Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


Nie mówię, że dzieci na wojnie nie umierają jak mężczyźni, kiedy im przyjdzie umierać. Ku swojej wiecznej chwale i ku naszej wiecznej hańbie dzieci umierają, jak przystało mężczyznom, umożliwiając nam w ten sposób męskie świętowanie patriotycznych uroczystości.
Ale nie zmienia to faktu, że są zamordowanymi dziećmi.
I dlatego myślę, że najlepszą formą okazania naszego szczerego szacunku stu poległym dzieciom San Lorenzo będzie zademonstrowanie w tym dniu naszej pogardy temu, co stało się przyczyną ich śmierci, czyli ludzkiej złości i głupocie.
Możliwe, że obchodząc rocznice wojen powinniśmy rozbierać się do naga, malować się na niebiesko i przez cały dzień chodzić na czworakach, chrząkając jak świnie. Byłoby to na pewno właściwsze niż wzniosłe przemówienia oraz defilady sztandarów i dobrze naoliwionych armat.
Nie chciałbym występować przeciwko pięknemu pokazowi wojskowemu, jaki mamy wkrótce obejrzeć - będzie to niewątpliwie porywające widowisko...
Zajrzał nam w oczy i dodał bardzo cicho:
- Niech żyją wszelkie porywające widowiska.
Musieliśmy wytężyć słuch, aby usłyszeć, co Minton mówi dalej.
- Ale jeśli dzisiejszy dzień ma być rzeczywiście poświęcony pamięci stu dzieci zamordowanych na wojnie, to czy wypada organizować w tym dniu porywające widowiska?
Odpowiedź brzmi: tak, pod jednym warunkiem: że my, uczestnicy uroczystości, świadomie i niezmordowanie będziemy pracować nad zmniejszeniem ilości zła i głupoty w nas samych i w całej ludzkości. Tu Minton odpiął zatrzaski futerału z wieńcem.
- Widzicie, co przyniosłem? - zwrócił się do nas.
Otworzył futerał, ukazując naszym oczom jego szkarłatne wnętrze i złocony wieniec. Był on zrobiony z drutów i sztucznych liści wawrzynu, a następnie spryskany lakierem do kaloryferów.
Wieniec oplatała kremowa jedwabna wstęga z napisem PRO PATRIA.
Następnie Minton zadeklamował fragment ze zbioru Umarli ze Spoon River Edgara Lee Mastersa. Wiersz ten musiał być niezrozumiały dla zgromadzonych przedstawicieli ludności wyspy, podobnie zresztą jak dla H. Lowe'a Crosby'ego, jego Hazel, Angeli i Franka.
Byłem pierwszą ofiarą bitwy pod Missionary Ridge.
Gdy poczułem, że pocisk przeszywa mi serce,
Żałowałem, że nie zostałem w domu, nie poszedłem
Do więzienia za kradzież świń Curla Trenary,
Zamiast uciekać i zaciągać się do armii
Wolałbym tysiąc razy stanowe więzienie,
Nie leżeć pod tą skrzydlatą figurą z marmuru,
Pod tym cokołem granitowym
Dźwigającym słowa “Pro patria".
Cóż właściwie one znaczą?
 
- Cóż one znaczą? - powtórzył ambasador Horlick Minton. - Znaczą one “Za ojczyznę". Za każdą ojczyznę - dorzucił półgłosem.
- Ten wieniec jest wyrazem hołdu ludzi jednego kraju, dla ludzi drugiego kraju. Nieważne, co to za kraje. Pomyślcie o ludziach.
I o dzieciach zamordowanych na wojnie...
I o wszystkich krajach.
Pomyślcie o pokoju.
Pomyślcie o braterskiej miłości.
Pomyślcie o dobrobycie.
Pomyślcie, jakim rajem mógłby być nasz świat, gdyby ludzie byli dobrzy i mądrzy.
Mimo jednak całego zła i głupoty, spójrzcie, jaki dziś piękny dzień - powiedział ambasador Horlick Minton. - Ja, w imieniu miłującego pokój narodu Stanów Zjednoczonych Ameryki i w swoim własnym, wyrażam żal, że Stu Mecenikuf sa Temokracje nie dożyło tego pięknego dnia.
I rzucił wieniec do morza.
W górze rozległo się brzęczenie. To zbliżało się sześć samolotów Sił Powietrznych San Lorenzo, lecąc nad moim ciepłym morzem. Miały strzelać do figur, przedstawiających, jak się wyraził H. Lowe Crosby, “prawie wszystkich wrogów wolności w komplecie".
 
 
115. JAK TO SIĘ ZDARZYŁO
 
Podeszliśmy do blanków od strony morza, aby zobaczyć pokazy. Samoloty były nie większe od ziarenek czarnego pieprzu. Dostrzegliśmy je dzięki temu, że za jednym z nich ciągnął się ogon czarnego dymu.