Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Płyn podziałał, ale aż nazbyt dobrze. Mały Matthew stał się nagle ogromnym Matthew, o wiele większym od swej siostry. Wszystko to okazało się bardzo skomplikowane.
Franky ponownie udał się do laboratorium. Tym razem próbował odkryć odpowiedni stosunek między dwoma płynami zmieniającymi wielkość, dodając to kroplę jednego, to kroplę drugiego. Wiele pracy pochłonęło stworzenie płynu, który pozwolił Matthew powrócić do zwykłego wzrostu.
Kathy i Matthew byli bardzo szczęśliwi. Na pożegnanie ofiarowali Franky'emu zielony, “lisi” proszek. Franky zabrał też proszek i płyny, które sam wynalazł. Teraz mógł według woli zmieniać się w człowieka albo w lisa, stawać się bardzo dużym albo bardzo małym. Musiał się głęboko nad tym zastanowić.
 
Wiele przygód spotkało w tym czasie Franky’ego. Był bardzo zajęty, pisząc bajki i rozwiązując problemy dzieci z całego świata. Przez cały ten czas udoskonalał swój leśny domek, wprowadzając doń wynalazki, które poznawał w czasie podróży.
Pomimo tak licznych zajęć Franky czuł się samotny. Czas płynął, Lucia i Dominik urośli i spędzali coraz więcej godzin w szkole. Franky zaprzyjaźnił się z kilkoma zwierzętami, ale, choć nauczył je prostego języka, a czasami wspierał je w rozwiązywaniu problemów, niewiele pomagało to na samotność. Franky potrzebował kogoś takiego jak on sam, kogoś, z kim mógłby porozmawiać, od kogo mógłby uczyć się nowych rzeczy. Pomimo wszystkich swych wysiłków nadal szukał odpowiedzi a wiele istotnych pytań, a wiedział już, że nawet ludzie nie znają odpowiedzi na niektóre z nich.
 
Minęło kilka tygodni, Franky kończył właśnie następną bajkę o wiewiórkach. W tym samym czasie wydrążył skrytkę w ścianie za biblioteczką i wstawił tam drzwiczki z mocnym zamkiem. Do środka schował wszystkie magiczne proszki i płyny, aby nikomu przypadkowo nie wyrządziły krzywdy. Substancje o tak wielkiej mocy potrafią czasami być bardzo niebezpieczne.
Zrobił też mały medalionik, który nosił zawieszony na łańcuszku na szyi. Był on starannie wyrzeźbiony w kamieniu, a tworzyły go cztery małe naczynia, każde zamknięte oddzielnym korkiem. Naczynie oznaczone M zawierało płyn zmniejszający, oznaczone L - proszek, który przemieniał w lisa. Zbiorniczek oznaczony D zawierał płyn, który sprawiał, ze ten, kto go wypił, stawał się duży, a proszek umieszczony w naczyniu oznaczonym literą C przywracał każdemu postać człowieka. Franky postanowił zawsze nosić ten medalionik ze sobą. Na tym samym łańcuszku zawiesił kamiennego lisa, którego Kathy i Matthew podarowali mu razem z czarodziejskim proszkiem. Franky czuł, te przyniesie mu on szczęście.
Pewnego ranka, kilka dni od zakończenia bajki o wiewiórkach, kiedy Franky poszedł nakarmić kury i podebrać jajka, odkrył ku swemu zaskoczeniu, że jedna z jego kur zniknęła. Górna część klatki została rozszarpana. Franky był bardzo zaskoczony. Kto mógł wspiąć się tak wysoko na drzewo nie zauważony? Pewien był, te nie zrobiły tego wiewiórki, gdyż obserwował je w trakcie pisania bajki. Poza tym klatki były zbyt mocne, aby zdołały je otworzyć. Cóż jednak wiewiórki mogły chcieć od kur?
Franky naprawił klatkę i postanowił zakupić nową nioskę. Cały wieczór spędził, zastanawiając się nad tym, jak mogło dojść do tej kradzieży, ale nie udało mu się sformułować żadnych wniosków. Następnego ranka natomiast odkrył, że kolejna kura zniknęła. Klatkę zniszczono w ten sam sposób. Tego było już zbyt wiele! Franky uznał, że musi coś z tym zrobić.
Zaczął od naprawy klatki, potem poszedł do piwnicy, gdzie w worku leżały pióra, które wybierał przy czyszczeniu klatek. Franky zamierzał zrobić sobie z nich miękką poduszeczkę, gdyż jak tylko mógł, unikał marnotrawstwa.
Przykleił pióra do starej derki i okrył się tak sporządzonym przebraniem. Obejrzał się starannie w małym lusterku, które dostał w prezencie od Luci, i uznał, że w ciemnościach może uchodzić za kurczaka.
Tej nocy Franky wcześnie zjadł kolację i wspiął się na drzewo, gdzie wsunął się do jednej z pustych klatek. Skulił się pod pokrytą kurzymi piórami derką i czekał. Noc była ciepła, a niebo usłane gwiazdami. Franky patrzył spod swej osłony na przesuwające się po niebie gwiazdy, które przeświecały przez zasłonę liści.
Po dwóch lub trzech godzinach oczekiwania, gwiazdy niespodziewanie zasłonił potężny cień, który pojawił się nagle w górze. Rozległ się szelest piór i nerwowe gdakanie kur. Franky wyjrzał spod swojej osłony i zobaczył potężną orlicę, która ogromnymi szponami rozszarpywała jedną z klatek.
Franky zrzucił z siebie derkę i wyskoczył z klatki. Ruszył w stronę orlicy. Ptak dostrzegł go i chciał odlecieć, ale Franky chwycił go. Niespodziewanie lisek poczuł, że unosi się w górę - to orlica całą mocą swych skrzydeł usiłowała się uwolnić.

Podstrony