- Ale, przyznam, liczyłem na nie. Łasiczka jest kochana i ma dobre serduszko.
- Przestań z tą Łasiczką, do cholery. Wykręciłeś się dopiero co sianem z obrazy
majestatu, chcesz podpaść pod recydywę?
Trubadur zamilkł. Ciri wstrzymała Kelpie, zaczekała na nich. Gdy się zrównali, spojrzała na Jaskra i otarła łzy.
- Ech, ty... - powiedziała. - Ty... Pankracu...
- W drogę - ponaglił wiedźmin. - Opuśćmy to miasto i granice tego uroczego księstwa.
Póki jeszcze możemy.
* * *
Niemal na samej granicy Toussaint, w miejscu, skąd widać już było górę Gorgonę,
dogonił ich goniec książęcy. Ciągnął za sobą osiodłanego Pegaza, wiózł lutnię, płaszcz i pierścień Jaskra. Pytanie o sto czterdzieści talarów i osiemdziesiąt halerzy zlekcewarzył.
Prośby barda, by przekazał księżnej pani całuski, wysłuchał z kamienną twarzą.
Pojechali w górę Sansretour, teraz już będącej malutkim i żwawym strumieniem. Ominęli Belhaven.
Obozowali w dolinie Newi. W miejscu, które wiedźmin i bard pamiętali.
Jaskier bardzo długo wytrzymał. Nie zadawał pytań.
Ale wreszcie trzeba było o wszystkim opowiedzieć.
I potowarzyszyć mu w milczeniu. W paskudnej, ciężkiej, zropiałej jak wrzód ciszy, jaka zapadła po opowieści.
* * *
W południe następnego dnia byli na Stokach, pod Riedburne. W całej okolicy panowały spokój, ład i porządek. Ludzie byli ufni i uczynni. Czuło się bezpieczeństwo.
Wszędzie stały ciężkie od wisielców szubienice.
Ominęli miasto, kierując się ku Dol Angra.
- Jaskier! - Geralt dopiero teraz zauważył to, co powinien zauważyć już dawno. - Twój bezcenny tubus! Twoje wieki poezji! Goniec ich nie miał! Zostały w Toussaint!
- Zostały - przytaknął obojętnie bard. - W garderobie Łasiczki, pod stertą sukien, majtek i gorsetów. I nich tam sobie leżą po wieczne czasy.
- Zechcesz wyjaśnić?
- Co tu jest do wyjaśniania? W Toussaint miałem dość czasu, by dokładnie przeczytać, co
napisałem.
- I co?
- Napiszę jeszcze raz. Od nowa.
- Rozumiem - kiwnął głową Geralt. - Krótko mówiąc, okazałeś się równie marnym
pisarzem, jak faworytem. Dosadniej mówiąc: czego się dotkniesz, spieprzysz. No, ale jeśli twoje Pół wieku masz jeszcze szanse poprawić i napisać na nowo, to u księżnej Anarietty masz przesrane równo. Tfu, miłośnik z hańbą przepędzony. Tak, tak, nie ma co robić min!
Być księciem małżonkiem w Toussaint nie było ci pisane, Jaskier.
- To się jeszcze zobaczy.
- Na mnie nie licz. Ja na to patrzeć nie zamierza.
- I nikt cię nie prosi. Powiadam ci jednak, że Łasiczka ma dobre i wyrozumiałe
serduszko. Prawda, poniosło ją trochę, gdy przyłapała mnie z młodą baronówną Nique... Ale teraz już z pewnością ochłonęła! Zrozumiała, że mężczyzna nie jest stworzony do
monogamii. Wybaczyła mi i czeka pewnie...
- Jesteś beznadziejnie głupi - stwierdził Geralt, a Ciri energicznym kiwnięciem głowy potwierdziła, że uważa tak samo.
- Nie będę z wami dyskutował - nadął się Jaskier. - Tym bardziej, że to sprawa intymna.
Powiadam wam jeszcze raz: Łasiczka mi wybaczy. Napiszę stosowną balladę lub sonet, prześlę jej, a ona...
- Zlituj się, Jaskier.
- Ach, naprawdę nie ma co z wami gadać. Dalej, jedźmy! Pędź, Pegazie! Pędź, latawcze białonogi!
Jechali.
Był maj.
* * *
- Przez ciebie - powiedział z wyrzutem wiedźmin - przez ciebie, przepędzony miłośniku, ja też musiałem uciekać z Toussaint jak jakiś banita czy wywołaniec. Nie zdążyłem nawet zobaczyć się...
- Z Fringillą Vigo? Nie zobaczyłbyś się. Ona krótko po waszym wyruszeniu, jeszcze w styczniu, wyjechała. Po prostu zniknęła.
- Nie o nią mi szło. - Geralt chrząknął, widząc, ja Ciri z zainteresowaniem strzyże uszami. - Chciałem spotkać się z Reynartem. Poznać go z Ciri...
Jaskier wbił oczy w grzywę Pegaza.
- Reynart de Bois-Fresnes - wymamrotał - gdzieś tak pod koniec lutego poległ w utarczce z grasantami na przełęczy Cervantesa, w okolicach strażnicy Vedette. Anarietta uhonorowała go pośmiertelnie orderem...
- Zamknij się, Jaskier.
Jaskier zamknął się, posłuszny nad podziw.
* * *