– Co teraz zamierzasz czynić? – zapytałem.
– Przespać się, zjeść duże śniadanie, a potem pojadę do banku. – Przestawił dźwignię zmiany biegów na luz.
– A co z McCloskeyem?
– Nie pójdę na pogrzeb.
Nacisnął pedał gazu i uderzył dłonią w kierownicę.
– Domyślasz się, kto go zabił i dlaczego?
–Słyszałeś, co mówił ksiądz?
– Dobra – odparłem.
– No to jadę – rzekł.
Nareszcie znalazłem się w swoim przytulnym domu. Było już zbyt ciemno, żeby sprawdzić, jak się miewa ikra. Wdrapałem się na górę po schodach. Spałem dziesięć godzin. Kiedy się przebudziłem, był już poniedziałek. Zamyśliłem się nad losem Giny Ramp i Joela McCloskeya – połączyły ich cierpienia i strach.
Czy zachodził logiczny związek pomiędzy tamą Morris i tym, co się stało w pewnej bocznej uliczce, czy może McCloskey padł ofiarą młodocianych gangów? Zabójstwo za pomocą samochodu. Pomyślałem o Noelu Druckerze. Miał on łatwy dostęp do aut i mnóstwo wolnego czasu. Czyżby tak kochał Melissę, że byłby zdolny popełnić tę zbrodnię? A jeśli tak, czy uczynił to z własnej inicjatywy, czy stała za tym Melissa?
A sama Melissa? Nie potrafiłem myśleć o niej inaczej niż o bezbronnej sierocie, tak jak ją opisał Milo inspektorom. Miałem świadomość tego, że jest zdolna do nieprzemyślanych czynów, do działania pod wpływem emocji. Widziałem, jak jej rozpacz przekształciła się w niepohamowany gniew na Angera i Douse’a.
Cofnąłem się myślą do łóżka z baldachimem, na którym leżeli objęci Noel i Melissa. Czy wtedy obmyślili plan rodowej zemsty?
Pozostaje jeszcze Ramp. Jeśli nie był sprawcą śmierci Giny, to może on wymierzył karę?
Miał wystarczająco dużo powodów, żeby go nienawidzić. Czyżby był kierowcą tamtego samochodu, albo wynajął kogoś? Zafascynowany możliwością perfidnej zemsty – cierpienie zadane w podobny sposób, przy pomocy wynajętego zbira.
Todd Nyquist nadawał się idealnie to tego typu zadania – któżby skojarzył opalonego, przystojnego tenisistę z bezlitosnym mordercą?
A może Noela wynajął Ramp, nie Melissa?
A może żadne z nich?
Usiadłem na brzegu łóżka.
Naraz przed oczami mignął mi obraz.
Blizny na policzku Giny.
Pomyślałem, na jakie więzienie skazał ją McCloskey do końca jej dni.
Czemu tracę czas na rozpamiętywanie jego śmierci? Życie McCloskeya było marnością nad marnościami. Któż wspomni go oprócz ojca Andrusa?
Milo miał rację, kiedy przeszedł nad tym do porządku dziennego.
Próżno zawracam sobie głowę, zamiast wziąć się do porządnej pracy.
Wstałem, przeciągnąłem się i zawołałem głośno:
– Dość płaczu!
Włożyłem czystą koszulę, krawat, lekką tweedową marynarkę i udałem się do Zachodniego Hollywood.
Ulica Hilidale znajdowała się pomiędzy Santa Monica Boulevard i Sunset. Budynek był raczej brzydki, wyblakły, otoczony zapuszczonym żywopłotem. Płaski dach, kryty dachówką, pomalowany był na czarno. Wyglądało to na robotę amatora. W wielu miejscach farba odpadała płatami.
Żywopłot kończył się wąskim wjazdem z popękanym, porośniętym chwastami asfaltem, na którym stał dwudziestoletni żółty oldsmobile. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i przeszedłem przez wyschnięty trawnik. Trzy stopnie prowadziły na cementowy ganek. Na lewo od drzwi widniały trzy różne adresy, wypisane czarnymi literami. Skrawek starego plastra osłaniał przycisk dzwonka, a za jego oprawką wciśnięta była kartka z napisem PROSZĘ PUKAĆ, zrobionym czerwonym flamastrem. Postąpiłem zgodnie z instrukcją i sekundę potem usłyszałem z głębi domu okrzyk:
– Zaraz!
Czekałem cierpliwie.
– Kto tam? – zza szarych drewnianych drzwi odezwał się zaspany męski głos.
– Nazywam się Alex Delaware. Szukam Kate Moriarty.
– Że co?
Propozycje Mila nie przypadły mi do gustu, więc wybrałem półprawdę.
– Jej rodzina martwi się o nią.
– Jej rodzina?