Historia wymaga pasterzy, nie rzeźników.


- Halo, panie LeBay? Jest pan tam?
- Jestem - odparł wreszcie. - Panie Guilder... Dennis... Nie chciałbym cię urazić, ale musisz zdawać sobie sprawę z tego, że to, co sugerujesz, wykracza daleko poza sferę wszelkich zjawisk pozazmysłowych i ociera się o...
- O szaleństwo?
- Nie użyłbym tego słowa. Z tego, co usłyszałem, wynika, że miałeś bardzo poważny wypadek. Leżałeś przez dwa miesiące w szpi­talu, przez pewien czas bardzo cierpiąc. Czy nie uważasz za możliwe, że twoja wyobraźnia...
- Panie LeBay - przerwałem mu - czy pański brat wspominał czasem o małym włóczędze?
- O kim?
- O małym włóczędze. Na przykład kiedy rzucał papier do kosza, czy zamiast powiedzieć „dwa punkty” nie mówił czegoś w rodzaju: „Zobacz, jak wsadzę to w tyłek temu małemu włóczędze”?
- Skąd o tym wiesz? - A zaraz potem, nie dając mi czasu na odpowiedź, dodał: - Pewnie użył tego wyrażenia, kiedy go spotkałeś, prawda?
- Nie.
- Panie Guilder, pan jest kłamcą.
Nic nie odpowiedziałem. Trząsłem się cały, stojąc na miękkich nogach. Jeszcze nigdy w życiu nikt dorosły nie powiedział do mnie w ten sposób.
- Wybacz mi, Dennis. Zrozum, że mój brat nie żyje. Był nieprzyjemnym, chyba nawet złym człowiekiem, ale teraz już nie żyje i żadna z tych ponurych fantazji...
- Kto to był mały włóczęga? - wykrztusiłem.
Cisza.
- Charlie Chaplin?
Wydawało mi się, że już nigdy nie odpowie, lecz wreszcie, po długim milczeniu, jednak się odezwał.
- W pewnym sensie - powiedział ciężko. - Właściwie miał na myśli Hitlera. Hitler i mały włóczęga grany przez Chaplina byli do siebie trochę podobni. Chaplin nakręcił film pod tytułem „Dyktator”. Wątpię, czy go widziałeś. Podczas wojny często go tak nazywano. Jesteś za młody, żeby to pamiętać, ale to i tak nie ma żadnego znaczenia.
Tym razem ja milczałem.
- To nic nie znaczy! - krzyknął. - Zupełnie nic! To wszystko tylko przywidzenia i domysły, nic więcej! Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
- Tutaj, w zachodniej Pensylwanii, zginęło już siedmiu ludzi - odparłem. - To nie przywidzenie. Zachowałem dwa podpisy na moim gipsie. One także nie są przywidzeniami. Jeśli pan chce, mogę je panu przysłać. Proszę przyjrzeć im się dokładnie i powiedzieć mi, czy jeden z nich nie jest wykonany ręką pańskiego brata.
- To może być świadome lub nie zamierzone fałszerstwo.
- Skoro pan tak uważa, proszę zatrudnić grafologa. Na mój koszt.
- Sam mogłeś to zrobić.
- Panie LeBay - powiedziałem dobitnie - ja nie potrzebuję więcej dowodów.
- Ale czego ode mnie chcesz? Żebym dzielił z tobą twoje złudzenia? Nie zrobię tego. Mój brat nie żyje. Jego samochód jest zwykłym samochodem.
Kłamał. Czułem to. Czułem to nawet przez telefon.
- Chciałbym, żeby wyjaśnił mi pan jedną rzecz, jaką usłyszałem od pana podczas naszej poprzedniej rozmowy.
- Jaka to rzecz? - zapytał nieufnie.
Zwilżyłem językiem wargi.
- Powiedział pan, że pański brat był opanowany obsesyjnym gniewem, ale nie był potworem, a w każdym razie takie jest na ten temat pańskie zdanie. Zaraz potem zmienił pan temat, ale im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi się, że w gruncie rzeczy pan wcale nie zmienił tematu. Następną rzeczą, jaką pan wtedy powiedział, było, że w gruncie rzeczy brat nigdy nikomu nie wyrządził bezpośrednio krzywdy.
- Dennis, ja naprawdę...
- Jeżeli wtedy chciał pan coś powiedzieć, to, na litość boską, niech pan powie to teraz! - krzyknąłem łamiącym się głosem. Otarłem czoło i stwierdziłem, że było pokryte zimnym potem. - Wcale nie jest mi łatwiej niż panu. Arnie zbzikował na punkcie pewnej dziewczyny, ale mnie wydaje się, że to wcale nie Arnie, tylko pański brat, pański nieżywy brat, więc niech pan wreszcie mówi, do licha ciężkiego!
Westchnął.
- Mówić? Mam mówić o tych dawno minionych wydarzeniach, a raczej podejrzeniach? To zupełnie tak samo, jakbym szturchał kijem śpiącego wroga. Ja naprawdę nic nie wiem.
- W takim razie proszę mi powiedzieć, co pan podejrzewa.
- Zadzwonię do ciebie.
- Panie LeBay, proszę...
- Zadzwonię do ciebie - powtórzył. - Muszę porozumieć się z moją siostrą Marcią z Kolorado.
- Jeśli to ma coś pomóc, sam do niej zadzwonię.

Podstrony