Wszystko, co logicznie myśli, może zostać oszukane przez coś, co myśli przynajmniej tak samo logicznie. Najprostszym sposobem stuprocentowo logicznego oszukania robota jest podawanie mu ciągle tego samego zestawu bodźców, co spowoduje, że zapłacze się w błędnym kole. Zademonstrowano to po raz pierwszy w sławnym, przeprowadzonym kilka tysięcy lat temu w MIPIMBNOZ–ie (Maximegalońskim Instytucie Powolnego i Męczeńskiego Badania Nieoczekiwanie Oczywistych Zjawisk) eksperymencie z kanapką ze śledziem.
Zaprogramowano robota tak, by sądził, że lubi kanapki ze śledziem. (Była to najtrudniejsza część eksperymentu.) Następnie położono przed nim kanapkę ze śledziem i robot natychmiast pomyślał: „Oj! Kanapka ze śledziem! Lubię kanapki ze śledziem!” Schylił się, podniósł kanapkę, wsunął ją sobie w przykryty klapką otwór do wsadzania kanapek ze śledziem i wyprostował się. Na nieszczęście został tak skonstruowany, że prostowanie ciała powodowało wypadanie kanapki z otworu i jej lądowanie pod jego nogami. Robot więc natychmiast pomyślał: „Oj! Kanapka ze śledziem!” i tak dalej i całe działanie odbywało się od nowa. Kanapka nie zanudziła się w kurzu na śmierć i nie odpełzła w poszukiwaniu ciekawszych sposobów spędzania czasu, tylko dlatego że składała się jedynie z dwóch kromek chleba i martwej ryby i jeszcze mniej od robota zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje.
W ten sposób naukowcy odkryli siłę napędową wszelkich zmian, rozwoju wszechświata i postępu w życiu: kanapki ze śledziem. Opublikowali na ten temat artykuł, został on jednak wyśmiany jako wybitnie głupi. Zweryfikowali dane i stwierdzili, że w rzeczywistości odkryli „nudę”, czy raczej jej funkcję praktyczną. Uskrzydleni tym przełomowym odkryciem, zaczęli odkrywać kolejne uczucia: „drażliwość”, „depresję”, „niechęć”, „wstręt” i inne. Do kolejnego przełomu doszło po rezygnacji w trakcie badań z używania kanapek ze śledziem. Nagle okazało się, że wyzwoliło to mnóstwo nowych emocji, takich jak „ulga”, „radość”, „swoboda”, „apetyt”, „zadowolenie” i – co najważniejsze – „dążenie do szczęścia”.
Ostatnie było największym przełomem.
Nagle okazało się, że można w bardzo prosty sposób zastąpić mnóstwo niezwykle skomplikowanych programów, koniecznych do sterowania robotami w najróżniejszych sytuacjach. Wystarczało wyposażyć roboty w zdolność nudzenia się albo cieszenia i spełnić kilka prostych warunków, sprowadzających jeden lub drugi stan. Resztę załatwiały same.
Robot, którego Ford więził pod ręcznikiem, nie był – przynajmniej w tej chwili – szczęśliwym robotem. Był szczęśliwy, kiedy mógł się poruszać. Był szczęśliwy, kiedy mógł widzieć. Był szczególnie szczęśliwy, widząc coś, co się poruszało, zwłaszcza jeśli poruszające się coś robiło rzeczy zakazane. Wtedy robot mógł z największą radością o tym zameldować.
Ford zaraz sobie z tym poradzi.
Kucał nad robotem i trzymał go między kolanami. Ręcznik w dalszym ciągu zakrywał wszystkie czujniki, Ford odsłonił już jednak obwody logiczne. Robot pomrukiwał smętnie i wydawał z siebie cierpiętnicze odgłosy, był jednak w stanie jedynie nędznie się szarpać. Ford podważył kluczem chipa. W momencie, kiedy go wyjął, robot zamilkł i popadł w śpiączkę.
Wyjęty przez Forda chip zawierał rozkazy dotyczące warunków, jakie musiały być spełnione, by robot był szczęśliwy. „Szczęście” osiągał wtedy, gdy z kontaktu znajdującego się po lewej stronie docierał drobny elektryczny impuls do kontaktu po prawej stronie. O tym, czy impuls dotrze, decydował chip.
Ford wyciągnął z ręcznika cienki drucik. Jeden jego koniec wetknął w lewy górny punkt gniazdka, drugi w prawy dolny. Koniec roboty. Od tej chwili robot będzie szczęśliwy bez względu na to, co się będzie działo.
Ford wstał i ściągnął ręcznik. Chwiejąc się na boki, robot wzleciał nad ziemię. Obrócił się i zauważył Forda.
– Pan Prefect! Tak się cieszę, że pana widzę!
– To ja się cieszę, że cię widzę, przyjacielu.
Robot natychmiast złożył do centrali raport, że wszystko w tym najlepszym ze wszystkich możliwych światów jest w najlepszym porządku; na skutek tego alarmy zamilkły i wszystko wróciło do normy.
No, prawie wszystko.
Było coś dziwnego w wyglądzie otoczenia.
Robocik zachłystywał się elektroniczną rozkoszą. Ford szedł szybko korytarzem, robot leciał za nim podskakując; bez przerwy opowiadał, jakie wszystko jest wspaniałe i jak bardzo jest szczęśliwy, że może o tym opowiadać.
Ford nie był szczęśliwy.
Mijał ludzi, których nie znał. Nie wyglądali na swojaków. Byli zbyt dobrze ubrani. Mieli zbyt martwe oczy. Za każdym razem, kiedy zobaczył w oddali kogoś znajomego i podbiegał, by się przywitać, z bliska stwierdzał, że to ktoś inny, ze znacznie lepszą fryzurą i znacznie bardziej zaciętym wyrazem twarzy od... no tak, każdego znajomego Forda.