Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Żaden pojedynek, zjazd obyć się bez niego nie mogły, ofiarował
swe posługi każdemu, rwał się do robót najrozmaitszych i mimo najlepszych chęci na pojednaniach wychodził z guzem, a na spekulacjach ze stratą. Do-dajmy do tego, iż grać lubił namiętnie, i może to go tak gnało, gdziekolwiek 153 k a n w a (fr.) - sztywna tkanina siatkowa z grubych nici, używana jako podkład do wyszywania i robót włóczkowych
154 n o b i l i s (łac.) - szlachta
155 l i e b e r B a r o n (niem.) - sobie pan, od nikogo niezależny 156 a b s e n t o w a ć s i ę (łac.) - być nieobecnym, nie występować 157 w i s t (ang.) - gra w karty, w której biorą udział cztery osoby grające pełną talią kart
77
się ludzie zbierali i gdzie karty mogły być w robocie. Przegrywał prawie zawsze, chociaż grał doskonale i z wielkimi obrachowaniami. Baron Modest był
przystojnym mężczyzną, ale do kobiet równie miał mało szczęścia jak w kar-tach.
Drugim baronem był Rębaczewski, mimo nazwiska swego najspokojniejszy człowiek w świecie, wielki miłośnik ogrodu i natury. Lubił on w ogóle wszystko, co było pięknym, choć smak często mu dziwne figle wyrządzał. Przyozda-biając swą wiejską siedzibę, trafiał na pomysły, które ją najdziwaczniejszym płodem fantazji uczyniły. Wieś zowiąca się Grochówka wyglądała na coś cu-downego, tyle tam było przyozdobień kosztownie i niezręcznie wzniesionych na to, ażeby się ludzie z nich śmieli. Nie zważając na to, Rębaczewski owe cuda natury i sztuki, gotyckie ruiny, kunsztowne pieczary, wodospady bez wody itp. pokazywał chlubiąc się nimi.
Rębaczewskiemu dawno należało się ożenić, miał lat trzydzieści kilka, tył i, co go najbardziej bolało, szczytnych pomysłów swoich nie mógł przy ograni-czonych środkach doprowadzić do skutku; wzdychał zawsze i powtarzał: –
To, com zrobił w Grochówce, którą wszyscy podziwiają i oglądać przyjeżdżają, jest niczym obok tego, co bym mógł uczynić, gdyby środki były po temu. Dopiero byście zobaczyli... – Rębaczewskiego mogła wprowadzić chyba ciotka wiekująca przy nim, która niegdyś bywała w Gromach, ale ją skłonić do tego niemałą miał trudność. Nie wierzyła ona w to, ażeby siostrzeniec kiedykolwiek się ożenił. – Jemu co innego w głowie – mówiła – żadnej kobiecie przypodobać się nie będzie starał, pójdzie zaraz do ogrodu i zacznie rady dawać, jak go przerabiać. – Rębaczewski postanowił się starać o pannę szczególniej dlatego, iż znajdował się park w Gromach, który mógł nadzwyczaj być wspaniałym i zakasować wszystkie inne, gdyby on tylko doń rękę przyłożył. W
Grochówce już nie ma co robić, ale tam...
Ostatnim wreszcie z baronów stojących na liście pretendentów był Herman z Pniewa Pniewski, który dwa razy posłował, trzy razy publicznie przemawiał
w sprawie propinacyjnej158 i miał się za męża stanu. Miał on także lat trzydzieści kilka, wyglądał poważnie, chodził zadumany, czytywał niemieckie dzienniki dla zorientowania się i liczył się do głów pewnego obozu, o którego odcieniu i kolorze ani on, ani ci, co go składali, nigdy dokładnego pojęcia dać nie umieli. Jemu majątek był potrzebnym dla odegrania tej roli, do jakiej się czuł przeznaczonym. Z goryczą krytykował on postępowanie swych współtowarzyszów na Sejmie159 i nie oszczędzał też sfer wyższych. W towarzystwie był to dobry człek, gdy się tylko zapomniał, że dźwigał na sobie misję spo-
łeczną. Ze szczególną troskliwością studiował ową kwestię propinacyjną, któ-
rej znał wszystkie słabe i mocne strony, i umiał prawa szlachty do wyszynku bronić nader zręcznie i wymownie. Lubiano go powszechnie i nazywano „panem Posłem”.

Podstrony