Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Ich wieczorne rozmowy przy ognisku i szklaneczce whisky nazywały się
posiedzeniami dyrektorów.
Job z dziwną przyjemnością grał róŜne role w róŜnych okolicznościach. W
obecności klientów safari grał rolę, którą nazywał „Murzyn z plantacji”, kiedy to
nazywał Seana Bwana lub Nkosi i zachowywał się jak posłuszny niewolnik.
– Nie bądź głupim fiutem, Job. PoniŜasz się – protestował z początku Sean.
– AleŜ właśnie tego oczekuje klient – przekonywał go Job. – Stary, sprzedajemy
im iluzję. Oni sobie wyobraŜają, Ŝe są Ernestami Hemingwayami. Gdyby wiedzieli, Ŝe mam tytuł naukowy z historii i polityki, to narobiliby ze strachu w portki. – ChociaŜ
niechętnie, Sean nie mógł się z tym nie zgodzić.
Kiedy byli sami, Job grał rolę „Homo sapiens” i stawał się inteligentnym i
wykształconym człowiekiem, którym był w rzeczywistości. W rozmowie z łatwością
obaj przechodzili z sindebele na angielski i kaŜdy z nich czuł się równie swobodnie uŜywając języka przyjaciela, jak czuli się w swoim towarzystwie.
– Słuchaj, Sean, nie musisz się na zapas przejmować utratą koncesji. Jak na razie
jeszcze ci jej nie odebrali, a nawet jeśli to się stanie, to damy sobie radę.
– Pociesz mnie. Potrzebuję tego.
– MoŜemy wystąpić o koncesję gdzieś na Matabeleland, gdzie moja rodzina ma
jeszcze pewne wpływy. Na przykład w Matetsi czy nawet nad rzeką Gwai. Znam tam
kaŜdy kamień.
– Nie da rady. – Sean potrząsnął głową. – Jak raz dałem tyłka, to na zawsze będę
napiętnowany jako pechowiec.
– ZłoŜymy podanie w moim imieniu – zasugerował Job i uśmiechnął się
złośliwie. – Zrobię cię swoim dyrektorem i będziesz mnie nazywał Bwana!
Roześmieli się i atmosfera się rozluźniła. Kiedy Sean zostawił Joba przy ognisku i wracał do namiotu, był juŜ w pogodnym, a nawet wesołym humorze. Job zawsze miał
siłę odmienić jego złe nastroje.
ZbliŜając się do swojego namiotu zobaczył, Ŝe coś jasnego przesunęło się w
cieniu księŜyca pod drzewem i zatrzymał się gwałtownie. Gdy dobiegł go cichy brzęk srebrnej biŜuterii, wiedział juŜ, kto na niego czeka.
– Mogę porozmawiać z tobą? – spytała cicho Claudia.
– Słucham – odparł. Zastanowił się, dlaczego amerykański zwrot „porozmawiać z
tobą” zamiast „moŜemy porozmawiać” tak go irytował.
– Nie mam w tym wielkiej wprawy – przyznała się, ale Sean nie chciał jej pomóc.
– Chciałam przeprosić.
– No to się zwracasz do nieodpowiedniej osoby. Ja mam jeszcze obie nogi.
Cofnęła się lekko. Jej głos drŜał silnie, gdy się odezwała ponownie.
– Nie znasz litości, prawda? – Podniosła wyŜej głowę. – W porządku, chyba na to
zasłuŜyłam. Zachowałam się jak idiotka. Byłam przekonana, Ŝe znam to wszystko na
wylot, ale okazało się, Ŝe wiem jeszcze bardzo mało i w mojej ignorancji wyrządziłam ci wielką szkodę. Jeśli to coś pomoŜe, to chcę ci powiedzieć, Ŝe jest mi bardzo
przykro.
– Pochodzimy z zupełnie innych światów i nie ma Ŝadnej myśli czy uczucia, które
by nas łączyło. Nie ma nadziei, Ŝeby udało nam się kiedykolwiek porozumieć, a co
dopiero mówić o przyjaźni, ale wiem, ile cię to kosztowało.
– A więc rozejm? – spytała.
– W porządku, zgadzam się na zawieszenie broni. – Wyciągnął rękę i dziewczyna
ją uścisnęła. Jej skóra była delikatna jak płatek kwiatu, a ręka szczupła i chłodna, ale uścisk miała silny niczym męŜczyzna.
