Isorn ma rację, panie - powiedział Sludig. - Jeśli przekroczymy bramę, musi to być potężny atak. Ludzie widzieli już Nornów i boją się. Jeśli się zawahamy, Król znowu uzyska przewagę. Kto wie, co się stanie, jeśli on zrobi wypad, i przyjdzie nam walczyć pod górę?
Isgrimnur wpatrywał się w wysokie mury Hayholt. W taką pogodę dzieło człowieka, nawet tak ogromne jak Hayholt, wydawało się malutkie. Może rzeczywiście uda im się sforsować bramę. Może Sludig i pozostali mają rację co do tego, że królestwo Eliasa przypomina gnijący owoc, który lada moment spadnie z gałęzi.
Po raz kolejny nad wieżami pojawił się dziwny błysk. Po niebie przetoczył się grzmot, a zaraz za nim rozległo się głośne uderzenie taranu.
- Idź więc. - Isgrimnur zwrócił się do Sludiga. Jego podwładny nie zsiadł z konia, a tylko podjechał do krawędzi pomostu, na którym stał książę. - Hotvig i jego jeźdźcy wciąż czekają na skraju Kynswood. Albo nie. Zostań tutaj. - Isgrimnur przywołał jednego z posłańców i przekazawszy mu wiadomość do Thrithinga, natychmiast go odesłał. - Wracaj do Isorna, SIudigu. Powiedz mu, żeby trzymał się dzielnie i niech najpierw pójdzie uzbrojona piechota. Nie będzie tutaj żadnych szarż, które przejdą do legendy.
Gdy tylko książę skończył to mówić, taran uderzył w Bramę Nearulagh. Belki ugięły się nieco do środka, jakby ogromne rygle puszczały powoli.
- Tak, panie. - Sludig odwrócił wierzchowca w kierunku murów.
Inżynierowie ponownie popchnęli taran. Okuty żelazem łeb uderzył w bramę. Długi kawał drewna wyleciał w powietrze; nawet poprzez wycie burzy Isgrimnur słyszał podniecone okrzyki swoich ludzi. Odciągnięto machinę i puszczono ją jeszcze raz. Brama Nearulagh zadrżała i wpadła do wnętrza, wyrzucając w powietrze lawinę belek i rzeźb. Śnieg zawirował w wybitej dziurze. Isgrimnur wytrzeszczył oczy, nie chcąc uwierzyć w to, co zobaczył. Kiedy opadł śnieg, w dziurze pojawiło się kilkudziesięciu pikinierów z zamku, gotowych do ataku. Nie nastąpił atak ogromnej armii.
Minęła długa chwila, zanim obie strony ujrzały się poprzez padający śnieg. Wydawało się, że żadna z nich nie może się ruszyć, zaskoczona tym, co się stało. Wtedy mała postać w złocistym hełmie uniosła miecz i ruszyła do przodu. Kilkudziesięciu rycerzy i kilka tysięcy piechurów popędziło w stronę dziury w murach Hayholt.
- A niech mnie, Isornie! - zawołał książę Isgrimnur. Tak bardzo pochylił się do przodu, że nieomal stracił równowagę i spadł z obserwacyjnej platformy. - Wracaj! Gdzie jest Sludig? Sludig! Zatrzymaj go! - Ktoś ciągnął go za rękaw, odciągając od krawędzi pomostu, lecz Isgrimnur nie zwracał na niego uwagi. - Czy on nie widzi, że to jest za łatwe? Isornie! - zawołał, chociaż wiedział, że jego syn nie może go usłyszeć. - Seriddan? Gdzie jesteś? Jedź za nim. Na czerwony młot Drora, gdzie są posłańcy?
- Książę Isgrimnurze! - Strangyeard nie puszczał z ręki rękawa księcia.
- Odczep się! - wrzasnął Isgrimnur. - Niepotrzebnymi duchowny, ale konni rycerze. Jeremiasie, biegnij do Seriddana! - zawołał. - Isorn wyrwał się do przodu! Powiedz baronowi, żeby ruszał!
Strangyeard nie ustępował.
- Proszę, Książę Isgrimnurze, musisz mnie wysłuchać!
- Nie teraz, człowieku! Mój syn zaatakował jak ostatni głupiec. Pewnie wydaje mu się, że jest Camarisem, a mówiłem mu! - Książę chodził po platformie, upewniając się, że wszyscy wpadli w równie szalone podniecenie jak on sam. Duchowny chodził za nim jak piesek, który obszczekuje byka. Wreszcie chwycił Isgrimnura za opończę i pociągnął tak mocno, że o mało go nie przewrócił.
- Na wszystkie świętości, Isgrimnurze! - zawołał. - Musisz mnie wysłuchać!
Książę spojrzał na czerwoną twarz duchownego. Opaska z oka zsunęła mu się prawie na nos.
- Czego chcesz? Wyważyliśmy bramę! Człowieku, toczy się wojna!
- Nornowie z pewnością wiedzą o tunelach - powiedział Strangyeard. Isgrimnur dostrzegł skulonego obok platformy Sangfugola i przez moment zastanawiał się, co duchowny i harfiarz robią w miejscu, które zupełnie nie jest dla nich odpowiednie.
- O czym ty mówisz?
- Muszą o nich wiedzieć. Skoro nam przyszło do głowy, żeby posłać kogoś pod murami zamku...
Odgłosy ludzi atakujących w górę w kierunku strzaskanej bramy, a nawet uderzenie grzmotu i wycie wiatru zostały nagle zagłuszone przez przeraźliwy zgrzyt, jakby ktoś przejechał paznokciami po kamiennej płytce.
- Miłościwy Aedonie! - powiedział Isgrimnur, wpatrując się w Hayholt. - Nie!
Ostatni spośród ludzi Isorna zniknęli w dziurze. Tuż za ich plecami wśród tumanów śniegu i gruzu zaczęła wznosić się druga brama. Rosła szybko ku górze, zgrzytając jak zęby ogra miażdżące kości. Po kilku chwilach mur znowu był cały. Pod warstwą błota i śniegu widać było matowe, żelazne płyty nowej bramy.
- Boże dopomóż mi, miałem rację - jęknął Isgrimnur. - Złapali w pułapkę Isorna i pozostałych. Słodki Usiresie. - Patrzył przerażony, jak inżynierowie pchali taran w kierunku drugiej bramy. Okute żelazem drewno nie ustąpiło nawet na cal.
- Myślą, że schwytali Camarisa - powiedział Strangyeard. - Dlatego to zaplanowali.