Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Genueńczyk w tej chwili opuszcza Hiszpanię, w zamiarze starania się gdzie indziej o przyjęcie swych planów, tak niesłusznie przez dwór tutejszy odrzuconych.
- Widać, don Luis, rzekła królowa z uśmiechem, że nie grzeszyłeś nigdy obłudną grzecznością. Obecnie odwołujemy się do twej chęci odbywania podróży. Siadaj na koń, popędź za Kolumbem i oświadcz mu, że warunki jego zostały przyjęte. Daję słowo królewskie, że zaraz po ukończeniu koniecznych przygotowań będzie mógł odpłynąć.
- Czy podobna, miłościwa królowo!
- Na dowód, że się nie mylisz, oto moja ręka!
Uprzejmość z jaką królowa podała mu rękę i słodycz jej wyrazów, napełniła młodzieńca otuchą ze względu na najdroższe życzenia jego serca. Przyklęknąwszy więc z uszanowaniem, ucałował rękę monarchini, a potem, nie zmieniając postawy, zapytał czy natychmiast ruszyć ma w drogę.
— Powstań, don Luis, i nie tracąc jednej chwili, ponieś słowo pociechy Kolumbowi, a zarazem uspokój nas samych, gdyż wyznaję, markizo, że odrzucenie pomysłów jego ciąży mi na sercu.
Luis de Bobadilla opuścił pokoje królowej, i za chwilę był już na koniu. Mercedes po jego wyjściu stanęła przy jednym z okien wychodzących na podwórze. Młodzieniec, dosiadając wierzchowca, ujrzał ją, i wstrzymał nagle konia spiętego już ostrogą. Wymienili spojrzenia pełne radosnej tkliwości, mając na uwadze jedynie swe nadzieje, nie myśląc o tym bynajmniej, jak dalekie jeszcze było ich urzeczywistnienie. Mercedes pierwsza zapanowała nad chwilowym uniesieniem, i pożegnawszy go skinieniem ręki, usunęła się od okna. Bruk dziedzińca królewskiego zatętniał odgłosem kopyt cwałującego konia, na którym Luis de Bobadilla pogonił za przyjacielem.
Kolumb tymczasem, posuwając się z wolna w swej niewesołej podróży, przybył do Pinos, widowni tylu krwawych wypadków, gdy posłyszawszy, za sobą tętent, ujrzał młodzieńca pędzącego na zapienionym rumaku.
— Zwycięstwo! Zwycięstwo, senior! Wołał z daleka Luis; z łaski Najświętszej Panny radosną przynoszę ci wiadomość!
— Otóż prawdziwa niespodzianka, don Luis; jakaż przyczyna twojego powrotu?
Luis usiłował wytłumaczyć się z poselstwa, lecz radość i pośpiech plątały jego mowę w niezrozumiałe wykrzykniki.
- Po cóż wracać do dworu, gdzie brak zupełnie ducha i siły postanowienia? Odezwał się Kolumb zniecierpliwiony; nie dość jeszcze usiłowałem skłonić tych ludzi do rzeczy tak dla nich korzystnej? Spojrzyj młodzieńcze na tę głowę osiwiałą, i wiedz, żem strawił bezużytecznie dla swej sprawy tyle niemal czasu, ile ty żyjesz na świecie.
- Ależ na koniec zwyciężyłeś! Izabella, szlachetna królowa Kastylii, uznała ważność twoich myśli i zaręczyła słowem królewskim, że będzie je popierać.
- Nie jest to nowe złudzenie?
- Wysłany zostałem umyślnie dla doniesienia ci o tym, senior, i wezwania cię do powrotu.
- Przez kogo, don Luis?
- Przez donnę Izabellę, dostojną królowę, z jej własnych ust otrzymałem polecenie.
- Nie mogę ustąpić w żadnym z podanych warunków.
- Zgoda na wszystko, don Kolumbie; szlachetna pani nasza, przystając na twe żądania, chciała nawet zastawić swe klejnoty dla poniesienia kosztów wyprawy.
Kolumb głęboko tą wiadomością wzruszony, zasłonił twarz kapeluszem, jakby się wstydził łez, które ronił z radości; zapominając o długoletnich cierpieniach, zawrócił konia i udał się z towarzyszem drogą ku Santa-Fe.
ROZDZIAŁ IX
Luis de Saint-Angel i Alonzo de Quintanilla przyjęli powracających z tryumfem. Głośne ich uwielbienie dla królowej rozproszyło ostatki zwątpienia w sercu odkrywcy, którego natychmiast zaprowadzono na pokoje.
— Don Kolumbie, rzekła Izabella, rada ci jestem z całej duszy. Dotychczasowe nieporozumienia zostały usunięte, i mam nadzieję, że odtąd zgodnie do jednego zamierzać będziemy celu.
W chwili powitania wszyscy zapewne zgromadzeni przejęci byli zapałem i najświętszą nadzieją. Jest to jedna z zadziwiających właściwości wielkiego przedsięwzięcia Kolumba, że będąc zarazu przedmiotem urągania, nagle potem we wszystkich tchnęło uniesienie.
— Najjaśniejsza pani, odpowiedział Kolumb, którego szlachetna powierzchowność niemało się przyczyniła do takiego usposobienia słuchaczy, serce moje tym wdzięczniej przyjmuje tyle łaski, że jeszcze dziś rano żadnej nie miałem nadziei; Bóg wszechmocny nagrodzi za to waszą mość. Sądzę jednak, że i dostojny jej małżonek nie odmawia swego przyzwolenia.

Podstrony