Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Lepszy byłby świeży. A co...?
- A fileciki?
- Fileciki i zupa nawet do pojutrza. Ja, rozu­miesz, o grzankach myÅ›laÅ‚am, bo ten móżdżek do­staÅ‚am znienacka...
- To zrobić grzanki, a w razie czego fileciki się dołoży. Bez zupy. Po przystawkach ciocia się zorientuje.
Karol za ich plecami wyszedÅ‚ z sypialni i wszedÅ‚ do swojego gabinetu. Ubrany byÅ‚ w domowe spod­nie i krótki wÅ‚ochaty szlafrok, co wskazywaÅ‚o, że nie wybiera siÄ™ nigdzie i zamierza spÄ™dzić wieczór w domu.
Obie urwały rozważania i popatrzyły za nim. W części kuchennej pojawiła się Helenka.
- Ja nic nie mówiÄ™, ale niepotrzebnie paniÄ… chy­ba pan Karol zastaÅ‚ w gabinecie - rzekÅ‚a ostrożnie.
- On tak nie lubi i zaraz się naburmuszył. Ja tam już nakryłam, może dać jeszcze tego węgorza w galarecie?
- Nie sÅ‚yszaÅ‚am, jak przyjechaÅ‚ - usprawiedli­wiÅ‚a siÄ™ Malwina nieco histerycznie, na nowo okro­pnie zmieszana.- O Boże... Niech Helenka da.
Teraz dopiero Justynka zwróciÅ‚a uwagÄ™ na osob­liwy stan ciotki. Zdenerwowana byÅ‚a jakoÅ› nietypo­wo, za mocno, niewspółmiernie do sytuacji, która wszak nie stanowiÅ‚a nowoÅ›ci. Czyżby, oprócz wuja, pojawiÅ‚y siÄ™ inne kÅ‚opoty...? Dziki ryk dobiegÅ‚ nagle zza drzwi gabinetu.
Kto mi tu rozwala tego szmatÅ‚awca...?!!! Za­bierać swoje Å›mieci!!! Czy ja już nie mam dla siebie miejsca w tym domu?!!! I czy ja mieszkam na pus­tyni...?!!!
- Pan Karol chce coś do picia - zgadła spokojnie Helenka i sięgnęła po tacę.
Malwina na moment skamieniała, aczkolwiek ryk nie był jeszcze u Karola objawem najgroźniejszym, potem nerwowo rzuciła się do kuchennego blatu. Ręce jej się trzęsły. Helenka odsunęła ją delikatnie.
- Już ja nalejÄ™, bo pani co stÅ‚ucze. Kawy czy her­baty?
- Wszystko! Niech ma...
- A proszÄ™ bardzo...
Napoje czekały, Karol, na szczęście, pijał kawę rozpuszczalną. Na dużej tacy swobodnie zmieściły się podwójne naczynia, filiżanka do kawy, szklanka do herbaty, cukier, cytryna, śmietanka, nawet woda mineralna na wszelki wypadek. Zza drzwi dobiegł ponownie ryk, znamionujący zniecierpliwienie.
- Niech Helenka zaniesie - wymamrotaÅ‚a Mal­wina. - Ja tam nie wejdÄ™.
- Ja się boję - odmówiła stanowczo Helenka. - Też nie wejdę.
- Justynka...
Justynka bała się średnio. Skoro wuj krzyczał, nie było tak źle, gdyby przeszedł na swój okropny syk, też by pewnie nie weszła. Z westchnieniem zdjęła wreszcie płaszcz, odłożyła torby na krzesło i ujęła tacę. Przeszła przez hol i łokciem otworzyła sobie drzwi do gabinetu. Wuj w tym momencie nie ryczał, spojrzał na nią w milczeniu.
- Czy moja żona umarła? - spytał sucho, kiedy , stawiała tacę na stoliku obok biurka.
- Nie, dlaczego...? - zdziwiła się Justynka.
- Å»yje? To czemuż troszczÄ… siÄ™ o mnie obce oso­by, a nie ta, którÄ… podobno poÅ›lubiÅ‚em i którÄ… utrzy­mujÄ™ od dwudziestu lat?
- Wcale nie jestem obcÄ… osobÄ…... - zaczęła Jus­tynka z lekkÄ… urazÄ…, ale wuj nie sÅ‚uchaÅ‚. WskazaÅ‚ palcem zwaÅ‚ papieru za drukarkÄ….
- Czy mój pokój to jest skÅ‚adnica makulatury? Powiedz jej, że ma to zabrać i wyrzucić, a jeÅ›li jesz­cze raz znajdÄ™ tu magazyn Å›mieci, może siÄ™ sama na Å›mietnik wyrzucić! Najlepsze miejsce dla gÅ‚upich nierobów!
Nie wdajÄ…c siÄ™ w dyskusjÄ™ o charakterze i ewen­tualnej lokalizacji ciotki, Justynka zgarnęła papiery i wyszÅ‚a. Za niÄ… pogoniÅ‚ krzyk nieco cichszy, a za to bardziej jadowity.
- Na cholerÄ™ mi ta kawa?! Może od razu i pie­niÄ…dze wrzucać do Å›mieci, bez poÅ›rednictwa skle­pu?! Niech ta idiotka to zabierze!!!
Na widok wyrazu twarzy stojącej w wejściu do kuchni ciotki Justynka zawróciła, ponownie weszła do gabinetu, bez słowa wzięła filiżankę z kawą i znów wyszła, z mocnym postanowieniem, że trzeci raz nie wejdzie. Z wuja buchała jakaś złośliwa agresja, nie ulegało wątpliwości, że czekał tylko na zamknięcie drzwi, żeby cisnąć w nie wzgardzonym napojem. Nie wiadomo było, co jeszcze mógłby zrobić.
Dopiero w kuchni spojrzała na piastowane pod pachą papiery. Była to sobotnio-niedzielna, zwiększona objętościowo, Gazeta Wyborcza, którą Karol czytywał zawsze w pracy i nigdy w domu. Z nieznanej nikomu przyczyny w domu nie chciał na nią nawet patrzeć.
- Rzeczywiście, niepotrzebnie ciocia ją tam zostawiła...
Malwina, z wypiekami na policzkach, wydarła jej prasę z rąk.
- Zapomniałam! Wypłoszył mnie... A ja właśnie chciałam go prosić o pieniądze, musi mi przecież dać pieniędzy, już wszystkie wyszły...
- To chyba nie teraz - zaopiniowała Justynka. - To nie jest najlepsza chwila.
ZabraÅ‚a swoje rzeczy i ruszyÅ‚a na górÄ™, pozostawia­jÄ…c komplikacje spożywcze ciotce i Helence. CiekawiÅ‚y jÄ… trochÄ™ dwie sprawy, jedna, co by byÅ‚o, gdyby zostaÅ‚a w gabinecie, usiadÅ‚a przy stoliku i wypiÅ‚a tÄ™ kawÄ™, rozpoczynajÄ…c z wujem pogodnÄ… pogawÄ™dkÄ™, i druga,

Podstrony