Pośpiesznie przeprowadzone ob-
liczenie jasno wykazało,że spała najwyżej cztery
godziny. Bryce najwyraźniej nie stracił kondycji.
Teraz już wiedziała,co czuli zawodnicy przeciwnej
124
Paula Detmer Riggs
drużyny,gdy zdobywał punkty. Czy to jednak napraw-
dę miłość popędzała ją,by wyskoczyła z łóżka,zatelefonowała do adwokata i odwołała sprawę rozwodową?
Może po prostu nie mogła ochłonąć? Musiała znaleźć odpowiedź na to pytanie przed poniedziałkowym
porankiem. Dokładniej mówiąc,przed dziewiątą.
Bardzo potrzebowała kawy. Wysunęła się spod
kołdry i pomyślała,że zaraz odbędzie poważną roz-
mowę z Bryce’em.
Postanowiła wziąć prysznic i ubrać się dopiero po
śniadaniu. Póki co wróciła do swojego pokoju i włożyła praktyczny,aseksualny szlafrok oraz niemodne skar-pety-kapcie od mamy. Umyła twarz i zajęła się okrop-nie splątanymi włosami,lecz po paru próbach się
poddała. Słynne loki rodziny Kostasów ponownie
zwyciężyły. Przypomniała sobie o jedwabnym,sek-
sownym szlafroczku i kapciach-dinozaurach,spoczy-
wających na półce w jej gabinecie. Po pięciu dniach obsesyjnych rozmyślań,teraz prawie zapomniała
o swoim cichym wielbicielu!
Zmełła w ustach ulubione przekleństwo taty i opad-
ła na łóżko. Próbowała zebrać myśli. Wszyscy doskonale wiedzieli,że Melina Irena jest czarną owcą rodziny Kostasów,a Tia Athena to najwrażliwsza (choć zarazem pyskata) i najbardziej odpowiedzialna osoba z ca-
łego rodzeństwa. Tylko raz zdarzyło się jej poddać impulsowi,a mianowicie gdy poszła do łóżka z Bryce’em w sześć godzin po randce inaugurującej ich
znajomość. To przecież Melina postanowiła rzucić
studia na dwa tygodnie przed egzaminami kończącymi
Zdradź swoje imię
125
drugi rok i odlecieć na Arubę z przystojnym,wziętym aktorem,który zjawił się w Chicago przy okazji zdjęć do telewizyjnego filmu.
Dwa tygodnie po powrocie do domu Mel zapom-
niała,jak ów ogier miał na imię. Tia szczyciła się tym, że nigdy niczego nie zapominała. Przynajmniej tak
było do tej pory.
,,W moich marzeniach wiele razy tańczyliśmy wal-
ca na dzikiej plaży w świetle księżyca...’’
Po jej plecach przebiegł słaby dreszcz. Tia pomyślała ponuro,że z pewnością to,że przejęła się tak owym
nieszczęsnym cichym wielbicielem,wynika z jakiejś
dotąd niewykrytej i mało chwalebnej anomalii jej
osobowości. W przeciwnym wypadku jak mogłaby
kochać Bryce’a i jednocześnie tak bardzo pragnąć
spotkania z innym mężczyzną? Poczuwszy pierwsze
symptomy bólu głowy,postanowiła najpierw coś
zjeść,a dopiero potem powrócić do rozmyślań.
W połowie schodów doleciał ją zapach spalenizny.
Przyśpieszyła kroku i wpadła do kuchni,aby ujrzeć,jak Bryce ciska dymiącą patelnię do zlewozmywaka.
– Jasna cholera! – burczał pod nosem,odkręcając
zimną wodę. Patelnia zasyczała złowrogo. Wymam-
rotawszy jeszcze jedno przekleństwo,Bryce odsko-
czył. W tym samym momencie dostrzegł stojącą na
progu Tię,która zasłaniała usta dłonią.
– Myślisz,że to zabawne,co? – warknął.
– Ależ skąd,gdzie tam. – Obłudnie zasznurowała
usta.
– Dobra,śmiej się,proszę bardzo. Ale nie licz na
kawę.
126
Paula Detmer Riggs
– Proszę państwa,a więc nie klęska,tylko remis!
Wprawdzie Bryce Hunter poległ podczas szykowania
śniadania,ale odrobił straty,bezbłędnie parząc kawę.
– Tia zabawiła się w komentatora sportowego,cały
czas zachowując kamienną twarz.
– Dobra,kpij sobie. Teraz to już na pewno nie
dostaniesz kawy. – Rzucił jej złe spojrzenie.
Jak cudownie się z nim przekomarzało,zwłaszcza
gdy rodziła się poważna nadzieja,że jednak uda się uratować to małżeństwo.
Szerokim łukiem walnęła się w pierś.
– Tia Athena Kostas Hunter nigdy nie odważyłaby
się kpić z Bryce’a Huntera! – zawołała ze zgrozą.
– Świat nie słyszał jeszcze o takiej bezczelności!
– Dobra,dobra – mruknął,próbując zachować
groźną minę. Od kiedy tylko poznał Tię,ubóstwiał jej błazeństwa.
– Ale jeśli wolno mi spytać... – pisnęła jak myszka.
– Czy... czy dobrze się czujesz?
– Świetnie. A bo co?
– Znam cię już ponad dziesięć lat i najambitniejsze dania,jakie przyrządzałeś,to wołowina z puszki albo mrożonka z mikrofalówki. I nagle widzę jakieś eks-perymenty kulinarne. Muszę zapamiętać przepis. Na-
pakować do patelni co się da,smażyć aż się spali,a na koniec zalać zimną woda. Jak nazywa się ten specjał?
Uch,aż mi ślinka cieknie.
– Specjał nazywa się: ,,Okład na piekielny jęzor
Tii’’. A tak nawiasem mówiąc,najwyraźniej zapom-
niałaś o tych wszystkich wyszukanych kanapkach,
którymi opychałaś się przez lata. Przypominam: cho-
Zdradź swoje imię
127
dzi o te,które ja robiłem,a ty twierdziłaś,że są
najlepsze na świecie.