X


Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Kile�
takiego pretekstu szuka ju� czwarty tydzie�. Damazyn zdecydowa�: b�dzie strzela�
od razu.
Tak zreszt� radzi� mu i Wrzos. Zmarnowano ju� zbyt wiele czasu.
� A... pan... � Suchowilk okaza� go�cinne zdumienie. Byli sami w male�kim
kantorku. Za
�ciank� szumia�y maszyny g�usz�ce niekt�re s�owa. Suchowilk uni�s� g�ow� znad
rysunk�w i
oblicze�. Damazyn usiad� � zaproszony. Przywitanie nabiera�o serdeczno�ci,
gospodarz ju�
rozpoczyna� swe uprzejmo�ciowe gus�a. Parzy� kaw�. Manewrowa� fili�aneczkami.
Suchowilk
�mia� si�: nasza czarna msza. Te nic nie znacz�ce gesty, byle jakie s�owa tylko
utrudnia�y
Damazynowi pierwsze uderzenie. W urz�dzie wiedzia�by, jak zacz�� � tam zna�
wszystkie
potrzebne s�owa, tam zawsze by� silniejszy. Gor�czkowo szuka� tego pierwszego z
najpierwszych
s��w, tego najlepszego zdania, po kt�rym nast�pne ju� b�d� si� toczy� w�asnym
impulsem. In�ynier pyta: cukier? � i zaraz dodaje, �e prawdziwi smakosze nie
u�ywaj� cukru
do kawy. Przybysz na z�o�� wpakowa� trzy �y�eczki. Ciemny nap�j by� gor�cy i
s�odki. Za
gor�cy i za s�odki. Damazyn siorba� powoli, by zyska� jeszcze chwil�. Suchowilk
przesta� si�
kr�ci� po kantorku. Usiad� przy swoim stole. Podni�s� do ust fili�ank�.
� Mam wa�n� do pana, in�ynierze, spraw�. � G�os musia� by� mi�y, serdeczny,
budz�cy
zaufanie, a wszystko si� w nim burzy�o przeciw tej filuterii.
Suchowilk odstawi� fili�ank�. Sk�oni� g�ow�.
� Uprzedzam, je�eli zmiany b�d� zbyt wielkie... � wymownym ruchem wskaza� na
roz�o�one
papiery, praca ju� by�a zaawansowana.
� Zmiany? � Damazyn demonstracyjnie wzruszy� ramionami. � Nie... To nie chodzi o
zmiany. Nie o tym chc� z panem m�wi�. To mnie teraz nic nie interesuje.
Suchowilk popatrzy� na go�cia.
� A co innego mo�e pana interesowa�?
� Pan nale�a� swego czasu do delegatury rz�du londy�skiego?
Suchowilk odstawi� uniesion� fili�ank�. Nawet mu r�ka nie drgn�a. Damazynowi
wydawa�o
si�, �e tylko lekko zatrzepota� powiekami. Przez moment in�ynier oci�ga� si� z
odpowiedzi�:
� A... to pana interesuje. Zainteresowanie, innymi s�owy, raczej historyczne. �
Damazynowi
wydawa�o si�, i� gospodarz jakby drwi z niego. � Informacja pana jednak nie jest
�cis�a.
Ja nie nale�a�em do delegatury, kt�ra by�a cia�em z�o�onym wy��cznie z
polityk�w... � Chcia�
by� dok�adny, jak cz�owiek, kt�ry nie wiedz�c jeszcze, o co chodzi, ubezpiecza
si� z ka�dej
strony.
� Pan pracowa� w delegaturze � Damazyn poprawi� si�.
� Tak jest. �adna tajemnica. Ju� par� lat temu...
� Tote� nie pytam � przerwa� in�ynierowi. � Stwierdzam, dla porz�dku, �eby pan
zdawa�
sobie spraw�, i� jestem zorientowany.
� Ja wiem, �e panowie jeste�cie na og� dobrze zorientowani.
� Teraz pan czeka...
� To pytanie czy zn�w konstatacja?
� Ja wiem, �e teraz pan czeka.
� Na co ja mam teraz czeka�? � Suchowilk jeszcze by� spokojny.
� Pan to ju� lepiej wie ode mnie.
� Ja? � In�ynier jednym haustem dopi� kaw�. Odsun�� fili�ank�. I nagle zmieni�
ton. � Pan
stroi sobie jakie� g�upie �arty. Kim pan jest i z czym pan do mnie w tej chwili
przychodzi?
Albo b�dzie pan kontrolowa� moj� prac�, jak� dla was wykonuj�, albo... � Uczyni�
r�k� gest
wypraszaj�cy. Za drzwi. � Prosz� jasno i wyra�nie.
� Wydaje mi si�, i� to, co m�wi�, jest bardzo jasne i wyra�ne. Pan czeka.
Wiemy...
� Co za �my�?
� Ludzie, kt�rzy te� czekaj� i kt�rzy maj� do pana interes. Nie jestem sam.
� Akurat do mnie? � z wyra�nym trudem hamowa� rosn�ce wzburzenie.
� Akurat do pana. Wiemy, co pan kiedy� robi�. Mamy do pana zaufanie.
� Nie zale�y mi na niczyim zaufaniu.
� Niech mnie pan wys�ucha. Zmieni pan zdanie.
� W�tpi�! � in�ynier krzykn��.
Damazyn wiedzia�, �e musi zachowa� spok�j. Rozmowa wpad�a w niebezpieczny
zakr�t.
� Do pa�skiego warsztatu przychodz� rozmaici ludzie. Pan tutaj produkuje r�ne
rzeczy.
� Kt�re pan winien kontrolowa�. Raczej te wyroby ni� mnie.
� Jestem przedstawicielem tylko jednej fabryki, a pan produkuje dla paru
rozmaitych zak�ad�w.
Pan wi�cej wie ni� ka�dy z nas. I dlatego nie wolno panu bezczynnie czeka�.
� Gada pan ci�gle zagadkami. Na co czekam? Na nic nie czekam. Czego pan chce?
� Chc�, �eby pan z nami wsp�pracowa�.
� Niczego innego nie czyni�. Ci�gle mam do czynienia z pana fabryk�.
� Tutaj nie chodzi o fabryk�.
� Nie rozumiem. A raczej zaczynam rozumie� i pragn� panu o�wiadczy�, �e ja
jestem lojalnym
obywatelem.
� Pa�ska lojalno�� nic mnie w tej chwili nie obchodzi.
� Pana to nie interesuje? � Suchowilk zdziwi� si� nieco. Zaakcentowa� s�owo:
�pana�.
W tym momencie Damazyn zrozumia� my�li Suchowilka i speszy� si� � jakby straci�
rozp�d.
W urz�dzie wszystko by�o ja�niejsze. Rozszyfrowa� � cwaniak! Przez sk�r�?
Konspiratorzy
ze sob� rozmawiaj� wida� inaczej. Bez omawiania, bez owijania. Nie m�g� si�
jednak
cofn��. Musia� atakowa�. Zapyta� wprost.
� Za kogo pan mnie w�a�ciwie bierze?
� Pan sam doskonale wie...
� Nie chcia�bym, �eby mi�dzy nami by�y jakie� nieporozumienia.
� To pan zacz�� m�wi� zagadkami. Nie ja. Panowie s�dzicie, �e u mnie, w moim
warsztacie,
kto� mo�e mie� jakie� zainteresowania szpiegowskie?
� Wywiadowcze � u�ci�li� Damazyn. Suchowilk wzruszy� ramionami: �adna r�nica.

Podstrony