Był jak ścieżka dźwiękowa z okresu, jaki Aryn spędziła w Świątyni u boku Mistrza Zallowa. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy T7 podtoczył się ku nim na kółkach.
- Znasz tego robota? - zdziwił się Zeerid.
Uklękła przed T7, ścierając mu kurz z głowy, jakby był dzieckiem. Robot aż gwizdnął z radości.
- Jak się tu dostałeś? - spytała. - Jak... przetrwałeś atak?
Z trudem nadążała za mechaniczną mową droida, tak szybko wyrzucał z siebie piknięcia, gwizdy i ćwierkanie. Wreszcie zrozumiała, że gdy siły Sithów zaatakowały Świątynię, Mistrz Zallow odesłał T7 z pola walki, na które robot zakradł się powtórnie, gdy wszystko ucichło. Później Sithowie wrócili, prawdopodobnie po to, żeby podłożyć ładunki wybuchowe, i droid uciekł na niższe poziomy.
- Wiem, co się stało z Mistrzem Zallowem, Tee-seven - wyznała Aryn.
Robot wydał z siebie przeciągły, żałosny gwizd.
- Widziałeś to? Widziałeś, jak to się stało?
Robot gwizdnął przecząco.
- Czemu wróciłeś na miejsce walki? - spytał Zeerid.
Rozległ się przeciągły świst; z obudowy T7 wysunęła się przegródka, a z niej wąskie metalowe ramię.
Na jego końcu leżał miecz świetlny Mistrza Zallowa.
Aryn cofnęła się i przez dłuższą chwilę wpatrywała w miecz. Niczym potop zalały ją
wspomnienia.
- Wróciłeś, żeby to odzyskać? Tylko po to?
Kolejne zaprzeczające ćwierknięcie i następny monolog w języku robotów, za którym
trudno było nadążyć.
Okazało się, że T7 wrócił, by sprawdzić, czy ktoś przeżył, ale znalazł tylko miecz.
Po raz drugi Aryn patrzyła w twarz przeznaczeniu. Moc zawiodła ją do Zeerida dokładnie w momencie, gdy pilot wybierał się na Coruscant. A teraz się okazywało, że dzięki Mocy T7 znalazł
miecz świetlny Mistrza Zallowa, by móc go jej przekazać.
Aryn uznała, że to nie może być przypadek. Moc pokazywała, że kierunek, jaki obrała, jest właściwy, przynajmniej dla niej.
Wzięła do ręki chłodny metal rękojeści miecza, sprawdzając jej ciężar. Była większa niż uchwyt jej miecza, ważyła nieco więcej, mimo to świetnie pasowała do jej dłoni. Aryn wiele razy widziała ten miecz w rękach Mistrza Zallowa, gdy udzielał jej lekcji walki. Aktywowała go teraz i zielone ostrze ożyło. Przez chwilę wpatrywała się w nie, myśląc o Mistrzu, po czym wyłączyła miecz.
Przyczepiła go do pasa obok własnego i poklepała T7 po głowie.
- Dziękuję, Tee-seven. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Postąpiłeś bardzo odważnie, wracając.
Droid piknął radośnie.
- Czy ktoś jeszcze ocalał? - spytał Zeerid i Aryn się zawstydziła, że sama nie zadała tego pytania.
T7 gwizdnął żałośnie i przecząco.
Zeerid schował blaster do kabury.
- A co z robotami ochrony?
Kolejny żałosny gwizd.
- Muszę się dostać do stacji nadzoru systemów i przechowywania kopii zapasowych -
powiedziała Aryn. - Mam nadzieję, że nie została zniszczona. Możesz nas tam zaprowadzić?
T7 zaświergotał z entuzjazmem, pokiwał głową i dyndając sterczącymi z ramienia
przewodami, ruszył w dół korytarza. Aryn i Zeerid poszli za nim. Aryn czuła u pasa ciężar dodatkowego miecza świetlnego - ciężar wspomnień, jakie się w nim kryły.
Droid prowadził ich przez labirynt korytarzy, unikając tych, które się zawaliły lub były zablokowane. Cofali się, jeśli to było konieczne i schodzili na coraz niższe poziomy kłębowiska rur, przekładni i maszynerii. Aryn wkrótce straciła orientację. Gdyby nie spotkali T7, błądziliby zapewne po Robotach przez wiele dni.
Wreszcie po jakimś czasie dotarli do terenu, który był Aryn znajomy.
- Jesteśmy już blisko - poinformowała Zeerida.
Przed sobą mieli turbowindę, którą można się było dostać na niższe poziomy Świątyni. T7
podłączył się do panelu kontrolnego i mechanizm windy zaczął buczeć. Aryn była przygotowana, że ujrzy coś strasznego, gdy drzwi windy się otworzą, ale za nimi znajdowała się tylko pusta kabina przedziału pasażerskiego.
Cała trójka weszła do środka, drzwi się zamknęły i winda zaczęła się wznosić. Aryn
wyczuwała współczucie ze strony Zeerida. Przyglądał się jej kątem oka, myśląc, że tego nie widzi, ale ona to zauważyła i była poruszona jego troską.
- Cieszę się, że jesteś przy mnie - powiedziała.
Zaczerwienił się, zakłopotany.
- Tak? Cóż, ja też się cieszę.
Drzwi się rozsunęły, odsłaniając długi korytarz. Lampy awaryjne migotały i brzęczały. T7
ruszył przed siebie, a Aryn i Zeerid za nim.
Aryn bywała już w tym korytarzu przed wielu laty, ale teraz wszystko wydawało się jej inne. Nie czuła już, że jest w Świątyni Jedi, raczej w grobowcu. Atak Sithów zniszczył nie tylko strukturę Świątyni. Coś jeszcze umarło wraz z jej rozpadem. Świątynia służyła za symbol sprawiedliwości przez tysiące lat, a teraz jej niebyło.
Zdaniem Aryn był to wyraźny przekaz.
Pragnęła jak najszybciej opuścić ruiny, lecz najpierw musiała sprawdzić, czy nie zachowały się jakieś nagrania z ataku.
Szum serwomotorów T7 i tupot kroków Aryn i Zeerida rozbrzmiewały głośno w ciszy.
Pokoje przy głównym korytarzu wyglądały zupełnie normalnie. Stały tam krzesła, biurka, komputery, wszystko w jak najlepszym porządku. Atak zniszczył zewnętrzną strukturę, ale jądro pozostawił nietknięte.
Może ma to jakieś znaczenie, pomyślała Aryn, pozwalając sobie na odrobinę nadziei na lepszą przyszłość.