Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


— Czy kiedykolwiek ci opowiadałem — powiedział, nie wyjmując fajki z zę-
bów — o tym, jak założyłem się z jedną kobietą z Arad Doman? Miała oczy,
które potrafiły wypić duszę z mężczyzny, i dziwacznego, czerwonego ptaka, któ-
rego kupiła od Ludu Morza. Twierdziła, że ptak potrafi przepowiadać przyszłość.
93
Miał gruby, żółty dziób, niemal długości tułowia, i. . .
ŚLEDZTWO
Powinny już wrócić.
Egwene energicznie zatrzepotała wachlarzem z malowanego jedwabiu, zado-
wolona, że noce są przynajmniej odrobinę chłodniejsze niż dni. Tairenianki za-
wsze miały przy sobie wachlarze — w każdym razie te szlachetnie urodzone i za-
możne — jednakże jej zdaniem pożytek miało się z nich jedynie po zachodzie
słońca, a i wtedy niewielki. Nawet lampy, ogromne, wykonane ze złoconych, lu-
strzanych tafli, przytwierdzone do ścian na posrebrzanych klamrach, zdawały się
potęgować upał.
— Co też mogło je zatrzymać? — Za godzinę, obiecała Moiraine, po raz
pierwszy od wielu dni, po czym wyszła bez wyjaśnienia po pięciu jałowych mi-
nutach. — Czy wspomniała, do czego jej potrzebują, Aviendho? Albo kto jej po-
trzebuje, skoro już o tym mowa?
Usadowiona na skrzyżowanych nogach obok drzwi Panna Włóczni wzruszy-
ła ramionami, w wielkich zielonych oczach, kontrastujących z opaloną twarzą,
kryło się zdumienie. W samym kaftanie, spodniach i miękkich butach, z shouf ˛
a
zapętloną wokół szyi, wyglądała na zupełnie bezbronną.
— Careen przekazała Moiraine Sedai swą wiadomość szeptem. Słuchać nie
uchodziło. Przepraszam, Aes Sedai.
Przepełniona poczuciem winy Egwene przejechała palcem po pierścieniu
z Wielkim Wężem, na którym złoty wąż pożerał własny ogon. Jako Przyjęta win-
na go była nosić na serdecznym palcu lewej, a nie prawej, dłoni, jednakże chcąc
utrzymać lordów w przekonaniu, że mają w Kamieniu cztery pełne Aes Sedai,
postępowały zgodnie z najlepszymi manierami albo według tego, co wśród taireń-
skiej szlachty uchodziło za maniery. Moiraine nie kłamała, rzecz jasna — wcale
nie twierdziła, że one są czymś więcej niż Przyjętymi. Niemniej jednak wcale
też nie powiedziała, iż są tylko Przyjętymi, i pozwoliła wszystkim myśleć to, co chcieli myśleć, wierzyć w to, co im się wydawało, że widzą. Moiraine nie mogła
kłamać, ale potrafiła sprawić, że prawda pląsała jak w tańcu.
Nie po raz pierwszy od wyjazdu z Wieży Egwene i jej przyjaciółki udawały,
że są pełnymi siostrami, mimo to coraz częściej bywało jej nieswojo, że oszuku-
je Aviendhę. Lubiła tę dziewczynę, uważała, że mogłyby się stać przyjaciółkami,
95
gdyby miały okazję się lepiej poznać, to jednak było prawie niemożliwe dopóty, dopóki Aviendha uważała ją za Aes Sedai. Była tu jedynie z rozkazu Moiraine,
wydanego dla jakichś niewiadomych powodów. Egwene podejrzewała, że chodzi-
ło o Strażnika dla nich, o Strażnika wywodzącego się z Aielów — jakby jeszcze
nie nauczyły się same o siebie dbać. Niemniej jednak, gdyby ona i Aviendha zo-
stały nawet przyjaciółkami, to i tak nie mogłaby powiedzieć jej prawdy. Najlep-
szy sposób na utrzymanie wszystkiego w tajemnicy to dopilnować, by nie znał jej
nikt, kto absolutnie nie musi jej znać. Kolejne zastrzeżenie, poczynione przez Moiraine. Egwene czasami uprzytamniała sobie, że życzy Aes Sedai, by się myliła,
srodze myliła, choć raz. W pewien sposób nie oznaczałoby to żadnej katastrofy,
rzecz jasna. Na tym polegał cały problem.
— Tanchico — mruknęła Nynaeve.
Ciemny, gruby jak przedramię warkocz zwisał jej do pasa, kiedy wyglądała
przez wąskie okno, którego skrzydła rozchylono na oścież w nadziei, że do wnę-
trza napłynie bodaj odrobina wiatru. Na szerokich wodach płynącej niżej Erinin
podskakiwały latarnie tych kilku rybackich łódek, które nie odważyły się zapu-
ścić w dół rzeki, Egwene nie była jednak pewna, czy to, co widzi, to rzeczywiście łódki.
— Na to wychodzi, że nie ma innego wyjścia, tylko jechać do Tanchico. —
Nynaeve zaczęła bezwiednie miętosić fałdę zielonej sukni z głębokim dekoltem
obnażającym ramiona. Zdarzało jej się robić to dość często. Zaprzeczyłaby, że
nosi tę suknię dla Lana, Strażnika Moiraine, zaprzeczyłaby, gdyby Egwene odwa-
żyła się na taką sugestię, ale wydawało się, że to właśnie zieleń, błękit i biel Lan lubił na kobietach i wszystkie suknie, które nie były zielone, niebieskie albo bia-