Dlatego nawet w dziennikach
kryję się przed wyznaniem tajemnic. Nie chcę, by śmierć mnie zaskoczyła, zanim zdążę spalić
część mego życia. Idę znowu w tym samym kierunku. Jak to powstrzymać?
Trzeba przetrzymać tę zimę, i siebie, i wspomnienia, i szaleństwo, i obsesje, i czerwone
pająki zjadające moje wnętrzności.
16 grudnia ponownie przyszedł do mnie Bóg. Nie pamiętam, w jaki sposób odczułam jego
obecność, lecz przekonanie, że był, było realne.
Powrót do własnej świadomości, do data, gotowość do przemiany, do rozwiązywania problemów,
które tak mocno zaatakowały, doprowadziły do eksplozji.
Czy teraz mogę z tym żyć? Czy teraz jest to możliwe? Czy można żyć własnym życiem w
pełni? Czy dotykając śmierci oczyściłam się? Po co było to doświadczenie?
Nie należy ratować tych, którzy byli zbyt blisko. Powrót zdaje się być niemożliwy. Nie pamiętam
psychologii.
22 grudnia nastąpił dalszy ciąg skromnej próby odpowiedzi na pytania, które dręczyły
przez cały dzień, pomiędzy oglądaniem telewizji, dalszą nauką chodzenia i pierwszymi próbami
nawiązywania kontaktów ze światem, odpisywania na listy, rozmowami z Anką, raz w tygodniu,
która w końcu mnie zostawiła i wyjechała na dłużej, zamiast być blisko. Sądzę, że samotność
przyspieszyła moje przemiany, mogły się one jednak zakończyć kolejną próbą,
tym razem skuteczną. Miałam to coś w sobie, co nie pozwalało odejść, kiedy zaczyna się
poznawać drogę, kusiło, by zajrzeć, co się dzieje za kulisami teatru, w jaki sposób została
wyreżyserowana ta sztuka. I w przerażającej samotności podjęłam walkę, bo nikt nie mógł mi
towarzyszyć.
Fobie i obsesje powstają wtedy, gdy nie ma przeróbki wewnętrznej, kiedy ciałem i myślami
zawłada świat zewnętrzny.
Jakim trzeba być, by udźwignąć szalony ciężar wnętrza? Zewnętrzna sfera jako wentyl
bezpieczeństwa przed tworami ja? Trzeba to wypośrodkować, by żaden ze światów nie miał
przewagi, nie pochłonął i nie zniszczył. Chodzi tu o dyskretną przewagę świata wewnętrznego.
Nie, coś mi tutaj nie pasuje, świat wewnętrzny może być wielki, wspaniały i wcale nie
destruktywny.
Może być potęgą i budować, tworzyć nowe przestrzenie, które w sposób zgodny i
harmonijny będą stykać się ze światem zewnętrznym. Nie można doprowadzić do stanu, że
oba światy zaatakują jednocześnie, tak jak się to stało w październiku.
Pragnę tej wolności duszy, którą przybliżam przez burze, umierania, sensacje, a można tego
dokonać odzyskując spokój.
Muszę znaleźć sposób, by ponownie nie narosły we mnie rany, blizny, agresje, obsesje i nie
eksplodowały tym razem siłą ostateczną.
Najpierw muszę sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcę żyć.
Stało się, zadałam w końcu to pytanie i poczułam się ponownie pozostawiona w ślepej
uliczce. Nie wiedziałam tego, to było takie pozornie proste, a ja tego nie wiedziałam. Jeżeli
zadałam sobie w październiku cios ostateczny, to co nagle miało się zmienić w sposobie mego
myślenia?
To prawda, dotknęłam blisko śmierci, spotkałam się z nią tak mocno, tak namacalnie, czy
to miało wystarczyć, by zmieniło się moje życie?
Czy spotkanie w przedsionku wieczności wystarczyło, by zacząć przewartościowywać życie,
poczuć je inaczej? Co naprawdę się wydarzyło podczas 19 dni agonii? Jak mocno dotknęłam
siebie, by odwrócić bieg destrukcji w budowaniu wszystkiego od nowa?
Leżałam godzinami w łóżku i starałam się dowiedzieć wszystkiego o sobie, co naprawdę
się wydarzyło. Ta niepojęta moc, która we mnie tkwiła, w końcu przeskoczyła na inny tor,
który miał mnie doprowadzić do prawdy o sobie i prawdy o człowieku.
Dzisiaj nadal nie wiem, czy do końca chciałam ją poznać, dzięki prawdzie ocaliłam siebie.
Prawda musiała mi się objawić, nie miałam już nic do stracenia, mogłam jedynie ponowić
atak na siebie, lecz byłam ciekawa, co naprawdę się wydarzyło, Ciągle tego nie wiedziałam.
Była to jedyna sprawa, która wtedy trzymała mnie przy życiu. Teraz już musiałam się
dowiedzieć.
Stałam na jednokierunkowej drodze, każdy fałszywy krok mógł doprowadzić do upadku
w przepaść, powrót w nieświadomość mógł zamienić mnie w słup soli. Nie mogłam się już
oglądać za siebie, mogłam podążyć w głąb wspomnienia, w nieświadomość, przywołać obrazy,
które zapamiętałam.
Istniały obszary świadomości, których istnienia stale zaprzeczałam, stąd brało się zniewolenie,
poczucie, że jest coś, nad czym zupełnie nie panuję i nie potrafiłam tego nazwać. Nie
wiedziałam, co zapisuję, jaki sens ma dziennik;
Światło, gwiazdy, brak snu. Niepokój dłoni, palców, stopy, przesuwanie szczęką ból między
żebrami. Noc, noc, ciemność myśli.
Zaczęły mnie „atakować” sny, powracał w nich stale motyw 13, 14 roku życia. Zastanawiałam
się, dlaczego tak się działo, co wtedy się wydarzyło w moim życiu. Początek buntu?
Dlaczego te daty były aż tak ważna dla podświadomości. Pozornie wiedziałam, co się ze mną
działo, przypominałam sobie jakieś fragmenty zachowań, ale nie potrafiłam ułożyć w całość
skomplikowanej łamigłówki życiorysu.
Nie wiem, jak poradzę sobie z kłębowiskiem emocji. Wszystko wychodzi jak z rozprutego
gwałtownym cięciem wora – cała obrzydliwość podświadomości.
Czułam, że nie tylko w sobie znajdę odpowiedź, coś mnie popchnęło do czytania Biblii,
której nie znałam. Doszłam do Księgi Wyjścia i odłożyłam tekst. Co za symbolika, i ja stałam
u progu przejścia w inny wymiar przeżywania świata. Śniły mi się zaślubiny z morzem czyli
pakt z nieświadomością.
Czy milczenie moje zakończy się katastrofą? Wtedy byłam u kresu, czy teraz oddalił się?
Czy jakąś potajemną ścieżką jestem bliżej niego? Straszliwej siły, która wciąż wciąga.
A jednak czekam na gest ze strony Tadeusza, czekam, by napisał dla mnie kilka zdań.
W tym samym czasie Tadeusz także czekał, jak potoczą się moje losy, wypytywał o mnie
Ankę, czy powtórzę zamach, w jaki sposób przyjmuję informacje od Anki. Nie przeczuwałam,
jakie niebezpieczeństwo mi grozi, nie wiedziałam, że Tadeusz nie może mi inaczej pomóc
niż na odległość. Był to bardzo trudny okres dla obu stron, w którym mogło zdarzyć się