Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Wycofujemy się!
Wycofywali się w dziwnym szyku: Malec podtrzymywał Torina, któremu po napierśniku obficie spływała krew, a hobbit cofał się, trzymając na widoku sprzęt do miotania. Hazgowie podnieśli łuki zabitych, pojawili się nowi łucznicy; wolno następowali, ale nie decydowali się na atak. Kilka wystrzelonych na chybił trafił strzał odskoczyło od rynsztunku Folka i krasnoludów.
Dunlandczycy ponuro gapili się na potyczkę, ale nie wtrącali się.
Pomogli im Eldringowie: dziesięciu wojowników Orii w jakimś celu kierowało się do obozu najemników.
- Co to za zamieszanie? - wrzasnął przysadzisty dziesiętnik, widząc uzbrojonych Hazgów. - Zapomnieliście o Tharnskim Rozejmie?
Niektórzy ze stepowych strzelców unieśli mimo wszystko łuki i, niewątpliwie, odważny wojownik Orii straciłby za chwilę życie, gdyby nie przywódca Hazgów.
- Niech uchodzą - zwrócił się do swoich. - Jeszcze się policzymy, i to szybko! A Tharnski Rozejm... Na razie jest nam jeszcze potrzebny. Ale potem...
Urwał, jakby przypomniawszy sobie, że jeden z wrogów dobrze rozumie hazską mowę. Podporządkowując się jego bezgłośnemu rozkazowi, Hazgowie natychmiast zniknęli. Wódz zatrzymał się. Widząc, że chyba chce coś powiedzieć, Folko zrobił krok w jego kierunku, starając się okazać, że jest gotów wysłuchać wszystkiego, ale nie da się już zaskoczyć.
- Dlaczego on mnie zaatakował? - zaczął pierwszy, mając na myśli zabitego przez siebie starego Hazga.
- Jeszcze się pytasz? - Przywódca pogardliwie splunął w trawę. - Czy nie przysięgałeś Wodzowi Earnilowi? Czy nie walczyłeś w oddziale Otona? Nie ty dowodziłeś potem słomianowłosymi, gdy ci wdarli się na nasze ziemie? Należałoby cię żywcem obedrzeć ze skóry! Może niebiosa będą przychylne i jeszcze uda mi się to zobaczyć!
- Czy to wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? - beznamiętnie zapytał Folko.
- Nie! Nie wszystko! - Hazg wycharkiwał z siebie słowa jak najgorsze przekleństwa. - Powiedz swojemu królowi, że niczego nie zapomnieliśmy i niczego nie wybaczyliśmy. Wiemy, że Wielka Moc prostuje skrzydła swe gdzieś na południowym wschodzie - o tym powiedzieli nam nasi jasnowidze. Jednego z nich zabiłeś, niegodziwcze, dzisiaj! Wiemy, że ta Moc jest nam wroga. Wiemy, że być może ktoś znowu będzie chciał zetrzeć z powierzchni ziemi nasz lud. Zatem wiedz: nie będziemy pokornie czekali na uderzenie, jak byki w rzeźni! - Hazg splunął pod nogi Folka, odwrócił się doń plecami i szybkim krokiem odszedł, w ślad za ziomkami. Hobbit zgrzytnął zębami i też pośpieszył w swoją stronę.
Rana Torina, na szczęście, choć obficie krwawiąca, nie była groźna, ale czoło, tak to wyglądało, będzie miał do końca życia przekreślone szramą. Nie wiadomo dlaczego ostrze szabli nie rozcięło skóry, lecz poszarpało ją, obnażając nawet gdzieniegdzie kości czaszki. Potężny krasnolud z trudem dokuśtykał do okrętu Farnaka i dopiero tam pozwolił sobie na omdlenie.
Eowina tylko cicho jęknęła i sama, zasłaniając usta dłonią, natychmiast rzuciła się do pomocy.
Powstał spory rozgardiasz. Eldringowie bardzo byli czuli na punkcie porządku w swoich włościach: Oria proponował ruszyć kilkuset wojowników i spalić do cna wszystkie hazskie osady. Ledwo udało się go uspokoić. Starcie z odważnymi strzelcami i jeźdźcami, bez wsparcia potężnej rohańskiej jazdy, oznaczało daremną zgubę całego wojska.
Jednak około setki Eldringów w pełnym uzbrojeniu otoczyło obóz ze wszystkich stron i zażądało wydania Hazgów. Ale ci, jakby przeczuwając konsekwencje swego postępku, zdążyli uciec. Nikt nie zamierzał ich ścigać.
W przewidzianym przez Orię czasie pojawił się Swaran. Młody tan bez dłuższych wahań zgodził się uczestniczyć w wyprawie; wraz z Orią, podpisawszy umowę, został w Tharnie, czekając na nadejście głównych sił floty Eldringów.
- Wychodzimy w morze czy nie? - pytał rozgniewany Farnak Małego Krasnoluda.
- Wychodzimy, wychodzimy - uspokajał go ten. - Tylko niech Folko nazbiera ziół, żeby przygotować wywary dla rannego i - w drogę.
Zatrzymało ich to jeszcze na półtora dnia. Torin leżał w gorączce, rana się paskudziła, i kto wie, jak by się to skończyło, gdyby hobbit nie natrafił przypadkiem na ziele zdrowieńca nie wiadomo jakimi wiatrami przywiane tu z północy. Po jego zastosowaniu poszło ku lepszemu, i rano odcumowali. Torin zasnął spokojnie, oddech się wyrównał. Gorączka spadła.
„Smoki” Farnaka i Hjarridiego wyszły w otwarte morze.
 
20 Czerwca,
Trawers Przylądka Balar,
Otwarte Morze
 
 
Torin szalał. Od chwili gdy oprzytomniał, nie przestawał obrzucać siebie najcięższymi wyzwiskami, co prawda tylko wtedy, gdy nie było w pobliżu Eowiny, a ponieważ ta niemal przez cały czas była w pobliżu, pomagając Folkowi pielęgnować rannego, to oczywiste, że krasnolud dość długo gromadził zapas mocnych słów, które, gdy w końcu dziewczyna wyskakiwała na chwilę na pokład, natychmiast wyrzucał z siebie.
- Odzwyczaiłeś się przegrywać, mój drogi - zauważył Folko, zmieniając nasączony wywarem ze zdrowieńca opatrunek. - Mithril jest podstępny - nabierasz przekonania, że zranienie cię jest niemożliwe. A nieprawda!

Podstrony