Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Czyż mogłeś się spodziewać, że skończywszy boje, Od srogiego oręża stracisz życie swoje?
Wroga nie było, ale nieużyta Kloto
Nie da się ująć ani przez prośbę ni złoto
I gdy zbraknie przędziwa wartkiemu wrzecionu,
36/53
Ani dnia nie pozwala wyprosić od zgonu.
Gdy los zawistny chciał, bym zrodził się ubogi, Nie pragnę wejść bogaty w styksowe rozłogi.
Niechaj tylko bogowie nie zajrzą mi tego,
Bym żył wolny od troski i strapienia wszego.
W noc Orku przybędziemy bez wozu i koni,
Tu pozostanie złoto, szaty i kość słoni.
Nadzy, biedni popłyniem na nieszczęsnej łodzi
Tam, gdzie Irus z bogatym Krezusem się schodzi.
[XI]
Jeśli ci, Stanisławie, miłośniku miasta,
Talia ma wiejską zda się, wiedz: ze wsi wyrasta.
I omal się od bramy nie cofnęła krokiem,
Gdy stanęła niezwykłym zdumiona widokiem.
Tutaj tłum się potrąca wzajem na wsze strony,
Tutaj piechur, tam jeździec ciągnie uzbrojony, Skrzypią piły i dzwonią o kowadła młoty,
Jak gdy Etna wytapia dla Jowisza groty.
To widząc moja Muza w bramie osłupiała,
Gdyż na wsi nic takiego nigdy nie widziała.
Dopiero gdy o zmroku rozprasza się tłuszcza,
Ośmielona w ulice miasta się zapuszcza.
Przez tę posłankę stary druh wita cię mile,
Stanisławie, jeżeli masz swobodną chwilę.
Jeśli zaś zbyt cię praca u dworu pochłania,
Przyjmij me pożegnanie zamiast powitania.
Może żart nie w czas, może u twoich podwoi
Zamkniętych jakiś Mojżesz strażujący stoi,
Chcąc tajemnicę ważną szepnąć ci do ucha,
Chyba iż mu dasz poznać, że twa ręka słucha.
Co do mnie z sześciu wierszy dowiesz się przy-
czyny,
38/53
Czemum swą Talię posłał do cię w odwiedziny.
Jak młodzian rozkochany, gdy dziewczyna miła
Schadzkę o pierwszym mroku jemu naznaczyła,
Pragnie, by słońce zgasło najprędzej wśród cienia, Sądząc, że ono jego niweczy życzenia,
Tymczasem o południu już sny słodkie roi
Mogąc nadzieję ledwo zmieścić w piersi swojej; Aż i Feb wpada w morze i Hesperus płonie,
Wybiegły z wrót zachodu czarne nocy konie,
A dziewczyny ni śladu; on zaś, gdy wiew w ciszy Skrzypnie drzwiami, już panią nadchodzącą
słyszy;
Już i lasy, i morza spoczywają w mroczy,
Już głęboki sen morzy i człowiecze oczy,
On sam czuwa; nadzieja sen odeń odgania,
Choć i ona z obawy chwieje się i słania:
Tak i ja, by nie nudzić cię, troską się trawię, Zależąc od obietnic twoich, Stanisławie.
Wybadaj umysł króla i tajone cele,
Jeśli bowiem odmówi mi wcześnie, da wiele.
[XII]
Muzo moja, porzućmy brzeg Anienu złoty.
Już od dawna mnie Karpat przyzywają groty.
Więc niech Sarmację swymi pieśniami przystroję, Jeżeli ją rozsławić zdolne wiersze moje.
Niech druh mój, Łaski, w łup ją odziewa obfity, Utarczki bez przymierza staczając ze Scyty.
Nadzieja moja w piórze, w Helikonek względzie, To mój łup, to mój rydwan, to mój oręż będzie.
Nie pierwszego też wiedzie mnie w te skały droga: Szedł nią już Rej przede mną, nie bez łaski Boga.
I zdobył chwałę skargą, jak przez zawiść braci Żywot swój młodzieniaszek Józef niemal traci,
Lub gdy w Palingenowej Muzy idąc ślady,
Cnót i występków męskich wskazywał przykłady.
Znakomity języków trzech znawca, Trzecieski,
Hymny na chwałę mocy wyśpiewał niebieskiej,
Aby co Mojżesz spisał o świata poczęciu,
Ojczystemu nie było nieznane pojęciu.
I Górnickiego sławie także nie ubliżę,
Co składał pieśni jakby przy Orfeja lirze.
Jego do spraw Marsowych struny nawiązane
Głoszą Niemcy okrutną wojną pokonane.
40/53
I mnie, któremu wasza stopa przewodniczy,
Niechaj do swoich wieszczów Sarmacja zaliczy.
Gdy nie zazdrość i w słabym piórze zaufanie,
Lecz sercem mym ojczyzny włada ukochanie,
Tedy za znojnym wczasem swej ojczystej wioski
Tęskniącego nie wstrzymuj swą radą, Myszkowski!
Ale pozwól mi życia pozostałe lata
Spędzić wśród Pieryd moich i laurów Sokrata.
Nic wielkiego nie pragnę, żadnej świetnej doli, Przy źródlanej mi wodzie starczy skrawek roli.