– Dobranoc – powiedziała, puściła jego rękę i odwróciła się.
Patrzył, jak odchodzi do namiotu. Brakowało dwóch dni, Ŝeby księŜyc znalazł się
w pełni. W srebrnym świetle biała suknia wydawała się ulotna niczym mgła. Przez
cienki materiał widział szczupłe ciało i długie zgrabne nogi.
W tej chwili podziwiał jej charakter i czuł do niej bardziej przyjazne uczucia niŜ
w ciągu całej ich krótkiej znajomości.
Jako myśliwy i były Ŝołnierz, Sean spał bardzo lekko. Naturalne odgłosy dŜungli
nie budziły go. Mógł spać spokojnie przy krzyku hien, kłębiących się wokół
ufortyfikowanego miejsca, gdzie suszyły się skóry lwów.
Wystarczyło jednak delikatne skrobanie w płótno namiotu, Ŝeby Sean schwycił
latarkę i sięgnął po stojącą u wezgłowia łóŜka strzelbę.
– Kto tam? – spytał cicho.
– To ja, Job.
Sean spojrzał na tarczę rolexa. Fosforyzujące wskazówki pokazywały trzecią
rano.
– Wejdź. Co się dzieje?
– Jeden z tropicieli, których ustawiliśmy nad rzeką, przybiegł do obozu. Biegł
przez trzydzieści kilometrów.
Sean poczuł mrówki na karku i usiadł na łóŜku.
– Tak? – spytał podekscytowanym głosem.
– Dziś o zachodzie słońca Tukutela przekroczył rzekę.
– Czy to pewna wiadomość?
– Tak. Widzieli go z bliska. To Tukutela, Rozzłoszczony Słoń, i nie ma obroŜy na
szyi.
– Gdzie jest Matatu? – Sean zerwał się z łóŜka i sięgnął po spodnie. Mały
Ndorobczyk zawołał przy wejściu do namiotu.
– Jestem gotowy, Bwana.
– Dobrze. Wyruszamy za dwadzieścia minut. Plecaki ze sprzętem i manierki.
Weźmiemy Pumulę na miejsce Shadracha. Chcę znaleźć się na tropie Tukuteli przed
świtem.
Na wpół ubrany Sean podszedł do namiotu Riccarda stojącego obok i usłyszał
równomierne chrapanie.
– Szefie! – Chrapanie ustało. – Nie śpisz? Mam dla ciebie słonia. Podnieś tyłek z
łóŜka. Tukutela przekroczył rzekę. Wyruszamy za dwadzieścia minut.
– Cholera! – Po głosie Riccarda poznał, Ŝe jeszcze na wpół śpi. Z namiotu dobiegł
go odgłos potknięcia się. – Gdzie, do diabła, są moje spodnie? Sean, bądź tak dobry i obudź Claudię.
W namiocie dziewczyny paliła się lampa. Dziewczyna musiała usłyszeć ich głosy.
– Obudziłaś się? – zapytał Sean zatrzymując się przy klapie namiotu. Claudia
otworzyła ją i stanęła w świetle latarni. Nocna koszula sięgała jej do kostek, a koronka zakrywała szyję, ale materiał był tak cienki, Ŝe światło lampy wydobywało zarys jej ciała.
– Słyszałam, jak rozmawiałeś z ojcem – powiedziała. – Zaraz będę gotowa. Czy
będziemy musieli duŜo chodzić? Jakie buty mam włoŜyć: do chodzenia po górach czy
mokasyny?
Sean był przekonany, Ŝe specjalnie urządziła to przedstawienie i poczuł
pruderyjną niechęć tak obcą jego naturze.
– Dziś będziesz chodzić więcej i szybciej niŜ kiedykolwiek dotąd – powiedział
szorstkim głosem. „ObnaŜa się jak jakaś dziewczyna lekkich obyczajów”, pomyślał
zapominając, Ŝe jego gust skłaniał się właśnie ku takim kobietom, „i to wtedy, gdy zacząłem nabierać dla niej szacunku”. Na usta cisnęła mu się jakaś ostra uwaga.
Udało mu się zdusić ją w sobie, ale miał większe kłopoty z powstrzymaniem się od

Podstrony