Potężne ramię Bolesława objęło szczupłe barki chłopca. Powiedział ze wzruszeniem:
- Jako chcesz. Ale gdybyś wrócić chciał kiedyś, zawżdy wierzeje najdziesz otwarte.
XVIII
Bolesław klęczał przy kamiennej płycie, na której zacierał się już napis głoszący, że pod nią leżą zwłoki jego matki. Tu skierował pierwsze kroki, gdy jeno otwarły się bramy gnieźnieńskiego grodu, a wychodząca załoga składała broń. Nie modlił się, jeno wspominał. Gdy przymknął oczy, znużone nie spaną niemal nocą, przez chwilę uległ złudzeniu, że klęczy przy ojcu jak wówczas, gdy poróżnieni tu się pojednali. Jeszcze przed paru godzinami biesił się, że pozwolił podrostkowi wydrzeć sobie od lat nienawiścią karmioną pomstę. Teraz myślał z ulgą, że okazane miłosierdzie nie tylko szczędziło zniszczeń, krwi i czasu, ale przez chwilę w niezmąconym spokoju pozwala mu zjednoczyć się ze zmarłymi i wspomnieniem dawno minionych lat, gdy przy boku rodziców mógł snuć swoje marzenia o tym, jak kiedyś przejmie ojcowe dzieło, by je dalej prowadzić. Teraz chwila ta nadeszła, może to uczynić, wolny od wyrzutów.
Pozostało mu jeno zdziwienie. W czym leży siła, która wytrąciła mu z ręki wzniesiony już karzący miecz? Nie zdołałaby tego wyjednać nawet Emnilda, choć wiedział, że uraduje ją to, co uczynił. Potrafił to wyjednać syn znienawidzonej macochy. Bolesław zamyślił się. Nie tylko on miał przyczyny, by pomsty szukać nad Odą. Nie mniejsze miał Stoigniew, ale ten potrafił go zrozumieć. Książę nie mógł natomiast pojąć, dlaczego Stoigniew wyrzekł się pomsty nad Odylenem. Obcych wrogów starczy wygnać, wewnętrznych trzeba jednak zniszczyć. Zapragnął pomówić z krewniakiem o tych sprawach. Może trzeba go wysłać do Rzymu, by uprzedził knowania, ofiarując świętemu Piotrowi denar z odebranej braciom dziedziny. Jeśli Kuria nie poniesie straty, o wygnanych się nie upomni.
Bolesław dźwignął się z klęczek. Nawet myślą spocząć nie można. Śmierć Eryka i wygnanie Świętosławy kierują uwagę ku północy. Ujście Odry należy zabezpieczyć. Stoigniew z dawna poddawał myśl współdziałania z Ottonem. Teraz pora nadeszła, Otto osiągnął właśnie wiek sprawny. I jemu grozi północne pogaństwo, wspierane przez Swena, a w Rzymie przydać się może poparcie Ottona. Bolesław osobiście powiedzie posiłki przeciw północnemu pogaństwu, Kłótnik i Pobożny niechybnie próbować będą nakłonić Ottona, by się ujął za synami Ody. Sprawy trzeba dopilnować, nie wypoczynek się kroi, lecz nowa wyprawa.
Bolesław z ociąganiem zwrócił się ku wyjściu. Z dala dochodził gwar zmieszanych głosów, ale w kościele i na obejściu panowała cisza. Od chłodnego mroku wnętrza bazyliki jaskrawą plamą odcinał się błękit pogodnego nieba, widniejący przez otwarte wierzeje. Książę przymrużył nawykłe do mroku oczy. Gdy rozwarł powieki, zdało mu się, że odżyło w tym miejscu jeszcze jedno wspomnienie. W świetle popołudniowego słońca, z ogromnym naręczem kwiecia stała u wejścia Świętosława. Przechodząc ze światła w mrok, nie dostrzegła widocznie brata, gdyż dopiero zatrzymawszy się nad grobem podniosła na niego oczy i przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Obojgu przyszło na myśl, że tu się żegnali przed dziesięciu laty, nie wiedząc, czy nie na zawsze, i tu się znowu spotkali. Świętosława uklękła, składając kwiaty na grobie, po czym schyliła głowę i trwała w zadumie. Bolesław, sądząc, że chce zostać sama, wyszedł i stał w świetle chylącego się już ku zachodowi słońca. Nie czekał długo, bo po chwili stanęła przy nim siostra. Ujęli się za ręce i patrzyli wzajem na siebie ze wzruszeniem i zaciekawieniem. Pierwsza przerwała milczenie Świętosława:
- Zmieniłeś się.
- I tyś się zmieniła - odparł z uśmiechem. - Gdym cię ujrzał, zdało mi się, że czas stanął lubo nawrócił. Ale czas płynie i zmienił niejedno.
- Śniegiem wonczas prószyło - odparła i drgnąła, jakby ją dreszcz przeniknął, a twarz jej zmierzchła, jak słońce w tamten zmienny, marcowy dzień. Zapytała cicho:
- Pomnisz ową niewiastę z krasnym chłopaczkiem, których po drodze spotkaliśmy, a której męża przed złością Ody ochronić jej przyrzekłeś?
Teraz Bolesław zachmurzył się, a Świętosława ciągnęła:
-Wonczas jeno włodarz Ody żywotem przypłacił za to, że wbrew twemu słowu sierotami ich uczynił. Nijak było pomścić się na Odzie, gdy małżonką była naszego rodzica. A dziś widziałam ją, jak bezkarnie wyjeżdżała do Poznania.
Bolesławowi zdało się, że w słowach Świętosławy słyszy wyrzut. Powiedział niechętnie:
- Dużo by mówić. Tak trzeba było. Wyjedzie i nie wróci.
- Zmieniłeś się - powtórzyła Świętosława. - Wówczas nie hamowałeś słusznego gniewu.
- Poniechaj tej sprawy. Słowo rzekłem i strzymam.
Zaśmiała się z przymusem.
- Ja nie nalegam, byś nie strzymał. - Odwracając głowę dodała: - A ten sierota, Ludzimił, powrócił ze mną. Macierz jego pomarła i przy mnie się chował. Jak do syna się przywiązałam.