Tak, wuju, tu nie ma pomyłki. Mówimy o latającym
człowieku, którego pojmano nie wiadomo dlaczego, i
proszę o wyjaśnienie tych przyczyn. Niejasno i nie w peł-
ni domyślam się zapewne, o co chodzi, ale zakładając że
istnieje prawdziwa przyczyna, to znaczy jakieś nieznane
przestępstwo — chciałabym wiedzieć wszystko. Oprócz
tego proszę, nawet gdyby zostały naruszone wszystkie
tryby machiny państwowej, o pozwolenie na tajne lub
jawne, jak pan, wuju, chce, jak to będzie możliwe, przyję-
te czy dozwolone, na widzenie się z więźniem. To wszyst-
ko. Ale, widzę, wuju, rozumiem wyraz pana oblicza, pro-
szę jednak o łaskawą odpowiedź. Nie wszystko jeszcze
powiedziałam; to, czego nie dopowiedziałam, dotyczy
mnie samej; na razie jestem skrępowana w oczekiwaniu
na pańską, wuju, odpowiedź i pańskie nieuchronne py-
tania; proszę więc pytać, będzie mi lżej, ponieważ tylko zro-
zumienie i współczucie pozwoli mi na pewne uspokojenie;
49
w przeciwnym wypadku nie wiem, czy uda mi się obja-
śnić mój stan. I jeszcze jedno, proszę teraz tylko o chwilę,
jedną chwilę milczenia!
Chwila... Ale minęło chyba z pięć minut, zanim mini-
ster powrócił ze strasznego oddalenia, z zimnego, osza-
łamiającego wzburzenia, w które rzuciło go to wyznanie
zakończone tak bezpretensjonalną prośbą. Patrzył na
stół, starając się opanować odruchowe drżenie rąk i twa-
rzy i n i e ś m i a ł zacząć rozmowy, bo chciał wpierw
opanować własne roztrzęsienie, które było tym bardziej
dotkliwe, że trwało w milczeniu. W końcu minister prze-
łamał siebie, wypił jednym haustem szklankę wody,
spojrzał prosto na siostrzenicę i powiedział z bladym
uśmiechem:
— Pani raczyła skończyć?
— Tak — słabo kiwnęła głową. — O, proszę tak na
mnie nie patrzeć...
— Trzeba będzie zwrócić s z c z e g ó l n ą uwagę na
wszystkie te prywatne biura i agencje, na wszystkie te
szajki samozwańczych tropicieli śladów. Dość tego. Łapią
nas za gardło. Zniszczę ich! Runa, oto moja opinia w
sprawie Ayshera. Proszę słuchać uważnie. Sens zjawiska
nie jest zrozumiały: stawiamy X, ale być może jest ono
najbardziej doniosłe od czasu, gdy człowiek n i e l a t a .
Tu nie chodzi o benzynę. Mówię o sile, o władzy Ayshera,
nad którą nie ma kontroli. A żaden rząd nie ścierpi zja-
wisk, które wymknęłyby się poza granice jego kontroli
niezależnie od tego, jaki jest sens tych zjawisk. Odrzuca-
jąc wszystkie spekulacje i prawidłowości, rozpatrzmy
meritum rzeczy.
Kim jest — nie wiemy. Jaki ma cel — też nie wiemy.
Ale znane są nam jego możliwości. Proszę spojrzeć z góry
na to wszystko, co przyzwyczailiśmy się widzieć w hory-
zontalnej projekcji. Otwarte pozostają wnętrza fortów,
50
doków, przystani, koszar, fabryk broni — wszystkich za-
słon wznoszonych przez państwo, wszystkich budowli,
planów, zamiarów, liczb i rachub; w tej sytuacji nie mają
sensu żadne tajemnice i gwarancje. Załóżmy, na przy-
kład, że ma złe zamiary, bo o dobre trudno kogokolwiek
podejrzewać. W tej sytuacji przestępstwo przekroczy
wszelkie prawdopodobieństwo. Oprócz niebezpieczeństw,
na które wskazałem, nikt i nic nie ma możliwości obro-
ny; nieuchwytny Ktoś może kierować losem, życiem,
własnością wszystkich bez wyjątku, ryzykując w osta-
tecznym wypadku tylko zmianą miejsca pobytu.
Zjawisko to należy opanować stosując bezwzględną
izolację, a może nawet poprzez likwidację. W tym
wszystkim jest jeszcze inny, bardziej istotny aspekt. Na-