Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zwlekał z odpowiedzią przez parę dni, aby zadośćuczynić wymogom proto­kołu, po czym wyraził zgodę.
Zaledwie zdążył usadowić się po przerwie przed drugim aktem, kiedy jeden z sekretarzy podał mu wiadomość na piśmie. Zły, że mu przeszkadzają, starał się w miarę cicho otworzyć kopertę. Wzywano go do Pałacu Elizejskiego. Podpisał Thibaudet, minister spraw zagranicznych. Becque pochylił się do sekretarza i polecił mu podstawić samochód na drugą przerwę. Pomyślał z żalem, że wolałby nie wiedzieć, o co chodzi. Było niemal pewne, że dostali potwierdzenie co do Wschodnich Niemiec. Nie wzywaliby go w takim pośpiechu, gdyby to była jakaś dobra wiadomość.
Zamknął na moment oczy, aby odpędzić te myśli i skoncentrować się na przedstawieniu. Słuchając tych melodyjnych walców, sam miał ochotę tańczyć, albo chociaż kiwać ręką do taktu. Sie­dział jednak spokojnie aż do przerwy, po czym oznajmił żonie, iż musi wyjść. Piętnaście minut później czarny Citroen przemknął przez bramę pałacu. Wciąż od nowa wprawiało go w podziw piękno tego miejsca i cała moc władzy, która z niego emanowała. Ale nie znosił tych nocnych alarmów - zawsze mogło się okazać, że to któryś z ministrów chce się koniecznie wyróżnić, przesadzając z ważnością swojej sprawy. Świeżo upieczonym ministrom często się to zdarzało, choć najczęściej już po roku sami zaczynali szanować swój czas i spokój, szczególnie wieczorem. Ale Thibaudet nie był panikarzem. Jeśli uznał, że to pilne, to na pewno tak było.
Becque wszedł po szerokich schodach, a potem korytarzem do końca. Thibaudet już czekał na niego, był też Requier. Obydwaj stali, dopóki nie wskazał im krzeseł. Sam zasiadł za swym bogato zdobionym biurkiem, na krześle pokrytym adamaszkiem.
- No i co, Thibaudet, ma pan dla mnie jakieś dobre wieści? Czy powiadomili nas, że to tylko wspólne manewry?
- Obawiam się, że nie, panie prezydencie. Wczoraj uciekł na Zachód radziecki oficer. Przeszedł granicę w pobliżu Helmstead. NRD z udziałem radzieckich doradców zamierza wkroczyć do Republiki Federalnej.
Prezydent westchnął i zaczął się bawić szklanym przyciskiem do papieru.
- Skoro przeszedł, to pewnie wtyczka?
- Obawiam się, że nie. Był w kontakcie z wywiadem RFN od paru miesięcy. Dostarczył mikrofilmy rozkazów operacyjnych i dokumentów radzieckich zawierających ogólne plany całej akcji.
- I jak to ma wszystko wyglądać?
- Chcą dać gwarancję, że nie przekroczą linii Renu, ale cała RFN znajdzie się pod okupacją.
- Kiedy?
- Za dziesięć dni, czternastego.
- Czy Bonn powiadomiło Londyn lub Waszyngton?
- Nie. Tylko nas. Na osobiste polecenie Helmuta Bayera.
- Czy jest pan całkowicie przekonany, że dokumenty są autentyczne?
- Absolutnie. Nie ma najmniejszej wątpliwości.
- A co zamierza Bonn?
- Chcą zwołać specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa na pojutrze. Porządkują dokumentację. Bayer osobiście stanie na czele delegacji.
Becque wstał i skinął głową obu mężczyznom.
- Dzięki Thibaudet. Jutro przedstawię panu mój pogląd na tę sprawę. Do tego czasu proszę nic nie robić, rozumie pan?
- Tak jest, panie prezydencie.
