Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Pamiętałem jego sprawę z najnowszych raportów prasowych – najnowszych przynajmniej dla oryginalnego mnie. Rzeczywiście miał coś przeciwko kobietom i był postrachem pogranicza.
Zaskakujące było to, że był kolonialnym administratorem okręgu – i dlatego tak długo nie można go było schwytać. Między innymi, do jego obowiązków należał nadzór nad lokalną policją, która usiłowała go złapać, a poza tym dysponował też komputerami i laboratoriami naukowymi całego okręgu. Zgodnie ze sprawozdaniami, był świetnym administratorem. Sam czar i urok. Jego problemem było to, iż lubił zabawiać się z paniami w sposób ogólnie nie aprobowany. Potrafił je uprowadzić z rolniczych terenów pogranicza; zabierał je do prywatnego laboratorium i w sposób systematyczny doprowadzał torturami do śmierci. Dokonał tego siedemnaście razy w ciągu jednego roku i dopiero ciężka praca jednego z jego kolegów, sprowadzonego zresztą na jego własne życzenie, doprowadziła do wytropienia i ujęcia sprawcy.
Wręcz podręcznikowy przypadek dewiacji psychicznej. Mając taki wygląd, był zapewne celem okrutnych żartów w okresie dorastania i trudno mu było zmusić innych, by traktowali go poważnie. Posiadał jednak bystry umysł i ukończył studia z administracji z pierwszą lokatą. Niemałe osiągnięcie dla kogoś urodzonego na pograniczu i nie będącego uwarunkowanym genetycznie i kulturowo mieszkańcem światów cywilizowanych. Zwrócił na siebie uwagę wyjątkową kompetencją w swoich działaniach. Przyczyny, dla których stał się „Rzeźnikiem” stanowiły szerokie pole spekulacji dla prasy, ale były one zapewne bardziej skomplikowane niż te, o jakich mówiła popularna psychiatria. Zbrodnie jego były tak odrażające, tak sprzeczne ze wszystkimi standardami kulturalnego zachowania, iż jedynie śmierć lub zesłanie na Romb Wardena wydawały się, politycznie rzecz biorąc, do zaakceptowania. Stał się na tyle znany w całej Konfederacji, że nie mógłby w niej pozostać nawet po całkowitym wypraniu mózgu.
Z tych powodów, a także z powodu swej wielkiej inteligencji, był idealnym kandydatem do zsyłki. Byłaby to też doskonała przykrywka dla jego działalności, choć jednocześnie minusem mógłby tutaj być fakt, iż był tak szeroko znany. Do diabła, ja sam co prawda lubiłem kobiety w sposób bezsprzecznie bardziej normalny niż on, ale na pewno trudno mi będzie zaprzyjaźnić się z którąkolwiek, jeśli tylko zna ona historię kryminalną Lacocha. Cóż, być może wymyślę jakąś sensowną historyjkę, która w razie czego postawi mnie w lepszym świetle.
Położyłem się na pryczy i wprawiłem w lekki trans. Przebiegałem w myślach nowe informacje, sortowałem je i usiłowałem zapamiętać. Dane dotyczące życia i pracy Lacocha były szczególnie ważne, bo tutaj istniało największe prawdopodobieństwo popełnienia jakichś gaf i pomyłek. Przeanalizowałem również jego manieryzmy, przyzwyczajenia i tym podobne. Próbowałem wczuć się w sytuację takiego drobnego” zniewieściałego typa w dużym i groźnym świecie.
Muszę być doskonały w swoim zachowaniu i odruchach, nim dotrę na Charona. Byłem pewien, że Lacoch – ja – będzie miał jeszcze jedną żeńską ofiarę na koncie, zanim to wszystko się skończy, ale ani przez sekundę nie zamierzałem lekceważyć Aeoli Matuze.
 
Rozdział drugi
ZSYŁKA
Z wyjątkiem regularnych posiłków, nie było nic innego, co mogłoby wskazywać na tempo upływu czasu, a była to niewątpliwie długa podróż.: – Nie marnowano pieniędzy na przewożenie więźniów najszybszą z możliwych tras, to pewne.