Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Ten system działa początkowo
zupełnie dobrze i sprawia, że podejmowanie decyzji staje się sprawą prostą - trzeba zawsze
czynić tylko to, co jest dobre i słuszne. Niestety, nasz system wartości, którym się kierujemy,
podejmując takie a nie inne decyzje, stale jest kwestionowany przez innych. Ci inni w niektórych
sprawach podejmują zupełnie przeciwne decyzje i fakt ten usprawiedliwiają również systemem
wartości: stosują antykoncepcję, bo jest już za wiele ludzi - ktoś tam znowu nie chce strzelać do
nieprzyjaciół, bo nieprzyjaciele to też ludzie - ci znów jedzą dużo mięsa, bo mięso jest zdrowe, i
nie przejmują się głodującymi, bo umieranie z głodu przynależy do ich losu. Co prawda
wiadomo, że systemy wartości innych są zawsze fałszywe - niemniej pozostaje faktem
irytującym, że nie wszyscy mają tę samą hierarchię tego, co dobre i słuszne. Toteż każdy zaczyna
nie tylko bronić swoich wartości, lecz także próbuje przekonać do nich możliwie jak największą
liczbę bliźnich. Bo, oczywiście, jeśli się już przekona do swoich wartości wszystkich ludzi, świat
stanie się dobry, słuszny i zdrowy. Niestety tak myślą wszyscy! Wobec tego wojna słusznych
mniemań trwa - bo przecież wszyscy chcą czynić tylko to, co słuszne. A co jest słuszne? Co
niesłuszne? Co dobre? Co złe? Pretensje do wiedzy na ten temat podnosi wielu - choć nie są oni
ze sobą zgodni - tak oto znów musimy podejmować decyzję, gdy chcemy dać im wiarę!
Doprawdy można zwątpić.
Jedyną drogą, która wyprowadza nas z tego dylematu, jest zrozumienie, ż e w granicach
biegunowości nie istnieje żadne absolutne, tzn. obiektywne, dobro i zło, prawda i fałsz. Każde
wartościowanie jest zawsze subiektywne i wymaga systemu odniesień, który również jest
subiektywny. Jest też ono zależne od punktu siedzenia i kąta widzenia obserwatora i dlatego w
odniesieniu do niego zawsze słuszne. Świata nie można podzielić na to, co właściwie być może i
dlatego jest słuszne i dobre, i to, czego właściwie być nie powinno i dlatego musi być zwalczane i
wykorzenione. Ten dualizm nieubłaganych przeciwieństw dzielących słuszność i fałsz, dobro i
zło, Boga i szatana nie wyprowadza z biegunowości, przeciwnie, prowadzi nas w nią jeszcze
głębiej.
Rozwiązanie tkwi jedynie w owym punkcie trzecim, - gdy patrzy się z jego perspektywy,
wszystkie alternatywy, wszystkie możliwości, wszystkie biegunowości są równie dobre i
prawdziwe albo równie złe i fałszywe, gdyż stanowią części całości i dlatego mają rację bytu,
gdyż bez nich całość nie byłaby pełna. Dlatego mówiąc o prawie biegunowości, z tak wielkim
naciskiem wskazywaliśmy na fakt, że jeden biegun żyje dzięki drugiemu, że bez niego nie jest w
ogóle zdolny do życia. Tak jak wdech żyje z wydechu, tak i dobro żyje ze zła, pokój z wojny,
zdrowie z choroby. A jednak ludzi nie daje się powstrzymać od chęci posiadania tylko jednego i
zwalczania drugiego bieguna. Kto jednak zwalcza którykolwiek z biegunów tego naszego świata,
zwalcza ten nasz świat w całości - gdyż każda cząstka zawiera całość (pars pro toto). W tym
sensie mówił Jezus: "Cokolwiek uczyniliście najmniejszemu z moich braci, mnieście uczynili!"
Ta myśl jest teoretycznie prosta, ale napotyka w człowieku na głęboko zakorzeniony opór,
gdyż jej realizacja w praktyce związana jest ze znacznymi trudnościami. Jeśli celem jest jedność,
która obejmuje przeciwieństwa w ich różnorodności, wtedy człowiek w żaden sposób nie może
być zdrowy czy cały, dopóki ciągle jeszcze będzie to czy owo wykluczał ze swej świadomości
lub się od tego czy owego odgradzał. Każde: "Tego bym nigdy nie zrobił!", jest najpewniejszym
sposobem uniemożliwienia osiągnięcia stanu doskonałości czy oświecenia. Nie ma w tym
wszechświecie niczego nie usprawiedliwionego, jest za to wiele rzeczy, dla których pojedynczy
człowiek nie potrafi znaleźć usprawiedliwienia. Wszelkie wysiłki człowieka służą w rze-
czywistości tylko jednemu celowi: nauczyć się lepiej widzieć związki - my to nazywamy: stać się
bardziej świadomym, nie zaś zmieniać rzeczy. Nie ma tu nic, co wymagałoby zmian lub
ulepszeń, poza naszym własnym sposobem patrzenia.
Człowiek od dawna trwa w złudzeniu, że przez swą aktywność, swe działanie, zmieni,
ukształtuje i ulepszy świat. Ta wiara jest iluzją i polega na projekcji przemian, które się dokonują
w nim samym. Kiedy, na przykład, człowiek w większych odstępach czasowych czyta tę samą
książkę, za każdym razem pojmuje jej treść na nowo - zgodnie z poziomem rozwoju, który
właśnie osiągnął. Gdyby nie było wątpliwości co do niezmienności tego, co książka zawiera,
łatwo moglibyśmy uwierzyć, że to jednak jej treść uległa jakiemuś rozwojowi. Ulegając temu

Podstrony