Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.

- Spojrzała na niego. - To ty nagle nabrałeś wątpliwości.
- Po prostu patrzę prawdzie w oczy. Dopóki bardziej zależy ci na zaimponowaniu ojcu niż na nas, nie mamy szansy.
- Więc mówisz mi, żebym mu się postawiła? Mam zniszczyć wszystkie więzy między nami? Nie przejmować się nim?
- Christine, posłuchaj mnie. - Wziął ją za ręce. - Niszczysz własne życie, aby zdobyć coś, czego nigdy nie będziesz miała, i prosisz, żebym to samo zrobił ze swoim życiem. I po co? Dla małżeństwa, które, jak zaczynam widzieć, nie ma szansy przetrwać? Nie dopasuję się do świata twojej rodziny, tak jak ty do mojej. Ale oboje pasujemy do Silver Mountain. Wracajmy tam.
- Nie mogę. - Zamknęła oczy, gdy jego słowa rozdzierały ją. - Jeśli zerwę kontrakt ze szpitalem, zniszczę swoją karierę i postawię ojca w kłopotliwej sytuacji. Nie mogę! Cholera! Nie mogę!
- Możesz! I możesz pogodzić się z rzeczywistością. Christine... Poczuła, że ujął jej twarz. Otworzyła oczy i zobaczyła, że wpatruje się w nią, jakby chciał ją siłą woli zmusić do zgodzenia się z nim.
- Ojciec nigdy nie pokocha cię jak twojego brata. Nigdy. Nic, co zrobisz, tego nie zmieni. Mogłabyś polecieć na Księżyc i z powrotem, a ojciec i tak by uważał, że Robbie jest lepszy. Tego się właśnie boisz. Nie masz lęku wysokości. Boisz się prawdy.
Pokój zawirował wokół niej, gdy się odsunęła.
- Co do diabła ma do tego wszystkiego mój lęk wysokości?
- W głębi duszy od lat wiedziałaś, że możesz pokonać brata na nartach i że to niczego nie zmieni, więc znalazłaś sobie pretekst, żeby przestać jeździć.
- To niedorzeczne. - Odwróciła się do niego plecami, zdjęła stanik i naciągnęła koszulę nocną. - Chcesz powiedzieć, że moja fobia nie jest prawdziwa?
- Widziałem, że dziś miałaś taki sam atak paniki jak tamtego dnia na stoku, kiedy zdałaś sobie sprawę z prawdy. Wiedziałaś, co się stanie, gdy twoi rodzice mnie poznają. Tak jak dobrze wiesz, że nie mamy szansy, jeśli będziemy tu mieszkać. Daruj ich sobie, Christine, postaw na nas. Postaw na siebie.
- Jakie to wygodne, że mówisz mi, abym postawiła na siebie, dzięki czemu ty nie będziesz musiał niczego poświęcać.
Przyglądał jej się dłuższy czas z dziwnym spokojem. Kiedy się odezwał, mówił z opanowaniem i przekonaniem.
- Kocham cię bezgranicznie. Naprawdę myślisz, że ojciec kiedykolwiek ci to powie?
- Jest ze mnie dumny! - upierała się z łzami w oczach. - Sprawiłam, że jest ze mnie dumny!
- To nie to samo.
- A chcesz, żebym zniszczyła nawet to? - Otarła ze złością mokre policzki. - Nie mogę. Nie mogę!
Odwrócił się, jak gdyby chciał przyjrzeć się ścianie. W końcu przygarbił się.
- Więc nie mamy szansy.
- Nie, chyba nie! - odkrzyknęła tak obolała, że nie mogła przytomnie myśleć. - Cały czas próbowałam ci to powiedzieć. Ten związek jest kompletnie beznadziejnym pomysłem i zawsze był. - Odwróciła się do niego plecami, a łzy popłynęły jej po policzkach.
- Cóż - rzekł po bardzo długim milczeniu. - Chyba już nic więcej sobie nie powiemy. - Znowu zapadła cisza. - Mam spać na sofie?
- Nie - wydusiła z siebie. Obróciła się i rzuciła mu się na szyję. - Przepraszam, Alec. Przepraszam.
- Cicho... - Objął ją i obcałował jej twarz. - Nie płacz, kochana. Nie płacz.
Wylądowali na łóżku. Głaskał ją i koił.
- Kochaj mnie. - Spojrzała na niego pełna lęku. - Kochaj.
- Kocham. - Oczy go piekły od łez. - Zawsze będę. Rozebrał ją i zamienił słowa w czyny. Nie tylko pieścił jej ciało, ale zadbał, aby poczuła się chciana. To sprawiło, że odsłoniła całkiem swoje uczucia, gdy jej ciało osiągnęło rozkosz. Kiedy już było po wszystkim, kiedy oboje opadli, trzymał ją, a ona łkała, aż wreszcie zasnęła niespokojnie.
ROZDZIAŁ 21 
Czasem zwycięstwo oznacza, że wiesz, kiedy się poddać.
Jak wieść idealne życie