Gdy wyszli, Becque sięgnął po czerwony telefon i wcisnął kolej­no dwa guziki. 30 sekund później miał już połączenie z Helmutem Bayerem w Bonn. Rozmawiali przez ponad godzinę. Po odłożeniu słuchawki Becque siedział chwilę z zamkniętymi oczami i porusza­jąc bezgłośnie wargami przepowiadał sobie dokładnie tekst tego, co miał zaraz powiedzieć. Dwa razy wyciągnął znów rękę w stronę czerwonego telefonu i dwa razy cofnął ją. Napisał parę słów w notatniku leżącym koło aparatu, skreślił jakieś słowo, wpisał inne. W końcu podniósł słuchawkę, wcisnął guzik i poprosił o połączenie z I sekretarzem Jewgienijem Orłowem.
 
 
Ogromny Ził zjechał z Leningradzkiego Prospektu w tunel rowadzący do szosy Wołokołamskiej, a potem skręcił w lewo na szosę Petrowo-Dalnijską i pomknął dalej w kierunku rzeki.
Park w Archangielskoje położony był jakieś 16 km od Moskwy. Samochód przejechał przez park i dotarł do willi, której frontowe okna wychodziły na rzekę Moskwę. Becque sięgnął do klamki, ale jakiś człowiek z obsługi otworzył już drzwiczki i skłaniając się uprzejmie przed wysiadającym, dobrą francuszczyzną powiedział:
- Pan pozwoli za mną.
Uśmiechnięty młody człowiek wprowadził Becque’a do apartamentu na parterze, wniósł jego jedyną torbę podróżną, znów się ukłonił i oznajmił:
- Ministrowie są już w drodze. Będą tutaj lada chwila. Becque skinął głową. Młody mężczyzna wciąż się uśmiechał.
- Może pan czegoś potrzebuje, ekscelencjo; może drinka lub coś do jedzenia?
- Nie. Proszę mi dać znać, kiedy przyjadą.
Dziesięć minut później rozległo się pukanie i po chwili do pokoju wszedł Fomienko. Spotykali się wiele razy na różnych konferencjach, gdy Becque był jeszcze ministrem spraw zagranicznych, i nieźle im się ze sobą rozmawiało.
- Monsieur le president, miło mi pana znów widzieć. Mam nadzieję, że podróż miał pan dobrą?
- Nie, podróż była okropna. I coś strasznie zimno w tym waszym szarym kraju, jak na maj.
Fomienko uśmiechnął się. Znał stare słabostki Becque’a.
- Gdy zakończymy rozmowy, może uda nam się pana jakoś rozgrzać. Teraz chodźmy już na dół, czekają na nas.
- Kto tam jest?
Fomienko rozłożył dłonie.
- Tak jak pan sobie życzył. Tylko I sekretarz Orłow i ja. No i tłumacz.
- Świetnie, to chodźmy.
Orłow był wysokim mężczyzną. Miał dużą, typowo rosyjską twarz, ale kiedy się postarał, potrafił jej nadać wyraz niezdarnego wdzięku. Po wymianie paru powitalnych banałów wskazał Becque’owi jeden z foteli.
- Darujmy sobie oficjalne formalności - uśmiechnął się - niech to będzie prywatna rozmowa, zgoda?
Becque skinął głową.
- Czy mogę mówić całkiem otwarcie?
- Oczywiście.
- Jeden z waszych oficerów zdradził na rzecz RFN trzy dni temu. Oczywiście wiecie o tym.
Orłow zerknął na Fomienkę, a gdy ten skinął głową, spojrzał ponownie na Becque’a.
- Proszę mówić dalej.
- Ten oficer zabrał ze sobą komplet zmikrofilmowanych dokumentów dotyczących operacji “Igor” - Becque dostrzegł, jak tężeją mięśnie wokół ust Orłowa. - Bonn zamierza zwrócić się do ONZ o pilne zwołanie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa.
Orłow siedział milcząc i Becque dorzucił jeszcze:

Podstrony