Pojawiła się powoli rotująca sylwetka Tossana Lambdy.
- Gra skończona! - odezwał się głos. - Proszę wpisać swoje...
Spojrzałem na zegarek. Tik, tak. Ósma. Dwie sekundy Odetchnąłem. Czasem w dwóch sekundach zawarta jest wieczność. Fear Walkers obściskiwali mnie i skandowali. Nawet David mnie ucałował, co rozpoznałem po charakterystycznym drapnięciu podbródkiem. Przytuliłem całą trójkę i spojrzałem przez okno na ośnieżone szczyty.
Zanim się wylogowaliśmy, zdecydowaliśmy się na krótki spacer po okolicy.
- Prześlę ci adres - szepnęła Steffi.
Kiwnąłem głową. Śnieg pod butami skrzypiał miękko i przyjaźnie. Zupełnie inaczej niż na początku gry.
- Lubisz rude włosy czy może wolisz inny kolor? - spytała Steffi, muskając wargami moje ucho. Przypomniała mi się Ann Sokolowsky.
- Niech... zostaną rude - zająknąłem się. Preferowałem blondynki, ale nie chciałem, by Steffi w jakikolwiek sposób nałożyła się na obraz female version z Rajskiej Plaży.
- Ale z nich świnie - przeżywał David. - Zataili, że mają dwa pytania. To oszustwo!
Wciągnąłem w nozdrza zapach topniejącego śniegu. - Czyżbyś zapomniał, który z ziemskich gatunków jest najgorszą bestią?
12. Anna.Zjawiska przyrodnicze wyglądają najpiękniej, gdy masz kieszeń pełną pieniędzy albo duszę wypełnioną beztroską. Łapiesz w nozdrza ulotny zapach istnienia, ciesząc się po prostu tym, że żyjesz... Dalekie pomarańczowe koło oświetlało zmarszczki oceanu. Leżałem na wysokich skałach, wokół których rozpościerały się doskonale utrzymane plaże. Obok prężyła ciało Ann Sokolowsky, vel female version 345.00012. Kochałem takie chwile. Gdy odezwał się interkom, przyszła fala smutku. Otworzyłem półprzezroczyste okno, przysłaniaj ąc słoneczną tarczę.
- Torkil? - z ekranu patrzyła Steffi. Ann uniosła głowę.
- Steffi? - przywitałem rudowłosą. - Jak... zdrowie?
Spojrzała podejrzliwie na Annę. - Widzę, że przeszkadzam.
- Ależ nie... - zawahałem się. Przecież przeszkadzała. - To jest Ann Sokolowsky. Aniu, poznaj Steffi...
Wstyd się przyznać: nie znałem jej nazwiska.
- Alland - dokończyła.
- Bardzo mi miło - uśmiechnęła się blondynka. - Mnie również. Hm... - rozejrzała się nerwowo. - Co to za gra? Chyba jej nie znam.
- Och, to Rajska Plaża - odezwała się Ann. - Świat dla zakochanych.
Moja szyja i krtań jakby zalały się betonem. Zwróciłem drewniany wzrok na rudowłosą. Usiłowała zapaść się pod ziemię.
- Może... zadzwonię później - przemogła chrypkę. - Tak, skontaktuj się jutro. - Zrobiłem poważną minę. - Naprawdę się cieszę, że zadzwoniłaś. Nasze spojrzenia splotły się, ogrzały i związały w namiętnym uścisku. Uspokoiła się.
- Czekam - poprosiłem.
Wracaliśmy ze skał, trzymając się za ręce. Dookoła spacerowały pogrążone w rozmowach pary. Piasek przesypywał się pod stopami.
- Od dawna znasz tę dziewczynę?
Otwierałem usta, by odpowiedzieć, gdy podbiegł do nas dziwny, przysadzisty, jakby nieco przybrudzony osobnik. Zastanawiałem się, skąd wytrzasnął takiego skina.
- Skąd jesteś? - zwrócił się do Anny. Zatrzymaliśmy się.
- Stąd... Z Rajskiej Plaży... - odparła zbita z tropu, - Tu są twoje korzenie? - miał skrzekliwy głos. Rozejrzała się bezradnie.
- Jestem stąd...
- A, enpecka? - jego uśmiech był jakiś bluźnierczy.
Ogarnęła mnie furia.
- Zmiataj, popaprańcu! - uniosłem rękę. Brudne indywiduum odsunęło się kilka kroków. - Bez obrazy - krzyknął pojednawczo. - Do takich jak pani nic nie mamy. Sprawdzałem - błysnął świńskimi oczkami - czy nie diginetka.
- Co? - zdziwiłem się.
- Ta zaraza zagraża wszystkim! - wyrzucił kiełbaskowate rączki w górę. - Organikom i zoenetom! W realium i w sieci! Strzeżmy się!
Jegomość zmykał zygzakiem, jakby ktoś za nim strzelał. Podbiegł do innej pary.
- Skąd pochodzisz? - spytał atrakcyjną kobietę. Przez chwilę patrzyliśmy, nie odzywając się. Pociągnąłem Ann za sobą.
- Nie psujmy sobie wieczoru.
Na wschodzie błyszczały pierwsze gwiazdy. Zbliżyliśmy się do wody Mokry piasek, utwardzony przez fale, wydawał się szklisty.