Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Nikt nigdy nie rozwiązał zagadki, jakim
cudem coś takiego mogło wydarzyć się w strzeżonym przez oddziały uzbrojonych ludzi
budynku- znajdującym się na terenie dawnej lotniczej akademii. Nikt nigdy się nie
dowiedział, kto i dlaczego dopuścił się takiego czynu.
- No cóż, wierny druhu - westchnął w końcu Klyn Shanga. Zawsze uważał, że to Nuladeg,
a nie on, cieszył się opinią lepszego pilota i miał większe doświadczenie w wydawaniu
rozkazów. Tymczasem szczupły, niski mężczyzna nie zgodził się nawet pełnić obowiązków
zastępcy. Wymówił się, uzasadniając to popędliwością, w którą nie wierzył nikt... aż
do tej pory. - Zobaczę, co się da zrobić. Obawiam się jednak, że masz rację. Kiedy
dowiedziałem się, że został wydany rozkaz szturmu na ThonBokę, przez pewien czas
sam zastanawiałem się, czy nie porwać tej łupiny. Postaram się zrobić, co będę mógł, i
wrócę do ciebie tak szybko, jak zdołam.
Grzmotnął kilka razy pięścią w metalową ścianę celi. Świadomie zignorował przycisk
umieszczony obok drzwi, strzeżonych przez siłowe pole.
- Straż! Chcę stąd wyjść! Mam spotkanie z gadem, który wygląda zupełnie jak
człowiek!
Ćwierć galaktyki dalej Pierwszy, Drugi i Pozostali spieszyli, pragnąc zdążyć na umówione
spotkanie. Niektórzy mieli do pokonania nawet jeszcze większe odległości i lecieli z takimi
prędkościami, że Lando i jego przyjaciele nigdy by nie uwierzyli, iż tak szybko mogą latać
jakiekolwiek inteligentne istoty.
- Przemieszczamy się tak powoli! - poskarżył się w pierwszej chwili Drugi, szybujący tuż
obok Pierwszego. - Obawiam się, że nie zdążymy w porę!
Pierwszy oderwał uwagę od pokonywania nadprzestrzeni. Poświęcił krótką chwilę, żeby
obdarzyć Drugiego czymś, co mogło uchodzić za uśmiech.
- Po tylu latach spędzonych razem ty, mój przyjaciel, okazujesz zniecierpliwienie? -
71 @
Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
zapytał, jakby nie mógł uwierzyć czemuś, co pełniło funkcję narządu słuchu. - Zaiste,
nastała era niezwykłych zmian i przeobrażeń! Ale nie obawiaj się, i tak nauczymy się
tego, czego mamy się nauczyć. Ja także wolałbym, żebyśmy...
Drugi nie pozwolił mu dokończyć zdania.
- Sprawy wymykają się spod kontroli! - wykrzyknął. - Wszystko zaczyna toczyć się zbyt
szybko! Nie potrafimy przewidzieć tego, co może się wydarzyć! Zanosi się na to, że
zapanuje całkowity chaos! Wspomnisz jeszcze moje słowa. Całkowity chaos.
- Czy uważasz, że nadal powinien panować ład i porządek? - zapytał Pierwszy. - Pamiętaj
o tym, mój drogi, że niemal wszystkie rasy inteligentnych istot spotykają się z takimi
trudnymi do przewidzenia sytuacjami przez całe życie. Narodziliśmy się w wyniku jednej
z takich sytuacji, ale doszliśmy do przekonania, że nie przeżylibyśmy, gdyby miała
wydarzyć się następna. Pamiętasz? Niemal konaliśmy z nudów. Czy sądzisz, że to było
dla nas bardziej pożądane i korzystniejsze?
- Przestań prawić mi kazania! - wybuchnął Drugi z rzadko spotykaną u niego gwałtownością
i szorstkością. - Wiem, równie dobrze, jak ty, jakie niebezpieczeństwa zagrażają istotom
naszej rasy. Czy nie pamiętasz, że pierwszy zgodziłem się na realizację twojego planu? Nie
odmawiaj rai teraz prawa do narzekania na niektóre jego konsekwencje. Czy naprawdę
nie rozumiesz, że zrzędząc, lepiej przystosowuję się do tego, co nieuniknione?
W otaczającej ich zniekształconej nadprzestrzeni poniosło się coś podobnego do
śmiechu.
- W tej chwili jeszcze wszystkiego można uniknąć, mój drogi przyjacielu! Wszystkiego!
Właśnie na tym polega sedno naszego eksperymentu!
- No cóż, a zatem pozostaje mi żywić nadzieję, że twój eksperyment pozwoli nam znaleźć
lekarstwo na samozadowolenie - odciął się Drugi. - Jeżeli chodzi o mnie, z ogromną
przyjemnością skrępuję cię i ograniczę swobodę ruchów, a potem będę przyglądał się,
jak inni zmuszają cię do jego zażywania!
Jeszcze raz odkształconą nadprzestrzeń zakłóciło coś bardzo podobnego do śmiechu.
Pierwszy, a także bardzo niezadowolony Drugi i wszyscy Pozostali lecieli dalej, pogrążeni
we własnych myślach.
- Nonsens! - zasyczał Rokur Gepta, nie ruszając się z kąta pomieszczenia usytuowanego
pod mostkiem „Wennisa”. - Jego los spoczywa teraz w moich rękach, a ja uczynię z nim,

Podstrony