie, bardzo ruchliwe, a zarazem leniwe, wydawało się powracać do normalnego rytmu. Mogłam co najwyżej posłyszeć, a może bardziej odgadnąć, że świętowano powrót wojowników, że kobiety cieszyły się ich odzyskaniem, a oni cieszyli się odzyskaniem kobiet. Rozpalono ogniska. Tylko biegające w kółko i wrzeszczące dzieci dawały wyraz napięciu, które wciąż nie opadło, panującej w wiosce nie zaspokojonej niecierpliwości i rozgorączkowaniu. Tymczasem dzieci i dorośli plątali mi się pod nogami, rzucali mi zdawkowy uśmiech, pozdrawiali przelotnie gestem, nie zawsze zrozumiałym, ale życzliwym, jak każdego innego dnia. Wystarczyło mi pobiec w ślad za dziećmi, żeby odszukać Franka. Uwolniono go od długiej tyki i przywiązano, tym razem na stojąco, plecami do pnia młodego drzewa w pobliżu szałasu, który zawsze, jak pamiętam, stał nie zamieszkany. Gdy ja udałam się w ślad za dziećmi, pewna liczba kobiet i mężczyzn poszła oczywiście za mną, żeby asystować przy spotkaniu. Frank wybałuszył oczy. Jego ciemne włosy, gęste i jedwabiste, z których tak był dumny, były całkowicie rozczochrane, co mnie zdenerwowało.
- Możesz się teraz przekonać, że nie jestem zjawą - powiedziałam.
Było jeszcze na tyle jasno, że mogłam dojrzeć, jak pobladły mu usta:
- Stella! Myślałem, że nie żyjesz!
- A ja myślałam to samo o tobie. Człowiek zawsze sądzi, że to inni umierają - odrzekłam.
Długą chwilę patrzył na mnie, jakbym zwariowała. Potem potoczył wzrokiem, moim zdaniem całkiem nieprzytomnym, ale zarazem chytrym, po tubylcach, którzy rozmyślnie szwendali się i przystawali koło nas w pewnej odległości. Zniżył głos jak dziecko kryjące się przed nauczycielem:
- Stella, czy... czy traktujÄ… ciÄ™ z szacunkiem?
- O tak, i to bardzo - powiedziałam. Poczułam w tym momencie, że za chwilę znów ogarnie mnie szalony pusty śmiech, i gwałtownie przygryzłam od wewnątrz policzki.
- Jesteś ranny, Frank? - zapytałam.
Uniósł głowę. Jego włosy w nieładzie przypominały bocianie gniazdo:
- Skądże, to tylko zadraśnięcie - zapewnił. Udawałam także zakłopotanie obecnością krajowców, rozglądałam się kilkakrotnie przez ramię, aż Frank wyszeptał w wielkim pośpiechu, jakby nadal bawił się w konspiratora:
- Stella! Dzisiejszej nocy!
Nie wiem dlaczego, ale w chwili kiedy to powiedział, przemknęła mi przez głowę myśl, że to właśnie on, Frank, wtargnie dzisiejszej nocy do mojego szałasu, żeby kochać się ze mną niezdarnie i w pośpiechu, jak w Anglii. Przez sekundę cała zesztywniałam i poczułam lodowaty chłód. Potem przypomniałam sobie wszystko, co wydarzyło się od tamtych czasów, ponownie poczułam, że jestem całkiem naga pod ubraniem i żeby nie pozostawiać Franka w całkowitym osamotnieniu, odpowiedziałam tym samym tonem:
- Tak, dzisiejszej nocy!