Tam położyły się jedna obok drugiej, lecz Akte mimo
zmęczenia nie mogła zasnąć. Od dawna była smutna i
nieszczęśliwa, lecz teraz począł ją chwytać jakiś niepokój, którego
nie doznawała nigdy przedtem. Dotychczas życie wydawało się jej
tylko ciężkim i pozbawionym jutra, teraz wydało się jej nagle
bezecnym.
W głowie jej powstawał coraz większy zamęt. Drzwi na światło
poczęły się znów to odchylać, to zamykać. Ale w chwili gdy się
otwierały, światło owo olśniewało ją tak, że nie widziała nic
wyraźnie. Raczej odgadywała tylko, że tkwi w tej jasności jakieś
szczęście po prostu bez miary, wobec którego wszelkie inne jest
tak dalece niczym, że gdyby na przykład cezar oddalił Poppeę, a
pokochał na nawo ją, Akte, to i to byłoby marnością. Naraz
przyszła jej myśl, że ten cezar, którego kochała i którego mimo
woli uważała za jakiegoś półboga, jest czymś tak lichym jak i
każdy niewolnik, a ów pałac z kolumnadami z numidyjskiego
marmuru czymś nie lepszym od kupy kamieni. Lecz w końcu te
poczucia, z których nie umiała sobie zdać sprawy, poczęły ją
męczyć. Pragnęła zasnąć, lecz nurtowana przez niepokój nie mogła.
Henryk Sienkiewicz
Quo vadis
110
Na koniec, sądząc, że Ligia, nad którą zawisło tyle gróźb i
niepewności, nie śpi także, zwróciła się ku niej, by rozmawiać o
jej wieczornej ucieczce.
Lecz Ligia spała spokojnie. Do ciemnego cubiculum przez
zasuniętą nie dość szczelnie zasłonę wpadało kilka jasnych
promieni, w których kręcił się pył złoty. Przy ich świetle Akte
spostrzegła jej delikatną twarz, wspartą na obnażonym ramieniu,
zamknięte oczy i otwarte nieco usta. Oddychała równo, ale tak,
jak oddycha się we śnie.
"Śpi, może spać! - pomyślała Akte. - To jeszcze dziecko."
Wszelako po chwili przyszło jej do głowy, że to dziecko woli
jednak uciekać niż zostać kochanką Winicjusza, woli nędzę niż
hańbę, tułactwo niż wspaniały dom koło Karynów, niż stroje,
klejnoty, niż uczty, głosy lutni i cytr.
"Dlaczego?" I poczęła patrzeć na Ligię, jakby chcąc znaleźć
odpowiedź w jej uśpionej twarzy. Patrzyła na jej przeczyste czoło,
na pogodny łuk brwi, na ciemne rzęsy, na rozchylone usta, na
poruszaną spokojnym oddechem pierś dziewczęcą, po czym
pomyślała znów:
"Jaka ona inna ode mnie!"
I Ligia wydała jej się cudem, jakimś boskim widzeniem, jakimś
ukochaniem bogów, stokroć piękniejszym od wszystkich kwiatów
w ogrodzie cezara i od wszystkich rzeźb w jego pałacu. Lecz w
sercu Greczynki nie było zazdrości. Owszem, na myśl o
niebezpieczeństwach, jakie groziły dziewczynie, chwyciła ją
wielka litość. Zbudziło się w niej jakieś uczucie matki; Ligia
Henryk Sienkiewicz
Quo vadis
111
wydała się jej nie tylko piękną jak piękny sen, ale zarazem bardzo
kochana, i zbliżywszy usta do jej ciemnych włosów poczęła je
całować.
A Ligia spała spokojnie jakby w domu, pod opieką Pomponii
Grecyny. I spała dość długo. Południe przeszło już, gdy otworzyła
swe błękitne oczy i poczęła spoglądać po cubiculum z wielkim
zdziwieniem.
Widocznie dziwiło ją, że nie jest w domu, u Aulusów. - To ty,
Akte? - rzekła wreszcie, dojrzawszy w mroku twarz Greczynki.
- Ja, Ligio.
- Czy to już wieczór?
- Nie, dziecko, ale południe już minęło. - A Ursus nie wrócił?
- Ursus nie mówił, że wróci, tylko że wieczorem będzie czatował
z chrześcijanami na lektykę.
- Prawda.
Po czym opuściły cubiculum i udały się do łaźni, gdzie Akte,
wykąpawszy Ligię, zaprowadziła ją na śniadanie, a potem do
ogrodów pałacowych, w których żadnego niebezpiecznego
spotkania nie należało się obawiać, albowiem cezar i jego
przedniejsi dworscy spali jeszcze. Ligia po raz pierwszy w życiu
widziała te wspaniałe ogrody, pełne cyprysów, pinij, dębów,
oliwek i mirtów, wśród których bielił się cały lud posągów,
błyszczały spokojne zwierciadła sadzawek, kwieciły się całe gaiki
róż zraszanych pyłem fontann, gdzie wejścia do czarownych grot
obrastał bluszcz lub winograd, gdzie na wodach pływały srebrne
Henryk Sienkiewicz
Quo vadis
112
łabędzie, a wśród posągów i drzew chodziły przyswojone gazele z
pustyń Afryki i barwne ptactwo sprowadzane ze wszystkich
znanych krain świata.
Ogrody były puste; tu i owdzie tylko pracowali z łopatami w ręku
niewolnicy, śpiewając półgłosem pieśni; inni, którym dano chwilę
wypoczynku, siedzieli nad sadzawkami lub w cieniu dębów, w
drgających światełkach utworzonych od promieni słońca
przedzierających się przez liście, inni na koniec zraszali róże lub
bladolila kwiaty szafranu. Akte z Ligią chodziły dość długo,
oglądając wszelkie cuda ogrodów, i jakkolwiek Ligii brakło
swobody myśli, była jednak jeszcze nadto dzieckiem, aby mogła
oprzeć się zajęciu, ciekawości i podziwowi. Przychodziło jej nawet
na myśl, że gdyby cezar był dobry, to w takim pałacu i w takich
ogrodach mógłby być bardzo szczęśliwy.
Lecz wreszcie, zmęczone nieco, siadły na ławce ukrytej prawie
całkiem w gąszczu cyprysów i poczęły rozmawiać o tym, co im
najbardziej ciążyło na sercu, to jest o wieczornej ucieczce Ligii.
Akte była daleko mniej spokojną od Ligii o powodzenie tej
ucieczki. Chwilami wydawało się jej nawet, że to jest zamiar
szalony, który nie może się udać. Czuła coraz większą litość nad
Ligią. Przychodziło jej też do głowy, że stokroć bezpieczniej
byłoby próbować przejednać Winicjusza. Po chwili poczęła ją
wypytywać, jak dawno zna Winicjusza i czy nie myśli, że dałby
się może ubłagać i wrócił ją Pomponii.
Lecz Ligia potrząsnęła smutno swą ciemną główką. - Nie. W
domu Aulosów Winicjusz był inny, dobry bardzo, ale od
wczorajszej uczty boję się go i wolę uciec do Ligów.
Akte pytała dalej:
Henryk Sienkiewicz
Quo vadis
113
- Jednak w domu Aulosów był ci miłym? - Tak - odrzekła Ligia
schylając głowę.
- Ty przecie nie jesteś niewolnicą, tak jak ja byłam - rzekła po
chwili namysłu Akte. - Ciebie Winicjusz mógłby zaślubić. Jesteś