Wyciągnął miecz świetlny i zapalił go.
Syk klingi zaalarmował Faskusa, który zaczął się odwracać.
W ostatniej chwili Ben zobaczył małą dziewczynkę. Siedziała
na kocu przed namiotem i wlepiała w niego zdumione oczy.
Ben jęknął w duchu. Mało brakowało, a skróciłby człowieka
0 głowę na oczach dziecka.
Wylądował, posyłając Faskusa kopniakiem w stronę namiotu.
Kiedy usiadł okrakiem na piersi mężczyzny, usłyszał jego jęk
1 głośny pisk dziecka. Miecz świetlny zahaczył o koc na wierzchu namiotu i podpalił go. Ben wyłączył broń, uwolnił ręce, sięgnął
po amulet i szarpnął. Łańcuch nie poddał się tak łatwo, podobnie jak szyja Faskusa. Ben zaklął i pociągnął ponownie, tym razem
zrywając łańcuch. Dopiero wtedy wycofał się na czworakach
i wsunął amulet do sakwy.
Dziewczynka wygramoliła się spod nóg Faskusa i rozglądała
się dokoła oszalałym wzrokiem. Miała krótkie ciemne włosy
i niebieskie oczy - mogła mieć jakieś sześć standardowych lat.
Była ubrana w dziecięcą wersję pomarańczowego kombinezonu pilotów X-wingów. Gdy napotkała wzrok Bena, znów zaczęła
krzyczeć. Chwyciła garść patyków i liści i cisnęła w stronę
chłopca. Jeden z patyków upadł obok jego buta, reszta śmieci nie przeleciała nawet pół metra.
- Zamknij się! - warknął Ben.
Mała rzuciła się w stronę Faskusa.
- Tatusiu? Obudź się! Tatusiu!
„Tatusiu"? Ben podniósł się i ruszył w ich stronę.
Dziewczynka odwróciła się i zaczęła macać wokół, szukając
czegoś, czym mogłaby rzucić w Bena. Tym razem trafiła na duraluminiową patelnię. Ben odbił ją na bok bez większego wysiłku
i zatrzymał się obok namiotu.
- Przestań! - huknął na nią.
- Nie rób tatusiowi krzywdy! - Sięgnęła w dół i chwyciła...
Blaster. Ben wyszarpnął go pospiesznie z jej rąk za pośrednictwem Mocy. Broń pofrunęła do jego dłoni.
Dziwnie lekki był ten blaster. Zbyt lekki. Obejrzał go i stwierdził, że to dziecięca zabawka, miniaturowa kopia klasycznego
pistoletu blasterowego DL-44, którym posługiwał się zwykle
wujek Han. Ben cisnął go na polanę.
- Przestań rzucać rzeczami - rozkazał. - Mówię poważnie.
Dziewczynka zamarła, ściskając w uniesionej rączce widelec.
Próbując mieć ją cały czas na oku, Ben zerknął na Faskusa.
Mężczyzna był nieprzytomny, co wydawało się dziwne, bo przecież Ben nie uderzył go mocno. Jednak fakt, że groźny złodziej
amuletu leżał bez czucia, był chłopcu na rękę. Przypiął miecz do pasa i zaczął obszukiwać Faskusa.
Blaster w jego kaburze był prawdziwy. Podobnie jak dwa
mniejsze, ukryte w bucie i kaburze w prawym rękawie. W lewym
rękawie znalazł wibroostrze. Zarekwirował cały asortyment, po
czym rozejrzał się dokoła.
W jednym z rogów namiotu zobaczył kłębek żółtej linki. Sięgnął
po nią i przewrócił Faskusa na brzuch, odkrywając kolejny
blaster w kaburze u dołu pleców. Zabrał pistolet i zajął się krępowaniem rąk ofiary w nadgarstkach.
I wtedy coś wbiło mu się w policzek. Widelec.
- Robisz mu krzywdę! - pisnęła dziewczynka.
Ben pomacał twarz, a gdy spojrzał na palce, zobaczył na nich
krew.
- Nic mu nie robię. Tylko go wiążę - wyjaśnił.
- Jest już ranny, a ty robisz mu jeszcze większą krzywdę.
Ben skończył z rękami Faskusa i przeszedł do wiązania nóg.
- Gdzie jest ranny? - rzucił przez ramię.
- W brzuch.
Ben odwrócił Faskusa na plecy i podciągnął szarą bluzę.
I aż gwizdnął. Zaimprowizowany opatrunek z paru warstw
materiału przytrzymywał bandaż z podartej na paski koszuli.
Bandaż zakrywał cały dół brzucha Faskusa. Był przesiąknięty
krwią.
Ben odwiązał go ostrożnie i uniósł opatrunek. Zobaczył
ranę długą na jakieś siedem centymetrów. Mężczyzna odniósł
też prawdopodobnie obrażenia wewnętrzne. Gdy Ben zdjął
opatrunek, rana zaczęła krwawić mocniej. Ranny jęknął, ale nie ocknął się.
Ben rozpiął Faskusowi ubranie. Przeszedł szkolenie pierwszej
pomocy w szeregach Jedi, a potem w Straży, ale tu potrzeba było czegoś więcej niż pierwsza pomoc.
Położył dłonie na piersi i czole rannego, próbując go zbadać za pośrednictwem Mocy. Nie był zbyt biegły w technikach uzdrawiających Jedi, ale mistrzyni Cilghal i jego ojciec nauczyli go
paru podstawowych metod.
Obecność Faskusa w Mocy była bardzo słaba. W porównaniu
ze swoją córką był jak drżący płomyk świecy. Ben czuł płynące
z okolic rany sygnały cierpienia. Sięgnął głębiej i dostrzegł krew sączącą się z uszkodzonych organów wewnętrznych. Widział, jak