Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Sheila, świeża i wypoczęta, włożyła suknię od Chada, odrzucając kostium, który przygotowała dla niej Whitney. Pełna energii, podskakiwała żywo między rekwizytami, recytując swoją rolę. Freddie natomiast nawet nie drgnął. Siedział w jednym miejscu, ze śmiesznym kapeluszem Munczkina na głowie i machał do swojej mamy, która siedziała na widowni. W pewnym momencie Sheila potknęła się o jego grube nogi i usiadła mu na kolanach. Ostatecznie Anton musiał go ściągnąć ze sceny. Postać Tchórzliwego Lwa idealnie pasowała do Williama. Pewnie dlatego, że tak dobrze wiedział, co to strach. Doskonale odegrał swoją rolę, dygocąc i trzęsąc się przez cały czas. Niespodzie­wanie dobrze spisała się też Susannah Joy w roli Gladioli. Wpłynęła na scenę, a potem snuła się po niej, sprawiając wrażenie całkowicie oderwanej od rzeczywistości, tak jak zawsze, popiskując cieniut­kim głosikiem. Na tle naszej scenerii wyglądało to niezwykle natu­ralnie.
Jedynym poważniejszym problemem, jaki wynikł w czasie przed­stawienia, była gadatliwość Sheili; większość swoich dialogów prze­rywała długimi komentarzami, w których objaśniała, co się dzieje, na wypadek gdyby ktoś z widowni czegoś nie zrozumiał. Te przydługie wstawki zupełnie dezorientowały jej partnerów, dlatego w czasie jednego z takich monologów Peter wkroczył na scenę i kazał jej się zamknąć.
Pozostałe części programu przebiegły bez zakłóceń. Nikt nie zapomniał słów wierszy ani piosenek, które dzieci zaśpiewały z we­rwą, choć nie całkiem zgodnie z melodią. Po przedstawieniu często­waliśmy ciasteczkami i ponczem, a dzieci pokazywały rodzicom swoje prace wykonane w szkole.
Przyszedł także ojciec Sheili. Ubrany w wytarty garnitur, który z trudem mieścił jego brzuch, i cuchnący tą samą tanią wodą po goleniu, posadził swoje ogromne cielsko na jednym z malutkich krzesełek. Przez cały czas modliłam się, żeby się pod nim nie załamało. Po raz pierwszy zobaczyłam, jak uśmiecha się do swojej córki, kiedy przybiegła do niego po pierwszej części występów. Był na tyle uprzejmy, że przyszedł trzeźwy, co więcej, wydawał się zadowolony. Nic nie powiedział na temat sukni Sheili, dopóki sama nie wyjaśniłam mu, że dostała ją od Chada. Długo patrzył na córkę, po czym ponownie zwrócił się do mnie, wyciągając portfel z kieszeni marynarki.
- Nie mam dużo pieniędzy - powiedział cicho. Struchlałam na myśl o tym, że będzie próbował zapłacić za prezent, domyślając się pewnie, jaki jest kosztowny. Ale jemu chodziło o coś innego. - Jeśli dam pieniądze, czy pójdzie pani z Sheilą, żeby kupić jej jakieś codzienne ubranie? Wiem, że trzeba ją ubrać, no... a kobieta najle­piej ... - Urwał, odwracając wzrok. - Mnie trudno utrzymać pie­niądze, wie pani. Dlatego pomyślałem, że... - Podał mi banknot dziesięciodolarowy.
Skinęłam głową.
- Dobrze. Pójdę z nią do sklepu w przyszłym tygodniu po lekcjach.
Uśmiechnął się do mnie; smutny uśmiech przez zaciśnięte usta. Zaraz potem zniknął. Patrzyłam na banknot. Niezbyt dużo pieniędzy, żeby kupić ubranie, ale przynajmniej próbował. Na swój sposób zadbał, aby trafiły tam, gdzie powinny, zanim zamieni je na butelkę. Mimowolnie poczułam do niego sympatię, współczułam mu bardzo. Nie tylko Sheilą była ofiarą; także jej ojciec potrzebował pomocy, jaką ona otrzymała, i zasługiwał na nią. Kiedyś był małym chłopcem, któremu nikt nie ulżył w bólu i cierpieniu. Teraz stał się mężczyzną. Gdyby tylko znalazło się więcej ludzi, którzy potrafią kochać bez względu na wszystko, pomyślałam ze smutkiem.
19
I nagle do końca roku pozostały zaledwie trzy tygodnie. Znala­złam się w wirze spraw, których nie zdążyłam doprowadzić do końca. A było ich dużo. Rozpoczęłam też przygotowania do prze­prowadzki, która miała nastąpić niedługo po zakończeniu roku szkol­nego. Kolejne wieczory poświęcałam na pakowanie w pudła mnó­stwa przedmiotów, jakie nagromadziłam przez lata.
Wtedy nie powiedziałam jeszcze dzieciom, że klasa zostanie rozwiązana. Niektóre z nich wiedziały, że od następnego roku zosta­ną przeniesione do mniej rygorystycznych miejsc. William miał przejść do zwykłej klasy piątej z nauczaniem dodatkowym. Przez ostatnie trzy miesiące chodził na czytanie i matematykę do jednej z klas czwartych w głównym budynku. Także dla Tyler przewidziano nowy program. Wciąż była to klasa zamknięta, ale w założeniach bardziej zbliżona do zwykłej klasy.
Nie zdecydowaliśmy jeszcze, co zrobić z Sarah. Wprawdzie poczyniła postępy w mojej klasie, ale wciąż wycofywała się w więk­szych grupach. Uważałam, że potrzebuje jeszcze przynajmniej roku w klasie specjalnej, ale była już prawie gotowa. Jeśli chodzi o Petera, obawiałam się, że nigdy nie wyjdzie poza program klasy specjalnej. Na skutek pogarszającego się stanu jego systemu nerwowego zacho­wanie chłopca nie ulegało poprawie. Był zbyt niepohamowany i im­pulsywny w swoich reakcjach, by móc wypuścić go spod kontroli w zwykłej klasie. Rodzina Guillerma postanowiła przeprowadzić się, natomiast dla Maxa, Freddiego i Susannah przewidziano progra­my specjalne. Freddie miał zostać umieszczony w klasie dla dzieci mocno,opóźnionych; nauczycielka wyrażała nadzieję, że nie będzie sprawiał większych kłopotów. Przychodziła kilkakrotnie do naszej klasy, żeby mu się przyjrzeć. Max poczynił duże postępy. Jego mowa bardzo się poprawiła i w coraz mniejszym stopniu stosował echolalię. Oboje z Susannah mieli zostać objęci specjalnym programem dla dzieci autystycznych.

Podstrony