- Nasz wędrowniczek twierdzi, że ludzie skradający się przy drodze to Cyrgai.
- Ktoś po przeciwnej stronie znów sięga do przeszłości? -podsunął Kalten.
- Nie - odparła Flecik, lekko unosząc głowę, choć przed sekundą jeszcze zdawała się spać smacznie w ramionach siostry. - Ci Cyrgai są równie żywi jak wy. Nie pochodzą z przeszłości.
- To niemożliwe - zaprotestował Bevier - Cyrgai wyginęli.
- Naprawdę? - mruknęła bogini-dziecko. - Zdumiewające, że tego nie zauważyli. Zaufajcie mi, panowie. Ja to wiem. Ci Cyrgai, którzy skradają się ku nam, pochodzą z naszych czasów.
- Cyrgai wymarli dziesięć tysięcy lat temu, o boska - upierał się Itagne.
- Może powinieneś zbiec w dół zbocza i poinformować ich o tym, Itagne - odparła. - Puść mnie, Sephrenio.
Czarodziejka spojrzała na nią ze zdumieniem.
Aphrael czule ucałowała siostrę, po czym oddaliła się o parę kroków.
- Teraz muszę już odejść. Powody tej decyzji są bardzo złożone, więc lepiej po prostu zaufajcie mi w tej materii.
- A co z tymi Cyrgai? - spytał Kalten. - Nie pozwolimy ci wędrować w ciemności, dopóki oni tu są.
Aphrael uśmiechnęła się.
- Czy ktoś mógłby mu to wyjaśnić? - poprosiła.
- Zamierzasz zostawić nas samych w niebezpieczeństwie? -wtrącił Ulath.
- Lękasz się o swe życie, Ulacie?
- Oczywiście, że nie. Ale sądziłem, że zawstydzę cię dostatecznie, byś została do czasu, gdy się z nimi rozprawimy.
- Cyrgai nie będą wam przeszkadzać, Ulacie. Wkrótce stąd znikną. - Powiodła wzrokiem po twarzach towarzyszy, po czym westchnęła. - Naprawdę muszę już odejść - oznajmiła z żalem. - Później do was dołączę.
Po tych słowach jej postać zafalowała niczym odbicie w tafli jeziora i zniknęła.
- Aphrael! - wykrzyknęła Sephrenią, wyciągając ku niej ręce.
- To naprawdę niesamowite - wymamrotał Itagne. - Czy ona mówiła poważnie? - spytał. - Czy to możliwe, by część Cyrgaich przetrwała wojnę ze Styrikami?
- Na twoim miejscu nie zarzucałbym jej kłamstwa - odparł Ulath. - Zwłaszcza gdy słyszy to Sephrenia. Nasza mateczka jest bardzo opiekuńcza.
- Zauważyłem - zgodził się Itagne. - Za żadne skarby nie chciałbym urazić ciebie ani twojej bogini, droga pani, ale czy pozwolisz, abyśmy nieco się przygotowali? Na uniwersytecie zajmuję się między innymi historią, a Cyrgai mieli, czy raczej mają, dość nieprzyjemną reputację. Rzecz jasna, bez zastrzeżeń ufam twojej małej bogini, ale... - Rozejrzał się z lękiem.
- Sephrenio? - wtrącił Sparhawk.
- Nie zawracaj mi głowy.
Czarodziejka wydawała się dogłębnie wstrząśnięta nagłym odejściem Aphrael.
- Otrząśnij się z tego, Sephrenio. Aphrael musiała nas opuścić, ale później wróci. Ja jednak potrzebuję odpowiedzi już teraz. Czy mogę użyć Bhelliomu, aby stworzyć barierę, która powstrzyma Cyrgaich, dopóki ten, o którym wspominała Aphrael, nie przegna ich stąd?
- Owszem, ale w ten sposób zawiadomisz nieprzyjaciół, gdzie jesteśmy.
