Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

On cię poznaje, mówi: „Ty psie, jeszcze ci mało? Wychłostać każę”, a ty:
„Pocałuj mnie w dupę”, wtedy on: „Cooooo?!! Ja cię, psie, pyłku, marna istoto...”, a ty, na
przykład: „brać go! mordą w gnój i prać!”... — Zaan wydął wargi. — Nooo... to oczywi-
ście tylko taka hipotetyczna sytuacja. Proszę, nie bierz sobie do serca.
Mika potrząsał głową. Milczał długo, roztrząsając coś w swojej głowie. O dziwo wy-
raz jego twarzy nie zmieniał się ani na jotę. Zaan był już skłonny myśleć, że źle go oce-
nił.
— A ci wszyscy... — powiedział wreszcie. — Ci co, hipotetycznie mówiąc oczywi-
ście, będą, no jakby to powiedzieć...
— Śledzeni? — podsunął Zaan.
— No. Co oni na to?
— Chyba nie będziesz się głośno chwalił na rynku?
— No ale... — Mika pokręcił głową. — Twój pan nas ochroni?
Zaan powoli pochylił się do przodu. Dłuższą chwilę studiował twarz tamtego, ale
nie mógł z niej niczego wyczytać.
— Co? Boisz się? — palnął na chama.
Mika syknął jak wąż.
— Kurwa — szepnął zamykając oczy. — Kurwa!!! — walnął pięścią w drzwi, aż za-
chybotały się trzeszcząc. Ale nie wypadły z zawiasów. Nie był ani w połowie tak silnym
człowiekiem jak choćby Sirius.
Zaan jakby widział samego siebie. Naraz jakby zobaczył całą swoją drogę z Półno-
cy do Królestwa Troy. Teraz już wiedział, jakich słów ma użyć. Wstał powoli, prostując
kości.
— Jesteś szczęśliwym człowiekiem — mruknął, przekraczając próg. — Masz wybór
— uśmiechnął się słodko i ruszył wzdłuż korytarza, nie oglądając się za siebie. — Albo
ta karczma, nerwy, bezsilne zaciskanie zębów i pięści, albo... — doszedł już do scho-
dów. — Albo... może mistrz umierania niedługo. Ale przedtem też nerwy, zaciskanie zę-
bów i pięści. Nie inaczej. Z tym tylko, że jak już zaciśniesz to... z tysiąca ludzi wióry le-
cieć będą.
Śmiejąc się cicho, schodził ignorując pytanie tamtego, kiedy się znowu zobaczą.
* * *
201
Zaan siedział w sypialni Siriusa, drapiąc się w plecy. Odkąd pamiętał, zawsze plecy
swędziały go jak tylko zdarzyło mu się myśleć o pieniądzach. Wychowany na świątyn-
nych księgach wiedział dużo o wszelkiego rodzaju sprawach finansowych. Ale... O ile
jego wiedza na temat stosunków w królestwie Troy, polityki, zwyczajów ludzkich wy-
starczała (przynajmniej na razie) do skutecznych działań w tych wszystkich dziedzi-
nach, o tyle wiedza o obrocie gotówką okazała się zupełnie niepraktyczna. Tymczasem
Mika reorganizował Biuro Handlowe, kupował ludzi na dworach, u kupców, w straży
i w wojsku... Kupował ludzi w królestwie Troy i w Luan, i w krajach, których nazw sam
nigdy nie słyszał. Mika potrzebował pieniędzy. Mika rozpaczliwie i natychmiast potrze-
bował całej góry pieniędzy!!! Bogowie...
Zaan robił, co mógł. Skromne środki Biura nie wystarczały właściwie na nic, poza
utrzymaniem samych faktorii (dobre choć to). Sirius nie mógł zrobić niczego — oczy-
wiście miał jakieś pieniądze, ale nigdy w ręku. Wystarczyło, by mruknął, że czegoś chce,
a natychmiast dostarczano tę rzecz, nierzadko w kilku egzemplarzach do wyboru. Ale
gotówka? Po co księciu gotówka, wszak wystarczy, że każe swym sługom. Ale słudzy nie
utrzymają Biura.
Zaan zrobił wszystko, co w jego mocy. Za wyłudzane środki Wielkiego Księcia za-
łożył piekarnię, która wytwarzała ciasteczka rozprowadzane w amfiteatrze podczas
przedstawień — zdobył nawet wyłączność (ot, co znaczy sługa Wielkiej Osoby). Kazał
wyciskać cytryny do wody i sprzedawać wraz z winem za brązowego od kubka prze-
chodniom, w upalne dni. Kupił kilkudziesięciu szewców i psim swędem, powołując się
na kogo tylko mógł, załatwił dostawy sandałów dla armii. Kupił kamieniołomy i zała-
twił dostawy budulca dla robót publicznych przy drogach. Kupił tartak, który spłonął
następnego dnia i na tym trochę wpadł... Mimo to zarabiał tyle, że w swoich świątyn-
nych czasach nie mógł przypuszczać, że jakikolwiek człowiek na świecie może mieć tyle
pieniędzy. Ale dla Biura to wciąż było mało. To było jak ziarenko piasku w ogromnym
dole, który miał być wypełniony po brzegi.
— No co tak dumasz? — zdenerwował się Sirius, sączący wino z rozanielonym wy-
razem twarzy. — Źle ci, czy jak?
— A źle.
— No to zabierajmy całą tę twoją gotowiznę i w nogi.
— Ta. Łapią nas drugiego dnia i...
Sirius westchnął ciężko i machnął ręką.
— No to zostajemy i bawimy się dalej.
Zaan zerwał się na równe nogi.
— Ty naprawdę myślisz, że oni wszyscy rozum postradali?!
— Jacy wszyscy?
— Ci wokół. Książę i reszta. Myślisz, że oni rozum dali za psi postaw?
202
Chłopak wzruszył ramionami.
— Mamy coraz mniej czasu — Zaan usiłował mówić cicho, żeby nie usłyszał żaden
ze sług. Po tym, czego dowiedział się od Miki o łatwości werbunku wśród służących, co-
raz częściej łapał się na tym, że mówi szeptem. — Zaraz nas odkryją!
— No to chodu.

Podstrony