Próbował wytłumaczyć się, lecz pani Aleksandra ani słyszeć o niczym nie chciała:
– Też coś! – oburzyła się – my dla niego robimy pożegnanie, a on taki młody człowiek i
jeszcze buntuje się! Marsz na górę i i nie rozsużdat!
– Rzeczywiście, Josif Fiodorowicz, nie wypada opuszczać towarzystwa. Tam na froncie
lepszego nie znajdziecie – chwiejąc się na nogach zapewniał Kolesnikow.
Nie było rady. Zresztą po przehulanej nocy dobrze jest wypić kieliszek wódki „na
otrzeźwienie”. Jednakże towarzystwo po kieliszku doszło do przekonania, że i drugi nie
zaszkodzi, trzeci pomoże, a czwarty i piąty naprawdę się przydadzą.
Tylko dzięki udobruchaniu się Aleksandry Robiertówny Domaszko zdołał wymknąć się po
angielsku około siódmej.
Mróz jeszcze bardziej stężał. Z daleka odezwały się dzwony cerkiewne. Prawda, dzisiaj
niedziela. Wsiadł w pierwsze spotkane sanki i kazał jechać na Newski.
Grisza już nie spał, otworzył drzwi i ze swoim komicznym spokojem pomagał w
rozbieraniu się „barinkowi”, mocno chwiejącemu się na nogach. Zakomunikował lakonicznie,
że pan jeszcze śpi i że kazał się budzić o dziesiątej.
– Mnie zbudź o dwunastej – burknął Józef, nakrywając się kołdrą.
Obudził się z bólem głowy. Nie cierpiał alkoholu, ale przecie musiał pić dla towarzystwa.
Teraz wziął bardzo gorącą kąpiel i ubrał się od razu w swój wojskowy mundur „zaszczitnawo
cwieta”. W tej bluzie „kosoworotce” ze srebrnymi epoletami urzędnika wojskowego wyglądał
zupełnie jak oficer.
Stryja Cezarego nie było już w domu. Pojechał na mszę do kościoła Świętej Katarzyny.
Żeby nie wczorajsze pijaństwo, Józef też mógłby być w kościele i pomodlić się za
powodzenie na froncie, a w dodatku spotkać pannę Szarkowską. Na pewno będzie, bo
wszystkie pensjonarki ze starszych klas bywają właśnie na wotywie.
Zasiadł do pisania listu:
25
Kochana Mamo!
List ten znowu wysyłam przez Szwecję. Nie wiem czy do Twoich rąk dojdzie, jak nie
wiem, czy którykolwiek z moich poprzednich listów otrzymałaś. Ostatni miałem od ciebie
dwa lata temu! Co się tam u was dzieje? Czy wiesz cokolwiek o ciotce Michalinie i Natce?
Do Piotrogrodu dochodzą różne wiadomości, ale ze zrozumiałych względów nie mogę o nich
pisać. Ja za dwie godziny wyjeżdżam na front, a właściwie na tyły naszej armii jako
wojskowy urzędnik Ziemskiego Sojuza. Studia trzeba było przerwać, gdyż białe bilety już nie
chronią. Stryj wystarał się, by mnie wsadzić do aprowizacji Ziemskiego Sojuza. Nie obawiaj
się, życiu memu nic nie grozi, bo będę o sto wiorst od frontu. Stryj jest zdrów, dzięki Bogu, i
pomimo tego, że miał straty na dostawach, jest w dokonałym humorze, bo interesy są świetne.
Napisałem trzeci wiersz, bardzo długi o Napoleonie. Stryj jeździł z nim do redakcji, ale nie
wiadomo czy wydrukują, bo tutaj nie bardzo są zadowoleni z Francji i polskie pismo drukując
wiersz o Napoleonie mogłoby narazić się władzom, dając do zrozumienia, że Polacy nie
polegają całkowicie na Rosji, lecz chcą poparcia całej Ententy.
To jest bardzo wielka polityka i ja się na tym nie znam, ale stryj powiada, że w redakcji
mają rację, a wiersz jest dobry, chociaż jedna panna, której pokazywałem mówiła, że nie
bardzo.
Pisz, Mamo, co u was słychać i jak Twoje zdrowie? Stryj mi listy prześle na front. Całuję
Ciebie mocno, Wujaszaka Mieczysława i Hankę też, Państwu Hejbowskim ukłony
Twój kochający syn Józef.
Piotrogród, 3.II.1917r.
Zakleił kopertę, wypisał skomplikowany adres i zaczął się pakować. Zabierał ze sobą tylko
najniezbędniejsze rzeczy. Jak front, to f ront!
Dokumenty podróży miał wystawione do stacji Połock, skąd miał konwojować transport
cukru i bielizny do punktu 374.
Miał poważne obawy, jak sobie z tym da radę i gdyby nie to, że wraz z nim jechał obrotny
i sprytny Radosławski, niepokoiłby się jeszcze więcej.
Gdy przeglądał swoje papiery, właśnie wrócił stryj Cezary, zarumieniony od mrozu z
sopelkami szronu na wąsach i uśmiechnięty. Przywitał Józefa wesoło:
– No cóż, poruczniku!? Wyglądasz mi w tym mundurze na prawdziwego Domaszkę,
potomka tych, co bili Tatarów i Szwedów!
– Żartuje stryjaszek – speszył się Józef.
Pomimo znacznie cieplejszego stosunku między nim a stryjem, wciąż pan Cezary był dlań
człowiekiem, przed którym najwięcej czuł respektu i zażenowania.
– Przeglądam swoje dokumenty, stryjaszku – dodał – i nie wiem, jak sobie poradzę... Nie
znam się na tych rzeczach...
– Nie święci garnki lepią, Józefie. Patrz co robią inni, nie wstydź się zasięgnąć rady