Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Samochód
zaparkowany na wprost wejścia do banku stanowi barierę dźwiękową i
zasłania widok. To właśnie prowadzi do tragedii. Kiedy funkcjonariusz
Schoner wychodzi z położonego naprzeciwko banku oszczędnościowego,
jego uwagę natychmiast zwraca nieprawidłowo zaparkowany volkswagen
bus. Ponieważ jednak pojazd zasłania widok, Schoner spostrzega swoją
pomyłkę dopiero, gdy zbliża się do busa od strony pasażera. Pierwszy i
drugi strzał padają ze środka busa. Możemy zapewne przyjąć, że trafiające
Schonera odłamki szkła sprawiły, że znacznie gorzej widział.
Funkcjonariusz dostrzega tylko jedno wyjście — skryć się z tyłu busa i
stamtąd przedostać do banku, gdzie — o czym nie wie — od pewnego
czasu przebywają bandyci. Napastnik, który pilnuje kasjerek, ma zatem
dużo czasu, by wziąć Schonera na cel i wystrzelić, gdy ten, kuśtykając,
pojawia się w drzwiach. Byłoby eufemizmem nazwać to zabójstwem. To
dokonana z zimną krwią egzekucja.
uwagi —
Żadna z akcji przypisywanych dotychczas oddziałom bandy bm nie
była przeprowadzona w tak perfekcyjny sposób.
W czasie bezpośrednio poprzedzającym napad nie zaobserwowano w
Kaiserslautern ani okolicy żadnego z przywódców grupy (z wyjątkiem
Meinsa, patrz załącznik!).
Broszury i inne materiały propagandowe, znalezione podczas
przeszukania w położonym nieopodal mieszkaniu, nie stanowią same w
sobie wiążącego dowodu. Większość mediów ma niefortunną skłonność
do niedoceniania zasięgu rozpowszechniania tych materiałów. Docierają
one również do osób niemających żadnych powiązań z grupą.
wniosek końcowy —
Tę brutalną akcję można przypisać bandzie Baader – Meinhof tylko
pod warunkiem, że w znaczący sposób poszerzy się ramy opisu
działalności grupy i pozna jej bazę rekrutacyjną. Jest to, moim zdaniem,
niezbędne i zdecydowanie ułatwi dochodzenie. Nie mamy tu do czynienia,
jak pisze Böll, z sześcioma samotnymi i zdesperowanymi
aktywistami politycznymi, lecz z tysiącami, a może dziesiątkami tysięcy
sympatyków, których poglądy polityczne ważą na ogół mniej, niż
skłonność do popełniania czynów kryminalnych. Znamienne jest to, że
Böll, poddając totalnej krytyce doniesienia mediów, pomija ten jeden,
najbardziej niebezpieczny aspekt sprawy. Gdyby chodziło wyłącznie o
kilku samotnych ekstremistów, nigdy nie stalibyśmy się świadkami równie
brutalnego mordu. Medialna obsesja na punkcie liderów bandy jest pod
każdym względem niefortunna. Koncentrowanie się na czołowych
działaczach raf – u (kreowanie ich przez media na coś w rodzaju
negatywnych bohaterów) odnosi skutek przeciwny do zamierzonego i
tylko przyciąga do Baadera coraz więcej sympatyków, zdecydowanie
mniej uświadomionych ideologicznie, za to żądnych przygody, której chcą
zaznać w ramach działalności grupy. Eksponowanie znanych twarzy
pociąga za sobą również mentalne zawężenie, poważnie utrudnia śledztwo,
prowadzone przez policję.
Powyższy raport, znany niewielkiej grupie ludzi, nie oddziałał
naturalnie na ogólny przebieg wydarzeń, a jedynie na pracę wydziału t (do
walki z terroryzmem) w BKA, który intensyfikuje śledztwo w sprawie
wybranych osób, przede wszystkim wywodzących się z tak zwanego
Socjalistycznego Kolektywu Pacjentów i podejrzanych o
spowodowanie zamachu (szczególną uwagę policja zwraca na Carmen
Roll, Gerharda Müllera i Klausa Jünschkego). Mimo że policja wie już, że
Meinhof odgrywa w raf – ie stosunkowo podrzędną rolę, to w oczach
niemieckiej opinii publicznej uchodzi ona nadal za motor, napędzający
maszynę przemocy. Skutek — z jednej strony fakty, z drugiej fikcja.
Powstają dwa światy, lub raczej jeden — przecięty na pół. W świetle dnia
policja nadal przeczesuje każdy odcinek drogi, przeszukuje mieszkania
każdego podejrzanego sympatyka, a szuflady Herolda puchną; ale tam,
niżej, w mrocznym świecie za szklanymi fasadami budynków, nagłówki
przebijają się przez wałki drukarskie i arkusze papieru, i barwią pierwsze
strony gazet coraz tłustszymi czcionkami —
wdowa po schonerze — mąż śni mi się co noc!
bomby w ratuszu — nie obchodzi nas, że giną ludzie.
baader grozi — wojna domowa w niemczech.
Jak gdyby tworzono inny, samonakręcający się język, który wszystko
miele i składa na nowo podług takich samych retorycznych formułek.
Rezultat — ludzie (zarówno sprawcy, jak i ofiary) nikną w cieniu
prasowych tytułów, a zza nich wyłania się coś innego — odbicie
zbiorowego lęku. Ten lęk odciska się na każdym słowie, od przemówień
polityków, głoszących siłę i rozwagę, po anonimowy list do redakcji,
opisujący obcą rzeczywistość w kraju, który nadawca z trudem poznaje —
kiedyś, gdy wchodziłem do domu i zamykałem za sobą drzwi,
wiedziałem, że jestem bezpieczny. teraz, kiedy przychodzę do domu, czuję
się tak, jakbym zamykał drzwi za własnym lękiem. w środku nie ma
nikogo, kto by mnie rozumiał, na zewnątrz nikogo, kto miałby odwagę
przybiec na ratunek, gdybym wołał o pomoc. jest tak, jakbym żył w
gigantycznej próżni.
Herold też się obawia. Choćby dlatego, że wydarzenia zaczynają
wymykać mu się z rąk, a czas, który do tej pory wydawał mu się sprzyjać,
staje się teraz jego największym wrogiem. Nocami, o ile w ogóle pozwala
sobie na sen, śpi niespokojnie. Bo w nocy fakty zmieniają się w obrazy, a
wszystkie policyjne raporty, które przeczytał i zanalizował, układają się w
przerażający scenariusz — skradzione samochody mkną między pasami
autostrady z prędkością dwustu kilometrów na godzinę, szyby rozpryskują
się, strzaskane odłamkami pocisków, w rowie leżą zwłoki kobiety (Petra
Schelm) z ogromnym plackiem zakrzepłej krwi na lewym oku w
miejscu, gdzie weszła kula, i w końcu — widok, którego nikt z nas w
policji nigdy nie zapomni — śmiertelnie ranny policjant, Herbert Schoner,
który z trudem wstaje i wchodzi przez szklane drzwi do banku, by w