- Oni już wiedzą - zwrócił jej uwagę Vanion. - Wątpię, by ci Cyrgai natknęli się na nas przypadkiem.
- To ma sens - zgodził się Bevier.
- Czemu w ogóle mamy ich powstrzymywać? - chciał wiedzieć Kalten. - Sparhawk w mgnieniu oka może przenieść nas dziesięć lig stąd. Nie jestem przywiązany do tego miejsca i nie będę płakał, jeśli wschód słońca obejrzę już gdzie indziej.
- Nigdy nie robiłem tego w nocy - mruknął z powątpiewaniem Sparhawk. Spojrzał na Sephrenię. - Czy fakt, że nie widzę, dokąd zmierzam, ma jakieś znaczenie?
- Skąd miałabym wiedzieć? - W jej głosie zabrzmiała lekka irytacja.
- Proszę, Sephrenio - rzekł. - Pojawił się problem i potrzebuję twojej pomocy.
- Co tam się dzieje? Na Boga! - wykrzyknął Berit, wskazując na północ. - Spójrzcie tylko!
- Mgła? - powiedział z niedowierzaniem Ulath. - Na pustyni?
Przyglądali się niezwykłemu zjawisku, z każdą chwilą nadciągającemu ku nim z głębi suchego jałowego pustkowia.
- Panie Vanionie - odezwał się wyraźnie zatroskany Khalad -czy twoja mapa ukazuje jakiekolwiek miasta i osady na północ stąd?
Vanion potrząsnął głową.
- Nic. Tylko otwartą pustynię.
- Skąd zatem te światła? Widać ich odbicia we mgle. Są tuż nad ziemią, ale dostrzegam je całkiem wyraźnie.
- Widywałem już światła we mgle - rzekł Bevier - ale nigdy czegoś podobnego. To nie są pochodnie.
- Masz rację - zgodził się Ulath. - Nigdy dotąd nie oglądałem światła tej barwy i wygląda na to, że łączy się ono z samą mgłą, tworząc ognisty opar.
- To zapewne tylko obozowisko pustynnych nomadów - podsunął Itagne. - Mgła i opary wyczyniają czasem dziwne rzeczy ze światłami. W Matherionie blask pochodni odbija się od macicy perłowej, którą wyłożono budynki. Czasami nocą ma się wrażenie, jakby człowiek znalazł się wewnątrz tęczy.
- Wkrótce dowiemy się czegoś więcej - wtrącił Kalten. -Mgła napływa wprost ku nam, niosąc ze sobą światła. - Uniósł twarz. - A przecież nie ma wiatru. Co tu się dzieje, Sephrenio?
Zanim czarodziejka zdążyła odpowiedzieć, z południa, tam gdzie biegła droga, rozległy się okrzyki przerażenia. Talen śmignął przez zaśmiecony dziedziniec do rozwalonego muru.
- Cyrgai uciekają! - wykrzyknął. - Odrzucają miecze i hełmy i czmychają jak króliki!
- Nie podoba mi się to wszystko, Sparhawku - oznajmił ponuro Kalten, dobywając miecza.
Ławica mgły, nadciągająca ku nim, rozdzieliła się i opłynęła wzgórze, na którym stali. Był to gęsty opar, jaki często widuje się w nadmorskich miastach. Rozlewał się coraz dalej ponad suchą, jałową pustynią, w nie wyjaśniony sposób zbliżając się do ruin fortecy
- Coś się tam rusza! - wykrzyknął Talen z drugiego końca rumowiska.
Z początku widzieli jedynie niewyraźne plamy światła, w miarę jednak jak dziwna mgła zbliżała się, ich oczy dostrzegały coraz więcej szczegółów. Po chwili Sparhawk ujrzał wyraźne zarysy jasnych postaci. Do kogokolwiek należały, z kształtu przypominały ludzi.
I wówczas Sephrenia krzyknęła, jak ktoś ogarnięty nieopano-.waną wściekłością:
- Nieczyści! Nieczyści! Przeklęci!