Natasza starała się sprawiać wrażenie wesołej, ale widać było, że robi to z przymusem. Była blada i wyglądała na chorą, źle spała w nocy. Dla Aloszy była jakoś bardziej niż zazwyczaj czuła.
Alosza, chociaż wiele mówił, wiele opowiadał, widocznie pragnąc ją rozweselić i wywołać uśmiech na jej wargach, które mimo woli układały się w grymas smutku, wyraźnie omijał w rozmowie Katię i ojca. Jego wczorajsza próba pojednania widać nie powiodła się.
- Wiesz co? On ma wielką ochotę odejść ode mnie - szepnęła mi prędko Natasza, kiedy Alosza wyszedł na chwilę powiedzieć coś Mawrze - ale boi się. Ja również boję się mu powiedzieć, żeby poszedł, bo wtedy może naumyślnie nie pójdzie, ale najbardziej obawiam się, żeby się nie znudził i z tego powodu zupełnie nie ochłódł dla mnie! Co robić?...
- Boże, w jakiej sytuacji sami się stawiacie! I jacyście podejrzliwi, jak się wzajemnie śledzicie! Po prostu wyjaśnijcie sobie wszystko, i koniec. Przy takim obrocie sprawy może rzeczywiście się znudzi.
- Więc co robić? - zawołała przestraszona.
- Zaczekaj, wszystko załatwię...
I wyszedłem do kuchni, chcąc niby to poprosić Mawrę, żeby mi oczyściła bardzo zabłocony kalosz.
- Ostrożnie, Wania! - zawołała za mną Natasza. Zaledwie wszedłem do Mawry, Alosza podbiegł do mnie, jakby na mnie czekał.
- Mój drogi Iwanie Pietrowiczu, co robić? Niech pan mi doradzi; jeszcze wczoraj dałem słowo, że będę dziś, właśnie teraz u Kati. Przecież nie mogę zrobić zawodu! Kocham Na-taszę ponad wszystko, gotów bym za nią w ogień skoczyć, ale sam się pan zgodzi, przecież nie można zerwać zupełnie...
- No cóż, niech pan jedzie...
- A Natasza? Przecież się zmartwi. Drogi panie, niech mi pan w jakiś sposób pomoże...
909
- Moim zdaniem, lepiej niech pan jedzie. Pan wie, jak ona pana kocha: jej się wciąż będzie zdawało, że panu z nią nudno i że pan siedzi z nią z musu. Lepiej postępować w sposób niewymuszony. Zresztą, chodźmy, ja panu pomogę.
- Drogi, kochany Iwanie Pietrowiczu! Jaki pan dobry! Wróciliśmy do pokoju, po chwili powiedziałem do niego:
- Widziałem niedawno pańskiego ojca.
- Gdzie? - zawołał przestraszony.
- Na ulicy, przypadkowo. Zatrzymał się ze mną na chwilę, ponownie prosił o zawarcie znajomości. Pytał o pana: czy nie wiem, gdzie pan teraz jest. Bardzo chciał się z panem zobaczyć, ma panu coś do powiedzenia.
- Ach, Alosza, jedź, pokaż mu się - podchwyciła Na-tasza zrozumiawszy, ku czemu zmierzam.
- Ale... gdzie ja go teraz znajdę? Czy jest w domu?
- Nie, o ile sobie przypominam, będzie zdaje się u hrabiny.
- No to jak... - bąkał naiwnie Alosza smutnie patrząc na Nataszę.
- Ach, Alosza, więc cóż takiego! - powiedziała. - Czy naprawdę chcesz zerwać tę znajomość, żeby mnie uspokoić? Przecież to dziecinada. Po pierwsze, to niemożliwe, a po drugie, postąpiłbyś nieszlachetnie wobec Ksti. Jesteście przyjaciółmi; czyż można tak brutalnie zrywać? Wreszcie po prostu obrażasz mnie, jeżeli myślisz, że jestem o ciebie tak zazdrosna. Jedź, jedź niezwłocznie, proszę cię o to! A i twój ojciec się uspokoi.
- Nataszo, jesteś .aniołem, a ja nie jestem wart twojego paluszka! - zawołał Alosza z zachwytem i ze skruchą. - Jesteś tak dobra, a ja... a ja... no dowiedz się. Przed chwilą prosiłem tam w kuchni Iwana Pietrowicza, żeby mi dopomógł odejść. On to wymyślił. Ale nie potępiaj mnie, Nataszo, mój aniele! Niezupełnie jestem winien, bo kochani cię bardziej niż wszystko na świecie, i dlatego wpadłem na nowy pomysł: zwierzyć się ze wszystkiego Kati i natychmiast opowiedzieć jej o naszym obecnym położeniu i o wszystkim, co było wczoraj. Ona obmyśli coś na nasz ratunek, jest nam oddana całą duszą...
- A więc idź - odpowiedziała Natasza z uśmiechem - i jeszcze jedno, mój drogi, bardzo bym chciała zapoznać się z Katią. Jak by to zrobić?
Zachwyt Aloszy nie miał granic. Natychmiast zaczął snuć
910
projekty, w jaki sposób zawrzeć tę znajomość. Według jego mniemania było to bardzo łatwe: Katia coś obmyśli. Rozwijał swój pomysł z zapałem, namiętnie. Obiecał jeszcze dziś przynieść odpowiedź, za dwie godziny, a wieczór spędzić u Nataszy.
- Naprawdę przyjdziesz? - zapytała żegnając się z nim.
- Czyżbyś wątpiła? Do widzenia, Nataszo, do widzenia, moja ukochana, moja na zawsze ukochana! Do widzenia, Wania! Ach, mój Boże, ja pana niechcący nazwałem Wanią. Iwanie Pietrowiczu, ja pana tak kocham - dlaczego my nie jesteśmy na ty? Bądźmy na ty.
- Bądźmy na ty.
- Chwała Bogu! Przecież mi to setki razy przychodziło do głowy. Ale wciąż jakoś nie śmiałem panu powiedzieć. O, i teraz mówię pan. A przecież to bardzo trudno mówić ty. To, zdaje się, gdzieś u Tołstoja jest dobrze opisane: dwoje dało słowo mówić sobie ty i w żaden sposób nie mogą, wciąż unikają takich zdań, w których są zaimki. Ach, Nataszo! Przeczytamy kiedy Dzieciństwo i Lata chłopięce,(tm) to takie ładne!
- No idź już, idź - wypędzała go Natasza śmiejąc się - plecie z tej radości.
- Do widzenia! Za dwie godziny będę u ciebie! Pocałował ją w rękę i szybko wyszedł.
- Widzisz, widzisz, Wania! - powiedziała i zalała się łzami.
Przesiedziałem u niej dwie godziny, pocieszałem ją i udało mi się wszystko wyperswadować. Naturalnie miała we wszystkim słuszność, we wszystkich swoich obawach. Serce mi się rwało, kiedy myślałem o jej obecnym położeniu, lękałem się o nią. Ale cóż było robić?
Dziwny wydawał mi się i Alosza: kochał ją nie mniej niż dawniej, nawet może mocniej, boleśniej, skutkiem skruchy i wdzięczności. Ale równocześnie nowa miłość mocno się utrwalała w jego sercu. Czym się to skończy - nie można było przewidzieć. Sam byłem bardzo ciekaw Kati. Znowu obiecałem Nataszy, że się z nią poznam.
Pod koniec nawet poweselała. Między innymi, opowiedziałem jej wszystko o Nelly, o Masłobojewie, o Bubnowej, o dzisiejszym moim spotkaniu z księciem u Masłobojewa
911