Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Niech kilku chłopców rozbierze tę ruderę do fundamentów.
Pustak po pustaku - rozkazał z lekkim uśmiechem. - Jedziemy, Joe.
Zajmiemy się tym skurwysynem osobiście.
I tak, kiedy w odpowiedzi na anonimowe doniesienie jednego z
ludzi Jimmy'ego Pilgrima spóźniony oddział zastępców szeryfa
okręgu San Diego i Paul Reinhart przybyli w końcu na skraj Anza-
Borrego, nie było tam już nic interesującego, poza resztkami
 
 
 
 
 
 
osadu na dnie rozmontowanej aparatury, pięcioma "żołnierzami"
Locotty, którzy natychmiast, i bez słowa, oddali się w ręce
stróżów prawa oraz nader wdzięcznego młodego człowieka nazwiskiem
Bobby Lockwood, którego zajęci ciężką pracą siepacze nie zdążyli
jeszcze zlikwidować.
 
Wysiłek fizyczny niezbędny do przeniesienia dwudziestu dwóch
półkilogramowych paczek kokainy do saloniku chatki na Orlej Górze
nie przypadł Drobeckowi do gustu. I to wcale, bo musiał obracać
aż siedem razy, do samochodu i z powrotem, zanim ostatni
szczelnie owinięty plastikową folią pakunek znalazł się na swoim
miejscu.
Normalnie tego rodzaju pracę zleciłby bez wahania
Lockwoodowi, ale pomijając już problemy związane z przestrzega-
niem tajemnicy i środkami bezpieczeństwa, które otyły chemik i
tak by zlekceważył, dzień ten był dla Simona Drobecka dniem
szczególnym.
Dzisiaj obchodził urodziny. Dlatego ten właśnie ranek prze-
znaczył na coś specjalnego i chciał go spędzić w samotności w
laboratorium na Orlej Górze. Choć z drugiej strony to niezbyt
precyzyjne określenie, albowiem Drobeckowi ktoś towarzyszył.
Chemik wyszedł do samochodu po raz ósmy i wrócił do chatki z
lśniącym pytonem, owiniętym wokół ramion i brzucha. Zapaliwszy
światło, zszedł do piwnicy i zdał sobie sprawę, że... Tak, było
coś, co mogło zakłócić urodzinową uroczystość. Otóż istniało duże
prawdopodobieństwo, że maleńki nieuchwytny szczurek znalazł
wyjście z podziemnego laboratorium i czmychnął na wolność. Co
prawda Drobeck zatkał przedtem dwie dziury w okiennej framudze i
w futrynie, ale...
Zamknął drzwi i kiedy układał ukochanego pytona na chłodnej
betonowej podłodze, ze sterty porwanego papieru i tektury dobiegł
go jakiś cichutki odgłos. Zadowolony chemik uśmiechnął się. Ten
odgłos wydawały maleńkie łapki uciekającego w panice szczurka.
Kiedy wygłodniały pupilek Drobecka rozpoczął swoje oślizgłe
łowy, chemik zasiadł do nowego komputera, żeby się trochę
rozerwać, jednak szybko stwierdził, że maszyna nie akceptuje jego
hasła.
Skoncentrowany na ekranie monitora, odseparowany od świata
warstwą cegieł i ziemi, Drobeck nie słyszał łoskotu śmigieł
nadlatującego helikoptera. Co więcej, lekko poirytowany
nieoczekiwanym problemem, omal nie przegapił wydarzenia, o którym
tak długo marzył.
Wyczuwając nieokreślone napięcie, Drobeck obrócił się wolno
na krześle w chwili, kiedy pyton uniósł łeb, wygiął szyję w
charakterystyczny kształt przypominający literę "S" i ze ślepiami
utkwionymi w białym puszystym gryzoniu - szczurek węża nie
widział, bo delektował się smakiem izolacji całych metrów kabla
zainstalowanego przez profesora Isaaca - milimetr po milimetrze
sunął ostrożnie naprzód.
Simon Drobeck odetchnął głęboko i zamarł w oczekiwaniu.
Pokryty siatkowym wzorkiem, gruby jak udo mężczyzny pyton wziął
ostatnią poprawkę, sprężył się i runął na maleńkiego gryzonia,
chwytając go w straszliwą paszczę.
W okamgnieniu zdarzyły się cztery rzeczy naraz. W ostatnim
ułamku sekundy biały szczurek zdał sobie sprawę, co się zaraz
 
 
 
 
 
 
stanie, i otworzył pyszczek, żeby piskliwie zaprotestować. Nie
zdążył. Wąż zwarł bezlitosne szczęki, skutkiem czego ząbki
gryzonia wbiły się głęboko w smakowitą izolację.
Zaraz potem pyton szarpnął gwałtownie łbem i całym ciel-
skiem, co spowodowało, że mikroskopijne ząbki szczurka rozerwały
kilka włókien miedzianego przewodu...
...a to z kolei pociągnęło za sobą dalsze konsekwencje: w
wyniku zetknięcia się kabla prowadzącego do pompy próżniowej z
ząbkami ofiary, tudzież kłami myśliwego, przez unerwione tkanki
dwóch jakże różnych od siebie zwierząt popłynął prąd pod
napięciem stu trzynastu woltów...
...a ponieważ szczurek zdążył uprzednio przegryźć kabel
uziemiający tak starannie zainstalowany wiele dni temu przez