Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

Zrozumiałem, że w ten sposób doktor Yamamoto starał się skierować moją uwagę w innym kierunku, lecz nie dałem się zwieść. Nie mogłem zdradzić się, że wiem o czymś, o czym inni jeszcze nie wiedzieli. Dopóki nie ustalę, kim są moi przeciwnicy, muszę udawać, że nie orientuję się, o co chodzi.
Znów zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę, z której dobiegł stłumiony a zarazem twardy głos:
- Katsumi- sensei? To nieładnie, a przecież specjalnie pana ostrzegałem. Zaszedł pan za daleko. Znów musiała jedna osoba...
Podałem słuchawkę Tanomogiemu.
- To ten szantażysta.
- Oj, kim jesteś? Podaj nazwisko! - krzyknął Tanomogi, lecz połączenie zostało przerwane.
- Co powiedział?
- Że policja wszczęła właściwe postępowanie.
- Czy nie wydało ci się, że gdzieś już słyszałeś ten głos?
- Hm...
- Nieważne, to nie głos, tylko akcent. - W mojej pamięci pojawił się błysk przypomnienia i natychmiast zniknął.
- Gdy jeszcze raz zadzwoni, może skojarzę...
- Z pewnością, może nie jest on nam całkowicie nie znany. Za szybko otrzymuje wiadomości. Orientuje się w naszych wewnętrznych sprawach.
- Co robimy?
Tanomogi nerwowo wyginał palce, rozglądając się dokoła, jakby szukał wieszaka na kapelusz.
- Wygląda na to, że sieć wokół nas się zacisnęła. Trzeba znaleźć w niej dziurę.
- A może zawiadomimy policję i zeznamy, jak było?
- Zeznamy? - Tanomogi wykrzywił wargi i wzruszył ramionami. - Czy mamy w ręku wystarczające dowody?
- Czy zabójstwo kobiety nie świadczy, że prócz nas jeszcze ktoś inny jest zamieszany w całą sprawę? A jeśli to zbrodniarz?
- To nic nie da. Nawet jeśli założymy, że kobieta została zamordowana, nie zapominajmy, że Tsuda i Kimura mieli wolny wstęp na posterunek policji i przy jakiejś okazji mogli się zbliżyć do kobiety. Chociaż popierają nas ważne osobistości i jesteśmy wyłączeni ze śledztwa, to jednak gdyby padł na nas choćby cień podejrzenia o zamordowanie głównego księgowego, również Tsuda i Kimura byliby natychmiast objęci śledztwem. Stalibyśmy się instytutem zabójstw... Niezły tytuł dla prasy. Nasz zabójczy zapał badawczy byłby głośny w całym świecie.
- Ale to tylko domysł. Wszystko co mówisz...
- Tak, domysł.
- Policję interesują teraz materialne dowody, a nie przypuszczenia, skąd kobieta wzięła truciznę, którą wypiła...
- Sensei, komisja jest pozytywnie nastawiona, gdyż sądzi, że nasza maszyna pomoże wyjaśnić ten przypadek. Nie mam racji? Mieliśmy przecież taki zamiar, wychodziliśmy z tego samego założenia, a możliwości maszyny są dostatecznie duże. Przeciwnik okazał się jednak groźniejszy. Czy pan uważa, iż policja z łatwością poradzi sobie z wrogiem, któremu nie dała rady maszyna?
- Wrogiem?
- Tak, to na pewno wróg.
Zamknąłem oczy i wstrzymałem oddech. Nie mogłem poddawać się emocjom. Nie ma przecież powodu, żeby nie dać posłuchu hipotezie Tanomogiego. Jeśli rzeczywiście nie mamy do czynienia ze splotem przypadków i jeśli istnieje wróg...
Otrzymaliśmy wiadomość od Tsudy. Aresztowano jakiegoś podejrzanego, lecz natychmiast go zwolniono. To była pomyłka, ponieważ sprzedawca papierosów nie rozpoznał go podczas konfrontacji. Wedle jego oświadczenia, jeden z przestępców był mężczyzną drobnej budowy, miał małe błyszczące okrucieństwem oczy. Nie mogłem opanować gorzkiego uśmiechu, zrezygnowałem też z poinformowania o tym Tanomogiego.
- Słuchaj, jak sobie wyobrażasz tego wroga?
- Stopniowo skłaniam się ku przypuszczeniu, że nie jest to jednostka, lecz organizacja.
- Dlaczego?
- Nie potrafię sprecyzować dlaczego, po prostu mam takie odczucie.
Deszcz przestał padać i nastała noc.
- Minęła siódma. Czy nie powinni już wszyscy wrócić?
- Porozumieć się z nimi?
Przypadkowo spojrzałem w okno i przy bramie frontowej zobaczyłem niewyraźną sylwetkę mężczyzny. Było już ciemno, nie dostrzegłem więc rysów twarzy, natomiast zauważyłem, że pali papierosa. Nagle podniósł głowę i ujrzawszy mnie odszedł szybkim krokiem.
- Sądzisz, że to jest ta sama organizacja, która skupuje trzytygodniowe płody?
- Bo ja wiem... - Tanomogi był wyraźnie zakłopotany. - Chociaż znane są w świecie badania nad rozwojem ssaków poza macicą, prawda?
- Rozwój poza macicą?
- Tak.
- Rozumiem... Czy dopiero teraz o tym sobie przypomniałeś? A może czekałeś na sposobność, żeby o tym mi powiedzieć?
- Nie, wiedziałem o tym wcześniej, ale rzeczywiście nie miałem okazji wspomnieć.
- Tak myślałem. Gdyby pójść tym tropem, to rzeczywiście należałoby brać pod uwagę organizację. Twierdzę jednak, że jest to zwykły wymysł. Lepiej żebyś o tym zapomniał.
- Dlaczego?
- Ponieważ przysłania fakty.
- Czyżby?
- No dobrze, proszę zatelefonować.
Tanomogi nawet nie zwrócił się w stronę telefonu.
- Ale ja widziałem szczury z oskrzelami, żyły w wodzie nadal pozostając ssakami.
- Co ty wygadujesz!
- Naprawdę! Podobno hodując płód poza macicą odcina się indywidualny rozwój osobnika od jego filogenetycznych podstaw, innymi słowy, wyrywa z nurtu normalnego rozwoju, właściwego poszczególnym rodzajom... Nigdy nie widziałem psa wodnego, lecz takie stworzenia istnieją. W ten sposób trudno hodować zwierzęta trawożerne, natomiast znacznie łatwiej przystosowują się do wody ssaki mięsożerne i wszystkożerne...
- Gdzie to siÄ™ znajduje?
- W pobliżu Tokio. W laboratorium, które należy do brata kogoś, kogo pan zna.
- Kogo?
- Doktora Yamamoto z Centralnego Szpitala Ubezpieczeń... to jego starszy brat. Nie wiedział pan? Dziś już za późno, ale jutro tam pana zaprowadzę. Może tam znajdziemy jakąś wskazówkę. Wygląda to na drogę okrężną, ale skoro odcięto nam inne możliwości...
- Dosyć. Mam dość tej zabawy w detektywa. Na zewnątrz obserwuje nas jakiś podejrzany typ. Jeśli nie policjant, to pewnie zabójca.
- NaprawdÄ™?

Podstrony