Szeroka klinga jego broni pomknęła do przodu... ale garbus, tylko lekko się odwróciwszy, gwałtownie z ukosa uderzył mieczem - i ostrze Henny zgrzytnęło po pierścieniach na klindze Sandella. Posypały się iskry.
Olmer stał bez ruchu, przymknąwszy oczy. Czarny Miecz wciąż tkwił w pochwie.
Garbus i Henna walczyli w milczeniu. Boski prezentował dziwny, nieznany zachodnim wojownikom kunszt walki, ale i Sandellowi, jak się wydawało, nieobce były te umiejętności. Być może źródło ich było wspólne. Nie ustępował przeciwnikowi, a tamtemu w żaden sposób nie udawało się zaczepić zręcznego i szybkiego garbusa - ciągle ostrza ścierały się ze sobą, szczerbiły się, zgrzytały na pierścieniach. Oessie skoczyła nawet na pomoc, usiłując zaatakować Hennę z boku, ale natychmiast dosięgło ją okrutne uderzenie drzewcem. Mimo pancerza dziewczyna mocno odczuła ten cios - zgięła się wpół i osunęła na kolana, a potem z jękiem zwaliła się na bok.
Nie wiadomo skąd do Boskiego dotarło wsparcie; zajęty nowymi wojownikami Folko nie widział, kiedy i jak udało się garbusowi przeciąć grube drzewce broni Henny, ale ten wcale się nie przejął - odcięty kawałek stał się pałką, a mocno skróconą „halabardę” Boski trzymał teraz jedną ręką.
- Wystarczy, Sandello. Jestem gotów - powiedział cicho Olmer, ale jego słowa usłyszeli wszyscy bez wyjątku walczący.
Klinga Czarnego Miecza wycelowana była w pierś Henny.
Jednakże do garbusa jakby nie dotarły słowa Króla Bez Królestwa. Olmer szarpnął go za ramię, odrzucając na bok...
Czarny Miecz wykreślił w powietrzu łuk. Klingi starły się, a w ziemię uderzył snop zielonkawych błyskawic. Hobbitowi wydało się, że Miecz Wodza wydał z siebie wściekły okrzyk.
Adamant na piersi Henny stał się ognistym obłokiem. To nie był już rozżarzony Kamień - to był kłąb gniewnego Światła. Jego promienie stały się strzałami, Moc płynęła do klingi miecza w ręku Boskiego.
Folko zachwiał się i cofnął o krok. Znowu, jak podczas bitwy pod Szarymi Przystaniami, twarzą w twarz zetknęły się dwa Początki... tyle że tym razem hobbit nie wiedział, komu życzy zwycięstwa.
A starcia dokoła Henny i Olmera powoli zamierały. Opuścili broń i Taregowie, i elfy, i krasnoludy. Cała Moc Adamantu skierowana została na walkę z Czarnym Mieczem.
A daleko stąd runęła, rozsypawszy się na mnóstwo poszczególnych pożarów, wzniesiona magią Kamienia niszczycielska ognista ściana.
Poderwawszy się na nogi, ruszył do walki Sandello, ale został odrzucony, natknąwszy się na niewidzialną przegrodę, podobnie jak niegdyś Folko i krasnoludy, przed placykiem, na którym starli się Król Bez Królestwa i Kirdan Szkutnik...
A wzgórze, gdzie toczył się pojedynek, błyskawicznie ogarniał mrok. Jednakże... dziwne... Z głębi ciemności wypłynęły dwie złociste iskry i powoli sunęły w stronę wzniesienia. Co by to mogło być?
„...I wówczas z szeregów czarnego wojska wyszedł człowiek, bez hełmu, ciemnowłosy i ciemnobrody”...
„Bój trwał. Wojsko Światła wyrównało i zwarło nadszarpnięte szeregi”...
„Czarny Miecz tkwił w jego ręku, na ramionach miał zużytą, wielekroć naprawianą, wypróbowaną kolczugę. Nie był on stworem Mroku i Ciemności, lecz żywym, z krwi i kości człowiekiem”...
Folko widział, jak widmowe armie szykują się do ostatecznej bitwy.
„Szedł on na spotkanie z pędzącymi nań jeźdźcami i - rzec by można - śmiał się im w twarz”...
„Jeźdźcy byli jeszcze daleko”...
„...Przed szyki wypadła wojowniczka w lśniącej zbroi, dosiadająca jednorożca, a w rozwidleniach jej kopii drżało i płonęło małe słońce”...
„Tak! Ona! Ta, którą chyba widział hobbit w niebie nad ginącym elfickim miastem! Biały jednorożec! I dziwna dwuzębna kopia w szczupłej dłoni, kopia zwieńczona malutkim słońcem!... Z całej siły pędziła wojowniczka w stronę skamieniałego Olmera; Czarny Miecz znieruchomiał, gotów zarówno do obrony, jak i do ataku”...
„Nie chcę zabijać cię... - imię zatarło się w huku bitwy”.
Tym razem więc imię pięknej wojowniczki pozostało nieznane.
Czarny Miecz uderzył, ale teraz jego ostrze przecięło drzewce słonecznej kopii. Wierzchowiec w pełnym biegu przewrócił Okrutnego Strzelca. Ten runął ze stłumionym jękiem, ale jego dłoń wczepiła się w płonącą kulę.
Widmo zniknęło.
Na spalonej błyskawicami ziemi leżał Boski Henna, a nad jego ciałem, chwiejąc się, klęczał Olmer, trzymając upragniony Adamant.
Wszystko, co się stało potem, działo się tak szybko, że nikt nawet nie zdążył się poruszyć.
Millog
W szczyt wzgórza waliły błyskawice. Płonęły namioty, ale był to jakiś dziwnie słaby, kopcący płomień. Na ziemi leżały ciała - mnóstwo ciał. Pies wył i przywierał do nóg Howrara.
- Idź przodem - powiedziała do Milloga kobieta. Jej cudowne złociste włosy poruszał powiew nie wiadomo skąd nadlatującego wiatru. - I nie zapomnij o mieczu!
Na pasie Howrara rzeczywiście wisiał krótki miecz, wykuty przez kowala z jego plemienia. Broń nie odznaczała się niczym szczególnym, poza tym, że była bronią howrarską.
Za Millogiem szedł pies. Za nimi, w odległości dziesięciu kroków, podążali jasnowłosa i jej towarzysz.