..
- Sytuacja była aż tak poważna - dokończył za nią Palpatin’e. - Ale ja tak uważam, pani senator.
- Panie Kanclerzu, proszę! - zawołała. - Nie potrzebuję więcej strażników!
Palpatin’e spojrzał na nią wzrokiem nadopiekuńczego ojca - gdyby ktokolwiek inny ośmielił się patrzeć na nią w ten sposób, Amidala uznałaby to spojrzenie za protekcjonalne.
- Rozumiem doskonale, że dodatkowa ochrona może cię drażnić, pani - zaczął i umilkł na moment, a potem rozpromienił się, jakby przyszło mu do głowy logiczne, kompromisowe rozwiązanie. - Ale może towarzyszyć ci ktoś, kogo znasz, stary przyjaciel. - Uśmiechając się chytrze, Palpatin’e spojrzał na Mace’a Windu i Yodę. - Może mistrz Kenobi? zasugerował, kiwając nieznacznie głową. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy Mace Windu odpowiedział mu podobnym gestem.
- Może - przytaknął Jedi. - Właśnie wrócił z Ansion, gdzie pomagał zażegnać spór graniczny.
- Na pewno go pamiętasz, moja pani - rzekł Palpatin’e, uśmiechając się z zadowoleniem, jakby sprawa była już załatwiona. - Strzegł cię podczas blokady Naboo.
- To nie jest konieczne, panie Kanclerzu - odparła zdecydowanie Padmé, lecz mężczyzna nadal uśmiechał się pogodnie, jakby wiedział doskonale, jak obalić argumenty upartej pani senator.
- Proszę więc zrobić to dla mnie. Będę spal spokojniej. Najedliśmy się dzisiaj strachu i nie mogę znieść myśli, że mogła pani zginąć.
Amidala westchnęła z rezygnacją i skinęła głową, a wtedy czterej Jedi wstali i ruszyli do wyjścia.
- Obi-Wan zgłosi się do ciebie natychmiast, pani - oznajmił na odchodnym Mace Windu. Mijając Padmé, Yoda skinął na nią i szepnął tak cicho, by nikt inny nie usłyszał jego słów.
- Zbyt mało o siebie się martwisz, pani senator, a za bardzo o politykę. O niebezpieczeństwie pamiętaj, Padmé. Pomoc naszą przyjmij.
Mistrzowie opuścili gabinet, a Padmé Amidala jeszcze przez długą chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi i strzegących ich gwardzistów.
Za jej plecami zaś, z głębi przestronnego biura Kanclerz Palpatin’e z uwagą obserwował całą scenę.
- Martwi mnie to, Mistrzu, że słyszymy o hrabim Dooku w takich okolicznościach - rzekł Mace, idąc obok Yody korytarzem wiodącym do sali posiedzeń Rady. - Szczególnie, że ostre słowa padają z ust senator Amidali. Brak zaufania do Jedi, czy nawet byłego Jedi, w tak trudnych czasach może oznaczać katastrofę.
- Zaprzeczyć udziałowi Dooku w ruchu separatystów nie możemy - przypomniał Yoda.
- Ani temu, że działa w imię swoich ideałów - odparował Mace. - był kiedyś naszym przyjacielem i nie możemy o tym zapominać. Dlatego słysząc, jak jest zniesławiany, jak nazywa się go zabójcą...
- Tego nie powiedziano - poprawił Yoda. - Lecz ciemność nas spowija, a w ciemności nic nie jest tym, czym się wydaje.
- Ale dlaczego hrabia Dooku miałby nastawać na życie senator Amidali, skoro to właśnie ona jest największym przeciwnikiem stworzenia armii. Czyż separatyści nie powinni wręcz życzyć jej powodzenia? Przecież Amidala jest - choć może nieświadomie - sprzymierzeńcem w ich sprawie. A może mamy uwierzyć, że pragną wojny z Republiką?
Yoda wsparł się ciężko na lasce, jakby nagle ogarnęło go znużenie, i powoli zamknął oczy.
- Więcej się dzieje, niż dostrzec umiemy - rzekł cicho. - Zachmurzona jest Moc. I to martwi mnie.
Mace nic nie odpowiedział. Hrabia Dooku należał kiedyś do najwybitniejszych Mistrzów Jedi. Był szanowanym członkiem Rady i adeptem starszych - bardziej głębokich, jak powiedzieliby niektórzy znawcy - odmian filozofii Jedi i stylów walki, a wśród nich trudnej techniki posługiwania się mieczem świetlnym. Dla całego Zakonu Jedi i dla samego Mace’a Windu odejście Dooku było wielkim ciosem, a jego przyczyny podobne do tych, którymi teraz tłumaczyli swoje czyny separatyści. Hrabia uważał, że Republika stała się zbyt rozległa i ociężała w działaniu, by odpowiadać na potrzeby jednostek, nawet jeśli tymi jednostkami były całe systemy.
Jedno nie ulegało wątpliwości: niepokój Mace’a Windu o Dooku, podobnie jak niepokój Amidali i Palpatine’a, związany z poczynaniami separatystów, rósł z każdą chwilą, ponieważ wielu argumentom przeciwników Republiki trudno było odmówić racji.
ROZDZIAŁ 6