Wiedział, że spotkanie z nią odmieni jego życie. Cierpliwie zabiegał o tę dumną, kruchą dziewczynę. Wiedział, że ta albo żadna. Co się z nimi stało przez tyle lat? Kiedy zaczęło się coś psuć? Teraz sobie uświadomił, że już dawno nie widział na twarzy Marii uśmiechu, a przecież śmiała się tak często. Jej śmiech roznosił się w powietrzu jak zapach konwalii. Świat wydawał się lepszy, i on był lepszy dzięki niej. Dlaczego jej nie ma? W tak ważnym dniu?
Dzisiaj mu powiedzieli, że pójdzie na wcześniejszą emeryturę. Emerytura. Jak to brzmi. Jak śmierć. Jak koniec. Jak niepotrzeba. Ale teraz będą mogli sobie poświęcić więcej czasu. Będzie miał więcej czasu dla Marii. Może gdzieś pojadą? Może w ogóle zaczną podróżować? Kiedyś obydwoje o tym marzyli. Jakoś się nie składało.
Podniósł się i wyjął z pudełka zapałkę. Nikły pomarańczowy płomyk zapalił gaz. Postawił patelnię, ukroił kawałek masła. Maria przysmażyłaby na oliwie, zdrowiej, ale w takim dniu mógł sobie pozwolić na odrobinę luksusu. Rzucił na teflon, zaskwierczało. Uniósł pokrywkę rondelka. Kotlety mielone? Dawno już nie było mielonych. Nie są specjalnie zdrowe, ale będzie wyrozumiały... Z prawej strony z pietruszką, z lewej z czosnkiem. Nie, poczeka na Marię, nie będzie sam jadł. Zgasił gaz, masło topiło się powoli na ciepławym teflonie.
Ziemniaki będą za moment gotowe. No cóż, to wypije najpierw kawę. Nastawił wodę, wyjął niebieską filiżankę z miśnieńskiej porcelany. Detale były ważne. Życie składało się przecież z detali.
Dla niego życie składało się z Marii, pracy dla Marii i powrotów do Marii. Bycia z Marią. Rozmów z Marią. Mężczyzna, który nie ma zaplecza w postaci kochającej kobiety, jest martwy. Jest nikim. On wie o tym najlepiej. Zna tych wspaniałych mężczyzn z pustymi domami, z kobietami w innych domach, z wolnością w kieszeniach, biednych samotnych ludzi, którzy nie mają dokąd wracać. I na szczęście on do takich nie należy.
Maria zawsze robiła kotlety z pół kilograma mielonego. Jedne z tym, drugie z owym. Nie znosił monotonii. Te wiecznie zapracowane kobiety z rękami o nabrzmiałych żyłach, pracowicie gotujące obiad w sobotę i niedzielę na cały następny tydzień! Od razu po ślubie uświadomił Marii, że najważniejsze są kompromisy. Przestała pracować. Bardzo tego chciał i w końcu ona też zechciała. Niech kobieta stworzy prawdziwe gniazdo, a mężczyzna nigdy nie odejdzie.
Zalał kawę wrzątkiem i odcedził ziemniaki. Nienawidzi takiej kawy, ale nie będzie włączał ekspresu dla jednej osoby.
Maria na pewno zaraz wróci.
No i siedzi sam w kuchni nad filiżanką. Ale też dawno już tak nie siedział z Marią. A przecież zawsze było im tak dobrze razem. Ograniczyli nawet swoje niewielkie znajomości. Ludzie zaburzali rytm ich życia, wprowadzali zbyt dużo niepokoju. Robert z żoną na przykład. Kiedy zaczęli się rozwodzić, rozsądniej było nie zajmować stanowiska, trochę się odseparować. Właściwie ta przyjaźń od początku wpływała destrukcyjnie na ich związek. Najważniejsze to wyważyć wszystko. Pomoc pomocą, a utrata własnego życia i własnej tożsamości to co innego. Pamięta długa rozmowę z Marią na ten temat. Ta rozmowa przywróciła proporcje pomiędzy ich życiem a życiem Robertów. Cierpliwie tłumaczył, że to ich małżeństwo jest najważniejsze, nie ludzie, którzy pojawiają się obok i przemijają.
Prawie zapomniał o tej całej sprawie z Robertem. A przecież parę razy, jeszcze przed rozwodem, pokłócili się przy nich. Cóż za nietakt! Jakby kulturalni ludzie nie mogli sobie wszystkiego wyjaśnić w sposób kulturalny. On nigdy nie pokłócił się z Marią. Wszystkie sprawy omawiali na bieżąco. I wtedy zgodzili się, że trzeba ograniczyć ten kontakt.