Opowiedział o włamaniu do domu Slade'a. - Gdyby doszło do pożaru, Benjamin prawdopodobnie by zginął, a jego dokumenty zostałyby zniszczone. Weldon musi umrzeć, jest zbyt niebezpieczny dla wielu ludzi. Pytanie tylko, jak do tego doprowadzić. Nie sądzę, by prawo mogło to zagwarantować.
Ross obdarzył go ironicznym spojrzeniem.
- Dlaczego mówisz o prawie? Przecież chcesz zabić go osobiście. Wędrowiec zachował kamienną twarz. Tak, przyjaciele znali go już zbyt dobrze.
- Wolę myśleć o tym jako o egzekucji.
- Więc co cię powstrzymuje? Wędrowiec uniósł lekko brwi.
- Jak to, nie będzie wykładu o moralności?
- Wcale mi się nie podoba to, co zamierzasz - odrzekł Ross cierpko - ale nie widzę innego rozwiązania. To oczywiste, że toczycie z Weldonem walkę na śmierci życie, a skoro jeden z was musi zginąć, wolę, by był to Weldon.
- Jeśli zdecyduję się zabić Weldona, zrobię to tak, by nikt nie mógł mnie wytropić - powiedział Wędrowiec, wdzięczny za pragmatyczną aprobatę dla jego planów, - Lecz jeśli coś mi się nie uda i będę musiał opuścić Anglię... Chciałbym mieć pewność, że zaopiekujesz się Sarą. - Zamilkł na chwilę, potem znów przemówił. - Wiem, że zrobisz to tak czy inaczej, lecz będę czuł się lepiej, wiedząc, że choć jedna osoba wie, co się naprawdę wydarzyło. W oczach Rossa pojawiły się iskierki gniewu.
- Więc zamierzasz porzucić swoją żonę? - warknął, znacznie bardziej poruszony tą perspektywą niż faktem, że przyjaciel chce popełnić morderstwo.
- Nie ożeniłem się z nią po to, by ją porzucać, ale wątpię, czy w razie konieczności zechce ze mną wyjechać - oświadczył Wędrowiec chłodnym tonem. - Całe jej życie to Anglia; wszyscy przyjaciele, krewni. Jak mógłbym jej to odebrać?
- Możesz pozwolić, by to ona sama dokonała wyboru - odrzekł Ross równie zimnym głosem. - Przysięgam, że jeśli ją porzucisz, odnajdę cię choćby na końcu świata, a wtedy pożałujesz, że kiedykolwiek przypłynąłeś do Anglii.
Wędrowiec zachichotał, chcąc rozładować sytuację.
- Zaczynasz mówić jak ja. Zbyt częste kontakty ze mną źle wpływają na twoje morale.
Kiedy Ross uśmiechnął się niechętnie, Wędrowiec kontynuował:
- Uwierz mi, wcale nie mam ochoty uciekać z Anglii jako przestępca, tak jak nie mam ochoty zmuszać Sary do wyboru, który może ją unieszczęśliwić. - Poza tym domyślał się, jaką decyzję podjęłaby Sara, i wcale nie byłaby to decyzja na jego korzyść. - Chcę być tylko przygotowany na wszelkie ewentualności.
- Spróbuj nie dać się zabić - mruknął Ross. - Sarze na pewno by się to nie spodobało, a ja znalazłbym się w bardzo nieciekawej sytuacji. Musiałbym sam dopaść Weldona, nim ten skrzywdziłby mnie albo Sarę. - I stosując typowe, brytyjskie niedomówienie, dodał: - Nieprzyjemna historia.
- Bardzo nieprzyjemna - zgodził się z nim Wędrowiec. - Kiedy przyjechałem do Anglii, myślałem, że zemsta to prosta sprawa. Tymczasem moje życie niewiarygodnie się skomplikowało.
Ross uśmiechnął się lekko.
Witaj w rzeczywistym świecie.
Słysząc nadjeżdżające konie, Kane przygotował się do strzału. Znalazł doskonałą kryjówkę za skalnym występem. Ścieżka oddalona była od tego miejsca o jakieś sześćdziesiąt stóp, doświadczony snajper nie mógł więc mieć żadnych problemów z trafieniem do celu. Podobnie jak wiele starych traktów i ten przebiegał o jakieś trzy stopy poniżej poziomu gruntu, lecz jeźdźcy i tak byli doskonale widoczni.
Kane ułożył się na brzucha i przygotował broń do strzału. Wolał sam wykonywać takie zadania; pomocnicy sprawiali więcej kłopotów niż pożytku. Osiłek, którego zabrał do domu prawnika, był zbyt głupi i dał się postrzelić. Nie, zdecydowanie lepiej jest pracować w pojedynkę.
W polu widzenia pojawili się dwaj jeźdźcy. Kane upewnił się najpierw, że to właściwe osoby. Zawsze był w tej kwestii bardzo ostrożny.
Lord Ross Carlisle był bliżej, Kane mierzył jednak do Wędrowca, gdyż ten śniady obcokrajowiec był ważniejszym celem, a poza tym miał doświadczenie, które pozwoliłoby mu zachować zimną krew pod ostrzałem. Rozpieszczony angielski arystokrata, jak lord Ross, prawdopodobnie byłby zbyt wystraszony i zdumiony, by schować się, nim Kane ponownie załaduje broń.
Celując prosto w serce, Kane zaczął powoli przesuwać lufę karabinu. Jeszcze chwilka, tylko jedna chwilka...
Bez pośpiechu pociągnął za spust.