Jak zwykle umożliwiało politykom zauważenie Hugona i podejście w celu wymiany politycznych plotek. W równym stopniu umożliwiało Hugonowi zauważenie ich bez wykręcania szyi. Ponadto dawało wszystkim do zrozumienia, że w jego kolacji a deuz z seksowną damą nie kryje się żaden podstęp. Gdyby ją rżnął, zaprowadziłby ją w miejsce mniej publiczne, no nie?
W czasie między złożeniem zamówienia, a podaniem przez kelnera kolacji, Hugo przedstawił Lisę rzecznikowi prasowemu Białego Domu, następnie senatorowi z Kalifornii, a w końcu wieloletniemu lobbyście. Wszyscy podchodzili do ich stolika pozornie w tym celu, by pomówić z Hugonem, lecz w istocie powodowani chęcią poznania towarzyszącej mu damy.
W chwili gdy Hugo i Lisa zaczynali wreszcie rozmowę w cztery oczy, coś kazało jej spojrzeć na drugą stronę sali, gdzie ujrzała kamienną twarz wpatrzonego w nią Michaela O'Donovana. Skinął głową, po czym ponownie zagłębił się w lekturze akt. Jadł samotnie.
- Co się stało? - spytał Hugo na widok zmieszanej miny Lisy.
- Wolałabym, żeby go tu dziś nie było.
Hugo zaczął się odwracać, żeby zobaczyć, o kim mówiła.
- Nie odwracaj się, Hugo. To Michael O'Donovan. Jest jedyną osobą poza Jockiem, która cokolwiek znaczy w J. D. Liddon.
- Czy chcesz pójść z nim porozmawiać?
- Nie. Przywiązuje dużą wagę do własnej prywatności. Śmieszne: jest Irlandczykiem z Bostonu, ale trudno sobie wyobrazić kogoś, kto by się bardziej różnił od senatora Rourke. Jeśli Michael skrywa pod garniturem od braci Brooks jakiekolwiek emocje, nigdy ich nie zauważyłam. Na jego widok dostaję gęsiej skórki. Kto inny jadłby u Willarda samotną kolację w ramach pracy?
- Może sądził, że cię tu spotka i twój widok umili mu samotną kolację? - droczył się Hugo.
Lisa nie odpowiedziała. Myśl, że Michael ma na nią oko, nie bawiła jej, nawet jako żart. Nie miała pojęcia, w jakich jest z nim relacjach, ani właściwie nic nie wiedziała o jego związkach z Jockiem. Lisa zdołała odsunąć myśl, że Michael siedzi po przeciwnej stronie sali, dopiero wtedy, gdy kelner przyniósł kraba Imperial; wdała się z Hugonem w niczym nie zakłóconą rozmowę.
Przyzwyczajona do randek składających się z banalnych rozmów przetykanych seksualnymi aluzjami - czy była to kolacja z Jockiem, czy z jej rówieśnikami - zdziwiła się, kiedy Hugo spytał ją o rodzinę. Nie powiedział tylko: “ach tak”, kiedy wspomniała, że wychowała się w małym miasteczku w północnej Pennsylwanii.
- Jak to wyglądało? - spytał.
Nie odpowiedziała od razu. Spuściła wzrok na kraba Imperial i z gracją wzięła kolejny kęs.
Czekał z radością; wiedział, że spojrzy na niego znowu, jej fioletowe oczy popatrzą prosto na niego z tą charakterystyczną dla nich otwartą szczerością. Patrzył, jak zmieniają się z błękitnoszarych w fioletowe, kiedy kelner zapalił na ich stole świecę. Nadal patrzyła w dół, a Hugo obserwował ją z najwyższą przyjemnością; lekko opalona skóra, gładka i mocna nad kośćmi policzkowymi, przydawała jej wyrazu zdrowej gibkości. Hugo mógł się założyć, że Lisa uprawia jakiś sport. Duża górna warga Lisy nabrzmiała nieco, kiedy włożyła do ust widelec z mięsem kraba, a potem wyjęła go powoli; nie zessała kremowego mięsa z widelca, ale górna warga, lekko wygięta ku górze, sprawiła, że Hugo wyobraził ją sobie ssącą.
Lisa patrzyła w dół, ponieważ zastanawiała się nad odpowiedzią. Wobec pewnych znanych osób, które nigdy nie mogły dowiedzieć się prawdy, przedstawiała swe dzieciństwo w jak najkorzystniejszym świetle. Większości Amerykanów jest całkowicie obojętne, skąd się pochodzi; jednak niektórzy zwracali na to uwagę, a Lisa chciała zachowywać otwarte opcje. Nie miało to sensu wobec Jocka, którego gówno obchodziło jej pochodzenie. Dla niego liczyło się to, co z siebie dawała - oczywiście także w łóżku, ale przede wszystkim to, na ile udawało jej się przyciągnąć do J. D. Liddon najbogatszych klientów.
Z Hugonem Lisa musiała zachować ostrożność. Przy pomocy zaledwie kilku pytań mógłby sprawdzić, czy rodzina Lisy jest wysoko notowana. Uczyła się szybko, ale wiedziała, że wciąż jeszcze nie udałoby się jej wcisnąć podobnego kłamstwa człowiekowi obytemu w wielkim świecie.
Poza tym, mogła stanąć przed koniecznością dalszych kłamstw, którymi będzie się musiała posłużyć. Posłużyć. Tak właśnie Lisa widziała kłamstwa - jako coś, czym się posługuje, jak narzędziem. Nie miała więcej niż czternaście lat, kiedy doszła do wniosku, że uznawanie kłamstw za niewłaściwe jest bzdurą. Prawda i fałsz to giętkie słowa; jej matka była zbyt tępa, by uzmysłowić sobie ten fakt.
Jednak problem z kłamstwami polega na tym, że trzeba mieć w głowie specjalną listę, by je wszystkie pamiętać. Lisa była osobą o wyjątkowych zasobach energii. Każdego ranka wstawała na tyle wcześnie, by ćwiczyć przez czterdzieści minut, a dzień organizowała sobie tak, by maksymalnie wyzyskać własną energię. Pamiętanie o wszystkich kłamstwach zużywało energię, toteż Lisa nie kłamała, jeśli nie miała pewności, że to się przyda.
Spojrzała na Hugona fioletowymi oczami.
- Nienawidziłam tego. Uważałam, że jeśli ktoś sprzedaje swoje ciało, żeby wydostać się z tej nędznej dziury, nie należy go za to winić.
Jej szczerość go poruszyła.
- Czy kiedykolwiek to robiłaś?
- Czy sprzedawałam ciało? Nie musiałam. Mam ci opowiedzieć o tym zadupiu? Mój ojciec jest dentystą. Nigdy nie słyszałam, żeby rozmawiał z moją matką. - Czy miałaś miły dzień, kochanie? - pytał zawsze, kiedy siadaliśmy w tej martwej, zupełnie martwej jadalni. - Tak sobie, a ty? - odpowiadała, podając puree z ziemniaków. - W porządku. Pani Jones przyszła z bólem dziąseł. Powiedziałem jej: pani Jones, pani dziąsłom nic nie dolega, poza tym, że nie myje pani zębów należycie. Musi pani unikać szczotkowania dziąseł. - Taka była moja rodzina.
Hugo myślał, że nigdy nie widział nic bardziej uroczego niż twarz Lisy, kiedy opowiadała tę ponurą historię. Znowu opuściła wzrok i nabrała kolejną porcję kraba.
Kelner napełnił ich kieliszki Pouilly Fuisse mrożącym się w kubełku.
- Czy twoja matka tęskniła kiedykolwiek za zmianą?